Siły bezpieczeństwa w pogotowiu przed afgańskimi wyborami
Przeszło 100 tysięcy afgańskich i zagranicznych żołnierzy i policjantów postawiono w stan pogotowia, w przeddzień historycznych wyborów
prezydenckich w Afganistanie, w obawie przed atakami wrogów nowego
porządku.
08.10.2004 | aktual.: 08.10.2004 18:12
Talibowie, obaleni trzy lata temu fanatycy islamscy, ostrzelali z rakiet cele w Kabulu i kilku innych miastach kraju, ale nie wyrządzili większych szkód. W centrum Kandaharu na południu kraju udaremniono szykowaną na sobotę detonację ciężarówki-pułapki, która według władz afgańskich mogłaby zabić setki osób.
Mimo tych incydentów, w Kabulu rosły nadzieje, że głosowanie, w którym po raz pierwszy ogół Afgańczyków może wybrać swego przywódcę, przebiegnie bez większych przeszkód, a frekwencja będzie wysoka.
O urząd szefa państwa ubiega się ostatecznie 16 kandydatów. Faworytem jest obecny tymczasowy prezydent Hamid Karzaj, 46-letni arystokrata pasztuński cieszący się zaufaniem Amerykanów. Spośród jego rywali liczą się dwaj: Junus Kanuni, afgański Tadżyk, główna postać tzw. Sojuszu Północnego, i generał Abdul Raszid Dostum, afgański Uzbek, weteran wojen afgańskich.
Wybory afgańskie, pierwszy tego rodzaju egzamin z demokracji w kraju, który dźwiga się ze zniszczeń i chaosu po 25 latach nieustannych wojen, będą pod wieloma względami niezwykłe. Ogromna większość wyborców nie umie czytać i pisać. Wielu nigdy nie widziało telewizji ani nie słyszało o kampanii wyborczej. Według raportu jednej z organizacji praw człowieka, tylko 14 procent Afgańczyków uzyskało choćby podstawowe objaśnienie, jak głosować.
Niektóre punkty wyborcze w tym górzystym kraju, dwa razy większym od Polski, są tak trudno dostępne, że nie można do nich dotrzeć nawet śmigłowcami i urny wyborcze będą stamtąd wędrować na osłach nawet dwa tygodnie. W Pandższirze wieśniacy mają sześć godzin marszu do najbliższego lokalu wyborczego.
Niedobitki talibów i bojowców Al-Kaidy, tropione od prawie trzech lat na południu Afganistanu przez żołnierzy amerykańskich, zorganizowały w ostatnich miesiącach serię zamachów, a ostatnio rozsyłały do wyborców anonimowe "szabnamy" ("listy nocne"), strasząc śmiercią tych, którzy pójdą głosować.
Na bazarach Afganistanu krążą pogłoski, że talibowie wszędzie mają szpiegów, i od soboty będą przyglądać się dłoniom swych rodaków, aby po plamie trudnozmywalnego tuszu rozpoznać i ukarać bezbożnych uczestników głosowania. Każdy wyborca musi bowiem odcisnąć palec w specjalnym tuszu, co ma zapobiec kilkakrotnemu głosowaniu.
Z talibami współdziałają podobno lokalne mafie, które nie chcą dopuścić do umocnienia się w kraju władzy centralnej.
Do zapewnienia bezpieczeństwa w kraju i do ochrony przeszło 21 tysięcy punktów wyborczych (ponad 12 tysięcy dla mężczyzn i ponad 9 tysięcy dla kobiet), skupionych w 5 tysiącach ośrodków głosowania, władze mają ponad 100 tysięcy ludzi. Jest wśród nich około 15 tysięcy żołnierzy afgańskich, 9 tysięcy żołnierzy międzynarodowych sił pokojowych ISAF (także z Polski), 18 tysięcy żołnierzy USA i innych krajów z formacji ścigającej talibów i Al- Kaidę oraz kilkadziesiąt tysięcy policjantów i milicjantów.
Pesymiści mówią, że jest to liczba niewystarczająca. Zwracają uwagę, że z powodu złego stanu bezpieczeństwa przełożono na przyszły rok wybory do parlamentu, które początkowo miały nastąpić jednocześnie z prezydenckimi. Mówią, że wybory prezydenckie, też dwukrotnie przesuwane, dochodzą do skutku w terminie październikowym głównie na nalegania Stanów Zjednoczonych, bo prezydent George W. Bush na finiszu swojej kampanii wyborczej chce pochwalić się postępami demokracji w Afganistanie.
Wysoka frekwencja i zwycięstwo Karzaja dałyby mu mandat potrzebny do poprowadzenia kraju trudną drogą do stabilizacji.
W czwartek Karzaj oświadczył, że wyborów nie można odkładać do czasu, gdy wszyscy wrogowie nowego porządku - w tym lokalni watażkowie - złożą broń.
Każdym wyborom na świecie towarzyszy napięcie - powiedział BBC - _ W Afganistanie sytuacja jest trudniejsza, bo dopiero wychodzimy z wojny_.