"Panu to ja mogę nogę podać"
Pierwsza w Polsce debata prezydencka z prawdziwego zdarzenia miała miejsce podczas wyborów prezydenckich w 1995 r. Starli się Lech Wałęsa z Aleksandrem Kwaśniewskim. Podczas wymiany zdań, Wałęsa często wracał do politycznych korzeni kandydata lewicy, zarzucał Kwaśniewskiemu, że mówi "jak w Trybunie Ludu", porównał go do I sekretarza. Najgoręcej zrobiło się jednak już po zakończeniu rozmowy, kiedy Aleksander Kwaśniewski chciał pożegnać się z rywalem. - Panu to ja mogę nogę podać - zareagował Wałęsa. Urzędujący prezydent zdenerwował się, bo jego rywal, wchodząc do studia, przywitał się ze wszystkimi, tylko nie z nim.
Kilka dni po pierwszej debacie zorganizowano drugą. I tym razem kontrkandydaci dyskutowali o spuściźnie PRL-u. - Zagraża nam znowu komuna (...). Ostrzegam, że zbrodniarze nie są rozliczeni i chodzą po ulicach - mówił Wałęsa. - Pan straszy miliony Polaków - odpowiadał Kwaśniewski, dodając, że błąd Wałęsy polega na "próbie określania całego PRL jednym słowem". - Trzeba ocenić, co było dobre, oddać honor tym, którzy w PRL pracowali ciężko, czynili to dla Polski - stwierdził.
Po rozmowie Kwaśniewski podszedł do rywala i podał mu rękę. - To pan w niedzielę wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku! - powiedział Wałęsa, ale rękę Kwaśniewskiemu uścisnął. W drugiej turze wyborów wygrał Aleksander Kwaśniewski (zdobył 51% głosów). Lecha Wałęsę wybrało 48% głosujących.