Setki tysięcy złotych na kampanię PiS. Płacą milionerzy "Dobrej Zmiany"
Na kampanię prominentnych polityków PiS już w 2019 roku szerokim strumieniem płynęły pieniądze od ludzi, którzy za czasów "Dobrej Zmiany" znaleźli zatrudnienie w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Rekordowe 463 tys. zł "zebrał" sam premier, ale na długiej liście polityków, na kampanię których wpłacano darowizny są też m.in.: Jacek Sasin, Piotr Gliński czy Michał Dworczyk. Na kolejne wybory, w których zwycięstwo PiS jest zagrożone, pieniądze, m.in. od "Klubu Milionerów Dobrej Zmiany", już płyną.
- Wśród menadżerów państwowych spółek od kilku miesięcy rozchodzi się przekaz, że potrzebny jest "finansowy szturm", który wesprze przyszłoroczną kampanię wyborczą PiS.
- - To z tych pieniędzy finansowane będą ogólne wydatki kampanijne - na przykład spoty telewizyjne. Ale też kampanie polityków, którzy sami nie zgromadzą wystarczających środków na swoją promocję wyborczą – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wieloletni poseł PiS.
- Im wyższa pozycja polityka w hierarchii, tym wyższe "zebrane" przez niego darowizny na kampanię wyborczą - to prawidłowość, którą dało się zauważyć już w 2019 roku.
- Rekordową kwotę przed wyborami do parlamentu - 463 tys. zł. - wpłacono na premiera Morawieckiego. Drugi - z sumą 84 tys. zł. - był Piotr Gliński. 50 tys. zł wpłynęło na wyborczą promocję Jacka Sasina, a 59 tys. zł na Marka Kuchcińskiego. Na kampanię Zbigniewa Ziobro wpłacił... on sam (35 tys. zł) i jego żona – Patrycja Kotecka-Ziobro (10 tys. zł). A Mariusza Błaszczaka wsparł tylko emeryt z Poznania - kwotą 150 zł.
- Wirtualna Polska publikuje dziś kolejne nazwiska menadżerów spółek Skarbu Państwa, którzy wspierali konkretnych prominentnych polityków PiS.
Menadżerowie państwowych spółek od kilku miesięcy konsultują w swoim gronie, kto i jakie kwoty zamierza wpłacić na kampanię wyborczą PiS. Nikt nie chce wyłożyć za mało, ani "przestrzelić". Jak mówią w rozmowach z Wirtualną Polską, nikt oficjalnie nie potwierdzi, że był wzywany do "finansowego szturmu", bo oficjalnie wszystkie wpłaty na partię i kampanię są całkowicie dobrowolne. Nikogo nie powinno się do nich nakłaniać, nie mówiąc już np. o uzależnianiu od wpłaty tego, czy wpłacający pozostanie we władzach spółki. A jednak członkowie zarządów mają poczucie, że te sprawy są ze sobą powiązane.
MOTYWUJĄCY PUBLICZNY REJESTR
To, kto już wpłaca na konto PiS, można sprawdzić na stronie internetowej tej partii. Zgodnie z przepisami od lipca br. wszystkie ugrupowania muszą ujawniać na swoich stronach internetowych darowizny od osób, które w ciągu roku wpłaciły na ich konto więcej niż 10 tys. zł. Z listy opublikowanej na stronie PiS wynika, że od lipca ten limit przekroczyło 14 osób. Przez ostatnie cztery miesiące podarowały one partii prawie 350 tys. zł.
Tylko trzy osoby z tego grona to politycy PiS - europoseł Joachim Brudziński, podlaski marszałek Artur Kosicki i białostocki radny Mateusz Sawicki.
Anna Dąbrowska z "Polityki", która jako pierwsza przyjrzała się opublikowanej przez PiS liście darczyńców, wskazuje, że siedem z wymienionych na niej osób to menadżerowie spółek z grupy PZU: członkowie zarządu PZU Beata Kozłowska-Chyła, Małgorzata Sadurska, Ernest Bejda i Piotr Nowak, prezes PZU Życie Andrzej Jaworski, prezes TFI PZU Robert Zima i wiceprezeska spółki Ogrodowa Inwestycje Anna Sotek. W przeszłości Sadurska i Jaworski byli posłami PiS, a Bejda w 2011 r. bez powodzenia kandydował do Sejmu z listy tej partii.
Tylko tych siedem osób z PZU przelało na konto PiS łącznie ponad 267 tys. zł. Czworo z nich wpłaciło po 45,15 tys. zł lub 45 tys. zł, czyli maksymalną lub prawie maksymalną dozwoloną w tym roku kwotę.
Na liście wpłacających są też trzy osoby z rady nadzorczej banku Pekao SA, które przelały na konto PiS 37 tys. zł. Wiceprezes Polskiej Grupy Energetycznej Ryszard Wasiłek w tym samym okresie wpłacił 8 tys. zł.
Większość z tych osób opisywaliśmy w raporcie Wirtualnej Polski o wynagrodzeniach zarządów i rad nadzorczych giełdowych spółek, których akcjonariuszem jest państwo ("Klub Milionerów 'Dobrej Zmiany'"). W tekście podawaliśmy też sumy, jakimi ludzie z 19 giełdowych spółek z udziałem państwa wspierali PiS. Już same te kwoty robią wrażenie.
A firm, których wspólnikiem jest państwo, i w których rządzą dziś nominaci PiS, są tysiące. I także władze mniejszych spółek dokładają się do kampanii.
Wirtualna Polska sprawdziła, kto i ile wpłacał na kampanię wyborczą obecnych członków rządu w 2019 roku. W spółkach rządzili już wówczas ludzie z nadania PiS, ale z sondaży widać było, że nie muszą obawiać się zmiany władzy i utraty intratnych posad. A więc i motywacja do przekazywania darowizn na kampanię nie była tak silna, jak teraz, gdy notowania PiS spadają.
SYSTEM DEDYKOWANYCH WPŁAT
Zanim jednak przejdziemy do nazwisk i kwot - krótkie wyjaśnienie zasad finansowania partii i kampanii wyborczych.
Zgodnie z prawem ugrupowania startujące w wyborach mogą finansować kampanię wyłącznie ze specjalnego rachunku bankowego, nazywanego funduszem wyborczym.
Przed laty na fundusz wyborczy PiS wpływały głównie partyjne oszczędności (odłożone pieniądze z państwowej subwencji i ze składek działaczy) oraz wpłaty osób kandydujących w wyborach.
- Było takie założenie, że jak ktoś chce kandydować, to musi "zainwestować" i dołożyć się do kampanii. Im lepsze miejsce na liście, tym oczekiwano że więcej wpłaci. Ale nie wszyscy mieli pieniądze, albo chcieli je wykładać - więc namawiali rodziny i znajomych, żeby też coś wpłacili. A żeby było wiadomo, którzy kandydaci "przynieśli" wymagane przez partię kwoty, w tytułach przelewów pisało się nazwisko kandydata – wspomina poseł PiS.
Sytuacja zmieniła się po wygranej PiS w wyborach 2015 r., gdy tysiące nominatów tej partii objęły intratne posady w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Przed wyborami w 2019 roku to oni masowo wpłacali pieniądze na fundusz wyborczy PiS, korzystając z wypróbowanego wcześniej patentu z "dedykowaniem" wpłat konkretnym kandydatom (przez wpisywanie w tytułach przelewów ich nazwisk).
Zgodnie z przepisami każda taka osoba w ciągu roku może wpłacić na konto partii i fundusz wyborczy maksymalnie 15-krotność najniższego wynagrodzenia w Polsce (w 2022 r. to 45,15 tys. zł). Jeśli w jednym roku wybory są dwa razy – maksymalna kwota darowizny rośnie do 25-krotności najniższego wynagrodzenia. W 2019 r., gdy zbiegły się wybory do parlamentu i europarlamentu, było to ponad 56 tys. zł.
- Wielu polityków w ogóle nie wpłacało w 2019 r. na swoją kampanię. Z tych, którzy wpłacili, część pewnie żałowała, gdy okazało się, że inni załatwiali to "oszczędniej" – przyznaje cytowany wcześniej poseł PiS.
SKĄPY PREMIER
W 2019 r. na fundusz wyborczy PiS wpłynęły ponad 4 tys. wpłat. Nie sposób więc sprawdzić wszystkich transakcji. Wirtualna Polska przyjrzała się jednak temu, kto i ile wpłacał na kampanię wyborczą obecnych członków rządu Mateusza Morawieckiego, którzy w 2019 r. kandydowali z listy PiS do parlamentu.
Ze wszystkich członków rządu najwięcej pieniędzy na kampanię w 2019 r. "zebrał" Mateusz Morawiecki, choć sam nie wpłacił na fundusz wyborczy ani grosza.
Jak wynika z dokumentów złożonych przez PiS w Państwowej Komisji Wyborczej, kampanię premiera wsparły finansowo 53 osoby. Co najmniej 30 z nich związanych było z państwowymi spółkami i państwowym Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Łącznie na kampanię premiera wpłynęły 463 tys. zł. Z tej kwoty aż 378 tys. zł wpłacili ludzie z państwowych spółek i BGK.
Wielu z darczyńców, w czasach gdy Morawiecki był prezesem Banku Zachodniego WBK, pracowało u jego boku w tym banku. Ich późniejsze kariery zawodowe także splatały się z karierą Morawieckiego.
Najwyższą kwotę – ponad 56 tys. zł wpłacił wiceprezes PKN Orlen - Armen Artwich. Wśród osób, które w 2019 r. wpłacały pieniądze na kampanię Morawieckiego były także inne osoby związane z Orlenem (w 2021 r. pisało o nich szeroko OKO.press).
Darowizny na kampanię premiera wpłaciło także kilkanaście osób ze spółek, które były wówczas lub są nadal "strefami wpływów" Mateusza Morawieckiego – jak bank PKO BP i Grupa Polskiego Funduszu Rozwoju i należące do niej: Polski Fundusz Rozwoju (PFR), Fundacja PFR, Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP), Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK), Polska Agencja Inwestycji i Handlu (PAIH) oraz Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP).
Pieniądze przelewali też członkowie władz i menadżerowie z innych spółek z udziałem państwa: Lotosu, Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych, Tauronu, Totalizatora Sportowego i Węglokoksu.
Dokładnie 5555,55 zł na kampanię Morawieckiego wpłacił Rafał Milczarski, prezes Polskich Linii Lotniczych LOT i Polskiej Grupy Lotniczej. Tego samego dnia przelał takie same kwoty również na kampanię Jarosława Kaczyńskiego i Radosława Fogla.
A jak wyglądały wpłaty na innych polityków z rządu?
SERYJNE WSPARCIE Z ORLENU I ENEI
Najciekawiej wyglądają listy wpłat "dedykowanych" na kampanię obecnych ministrów Marka Kuchcińskiego i Zbigniewa Hoffmana.
Kuchciński w wyborach 2019 r. startował jako były marszałek Sejmu. Z funkcją rozstał się tuż przed końcem kadencji, gdy media ujawniły, że latał z rodziną i znajomymi VIP-owskimi samolotami. Na jego kampanię wpłaciło 16 osób – łącznie 59 tys. zł (z tego 11 tys. zł przelał on, jego żona i teściowe).
Pozostałe darowizny przekazywali głównie ludzie związani z Orlenem:
- prezes Orlenu Daniel Obajtek wpłacił 10 tys. zł,
- Tomasz Sanecki, członek zarządu Orlen Południe, przelał - 5 tys. zł,
- Jarosław Wróbel, wtedy prezes Orlen Południe, teraz wiceprezes Energa Obrót i członek rady nadzorczej Anwilu (spółka-córka PKN Orlen) – 5 tys. zł,
- Robert Samek, ówczesny członek zarządu Orlen Południe – 5 tys. zł,
- i Janusz Radomski, wtedy prezes Orlen Upstream, a od 2021 r. prezes Inowrocławskich Kopalni Soli Solino (spółka-córka PKN Orlen) - 4 tys. zł.
Trzej ostatni kilka miesięcy wcześniej, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, wsparli kampanię wyborczą Beaty Szydło i Joanny Kopcińskiej. Jak ujawniła TVN24, 22 osoby związane z grupą Orlen wpłaciły wówczas w krótkim czasie jednakowej wysokości darowizny na kampanię tych dwóch kandydatek. To ta sprawa sprawiła, że o finansowaniu kampanii przez ludzi ze państwowych spółek znów zrobiło się głośno.
W grupie, która wspierała Szydło i Kopcińską, był też Paweł Jegier, wtedy wiceprezes, dziś prezes spółki Orlen Serwis. Przed wyborami parlamentarnymi przelał 5 tys. zł na kampanię obecnego ministra rozwoju Waldemara Budy. W jego przypadku była to chyba jedyna wpłata od kogoś związanego z państwowymi spółkami.
Zbigniew Hoffman startował w wyborach 2019 roku jako urzędujący wojewoda wielkopolski. Na jego kampanię wpłaciło 26 osób. Z ich wpłat uzbierało się 57 tys. zł. Po klika tysięcy złotych wpłacili m.in. członkowie władz spółek Polregio, Wojskowych zakładów Motoryzacyjnych, Polskiej Spółki Gazownictwa i Danko Hodowla Roślin (spółka-córka Krajowej Grupy Spożywczej).
Ale najliczniej darowizny wpłacali ludzie związani ze spółkami z grupy Enea, które mają siedziby w Wielkopolsce:
- Józef Aleszczyk, kiedyś członek zarządu Enea Centrum, potem członek zarządu Enea Operator – przelał na kampanię Hoffmana 2 tys. zł,
- Tadeusz Dachowski, ówczesny członek zarządu Enea Operator - także 2 tys. zł,
- Ryszard Żukowski, prokurent Enea Centrum kolejne 2 tys. zł,
- Piotr Bielerzewski, prokurent Enea Logistyka - 500 zł.
Dwie z wpłacających osób - Dariusz Jędraszak i Magdalena Antczak - do Enei Centrum trafili później (Jędraszak został w 2020 r. prokurent spółki, a Antczak w 2022 r. członkinią zarządu).
Frakcje wpłacających na Kuchcińskiego ludzi z Orlenu i wpłacających na Hoffmana menadżerów z Enei połączył Szymon Szynkowski vel Sęk. Jedną z najwyższych darowizn na jego kampanię – 7 tys. zł wpłacił Michał Cebula - prokurent, a potem członek zarządu Enea Operator. A kolejną co do wielkości darowiznę – 5 tys. zł - przekazał Paweł Stańczyk, ówczesny wiceprezes Orlen Serwis.
50 TYSIĘCY ZŁOTYCH DLA SASINA
Warto odnotować również, kto wpłacał na kampanię wicepremiera Jacka Sasina, który w wyborach startował jako minister bez teki, a po wyborach został ministrem aktywów państwowych – nadzorującym większość spółek z udziałem państwa.
Pieniądze na jego kampanię – łącznie 50 tys. zł – wpłaciło 9 osób.
Najwięcej – bo aż 30 tys. zł darowizny – przekazał Paweł Gruza, ówczesny wiceprezes KGHM Polska Miedź. 5 tys. zł na promocję wyborczą Sasina wyłożył Maciej Jankiewicz, kiedyś prezes Polskiego Holdingu Nieruchomości, a od 2020 r. wiceprezes PGE Energia Ciepła.
Po 3 tys. zł na ten cel przeznaczyli:
- Zbigniew Chmiel (wtedy szef Fundacji PGNiG, od 2021 wiceprezes Pekao Investment Management i członek rady Fundacji Banku Pekao),
- Michał Grodzki (wtedy wiceprezes państwowej AMW Revita, obecnie prezes Pekao Direct i członek rady nadzorczej Pekao Leasing),
- Marcin Kowalczyk (wtedy wiceprezes Wojskowego Przedsiębiorstwa Handlowego, dziś członek rad nadzorczych PGE i PZU),
oraz Krzysztof Ziółkowski (członek rady nadzorczej spółki-córki Agencji Rozwoju Przemysłu).
Jedną z najniższych dotacji "dedykowanych" kampanii Sasina - 1 tys. zł - wpłacił Marcin Wierzchowski. Przed laty współpracował z Sasinem w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W 2022 r. został członkiem zarządu jednej z najważniejszych państwowych spółek - Polskiej Grupy Zbrojeniowej, powołano go też do rady nadzorczej Armatury Kraków.
REKORDZIŚCI: GLIŃSKI I DWORCZYK
Najwyższą kwotę ze wszystkich obecnych członków rządu (po premierze Morawieckim) "zebrał" wicepremier i minister kultury Piotr Gliński. Łącznie było to 84 tys. zł.
Jedną z dwóch najwyższych darowizn – 20 tys. zł – wpłacił on sam. Tyle samo (20 tys. zł) przelał Kasjan Wyligała, wówczas członek rady nadzorczej Grupy CZH (dawna Centrala Zaopatrzenia Hutnictwa) i członek rady nadzorczej KGHM TFI, a od 2022 r. wiceprezes kopalni Bogdanka i członek rady nadzorczej spółki-córki Polskiej Grupy Lotniczej. Mniejszą kwotę – 7 tys. zł - wyłożył na kampanię Glińskiego Czesław Warsewicz, wówczas prezes PKP Cargo i członek rady nadzorczej PKP Cargo Connect.
Obaj – Wyligała i Warszewicz - dywersyfikowali wsparcie: pierwszy wpłacił darowiznę także na kampanię Adama Lipińskiego, drugi – na Jerzego Polaczka i Andrzeja Bittela.
Niewielkimi kwotami kampanię Glińskiego wsparło również kilka osób z prywatnego biznesu.
Tylko kilkanaście tysięcy mniej niż wicepremier "zebrał" na swoją kampanię minister Michał Dworczyk, wówczas szef kancelarii premiera Morawieckiego. 7 osób wyłożyło na ten cel łącznie 67 tys. zł. Prawie połowę tej kwoty – 30 tys. zł – wpłacił Andrzej Kensbok, członek rady nadzorczej PKP SA, od 2021 r. wiceprezes KGHM Polska Miedź. 5 tys. zł wyłożyła Anna Lutek, wówczas doradczyni zarządu Orlen Unipetrol, potem szefowa PR w Enei i sponsoringu w PZU.
Kampanię wsparło także czworo członków władz spółek, które swoje siedziby mają na Dolnym Śląsku, skąd Dworczyk kandydował.
- prawie 14 tys. zł wpłacił Piotr Sosiński, wówczas prezes państwowej Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Invest-Park, potem członek zarządu Dolnośląskich Zakładów Usługowo-Produkcyjnych Dozamel,
- 8 tys. zł wyłożył Marcin Gwóźdź, ówczesny członek rady nadzorczej Dozamelu,
- 6 tys. zł przelała Joanna Walaszczyk, szefowa spółki Uzdrowisko Lądek- Długopole,
- i 3,3 tys. zł - Anna Kania, wtedy wiceprezeska, a od 2022 r. prezeska Invest-Park Development (spółka-córka Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Invest-Park).
150 ZŁ DLA BŁASZCZAKA. INNI PŁACILI SOBIE SAMI
Co z finansowaniem kampanii pozostałych członków obecnego rządu?
Kilku ministrów na promocję swoich kandydatur "zebrało" po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ale wśród wpłacających nie znaleźliśmy ludzi, którzy w 2019 r. pełnili funkcje w państwowych spółkach. Pieniądze wpłacali prywatni przedsiębiorcy i osoby w ogóle nie związane z biznesem.
Kampanię Mariusza Błaszczaka wsparł tyko senior z Poznania, kwotą 150 zł.
Na kampanię Zbigniewa Ziobro wpłacił... on sam (35 tys. zł) i jego żona – Patrycja Kotecka-Ziobro (10 tys. zł). Kampanię Henryka Kowalczyka i Michała Wójcika wsparły tylko ich żony. Hanna Kowalczyk wyłożyła na ten cel 30 tys. zł, a Agata Wójcik – ponad 28 tys. zł.
Darowizny "dedykowane" kampanii Mariusza Kamińskiego wpłacili jego syn Kacper Kamiński (było o nim głośno w 2018 r. gdy okazało się, że dostał pracę w Banku Światowym) oraz Wojciech Nachiło (w czasach PRL działacz opozycji, potem związany z Ligą Republikańską Kamińskiego, dziś znany przedsiębiorca z branży obuwniczej i odzieżowej). Pierwszy wpłacił 12 tys. zł, drugi 20 tys. zł.
Na kampanię kilku kolejnych członków rządu wpłacali tylko oni sami. Tak było w przypadku Grzegorza Pudy (wyłożył 30 tys. zł), Marleny Maląg (24,5 tys. zł) i Kamila Bortniczuka (15,4 tys. zł).
Na kampanię Włodzimierza Tomaszewskiego nie wpłynęła żadna darowizna.
UKŁAD ZAMKNIĘTY
Politycy PiS chcieliby, by kolejną kampanię tej partii w jeszcze większym stopniu finansowali ludzie, którzy zajmują intratne stanowiska w państwowych spółkach. A firm, których wspólnikiem jest państwo, i w których rządzą dziś nominaci PiS, są tysiące.
Ci, którzy zostali nominowani do zarządów i rad nadzorczych firm przez obecną władzę, teraz mają pomóc tej władzy w wygraniu kolejnych wyborów, by po wyborach mogli dalej pełnić funkcje w spółkach. To układ zamknięty.
Jak będzie wyglądała przyszłoroczna kampania, jeśli wszyscy nominaci partii rządzącej zaczną intensywniej wspierać ją finansowo?
- To wszystko układa się w taki smutny obrazek. Partia nadużywa władzy, żeby wepchnąć swoich ludzi na lukratywne stanowiska, a ci potem muszą się jej odwdzięczać. Jeśli ci nominaci czują, że muszę się rewanżować PiS, to znaczy, że bez pomocy partii na te posady by nigdy nie trafili - komentuje dla WP prof. Jarosław Flis, socjolog z UJ. - To wielka bezczelność, w dodatku potwierdzona w partyjnych uchwałach.
Bianka Mikołajewska, dziennikarka Wirtualnej Polski