Sensacje w kampanii
To zmieniło historię...
Mistrzowie skandali i wywlekania brudów - zobacz zdjęcia
Ostre starcia, bitwy na wizerunek, haki i czarny PR - te wydarzenia odmieniły losy kampanii wyborczych. Gdyby nie one, scena polityczna wyglądałaby dziś zupełnie inaczej... Prezentujemy subiektywną listę sensacyjnych wydarzeń, które zmieniły bieg historii!
Łagodna twarz Jarosława Kaczyńskiego
W wyborach prezydenckich z 2010 r. Jarosław Kaczyński pokazał swoje nowe, łagodne oblicze. Za kampanię odpowiadała wówczas Joanna Kluzik-Rostkowska, Paweł Poncyljusz, Marek Migalski i Paweł Kowal, zwani partyjnymi "gołębiami". To oni zdecydowali o złagodzeniu retoryki prezesa PiS.
Choć przed wyborami specjaliści podkreślali, że Jarosław Kaczyński ma zbyt duży negatywny elektorat, by wygrać wybory, to okazało się, że uzyskał doskonały wynik. Zdobył 47% głosów, ulegając Bronisławowi Komorowskiemu, który uzyskał ich 53%.
Tuż po wyborach Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Newsweeka" bardzo krytycznie podsumowywał swoją kampanię, mówiąc, że: "ładne buzie się nie sprawdziły". W obecnej kampanii widać jednak, że powrócił do dawnej strategii. Znów dużą rolę w jego kampanii grają "aniołki Kaczyńskiego".
Tusk nokautuje Kaczyńskiego w debacie
Na wyniku wyborów parlamentarnych z 2007 r. niewątpliwie zaważyła debata Tusk-Kaczyński, podczas której Tusk znokautował swojego rywala. Największe emocje wzbudziły pytania o 3 mln mieszkań, które obiecywał wybudować rząd PiS oraz o wzrost cen m.in. chleba, ziemniaków, jabłek, kurczaków, gazu ziemnego i benzyny.
W tej kampanii niezwykle nośne okazało się hasło budowy "drugiej Irlandii", wykorzystane m.in. w popularnym spocie, w którym pielęgniarkę zagrała Anna Cugier-Kotka. Tusk wyrósł wówczas na wodza rewolucji młodych, którzy przy urnach zadecydowali o jego zwycięstwie.
Zapłakana "ofiara" agenta Tomka
Na pięć dni przed wyborami parlamentarnymi w 2007 r. szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński zorganizował konferencję prasową, prezentując materiały dotyczące przyjęcia przez ówczesną posłankę PO Beatę Sawicką łapówki.
W opinii opozycji i części komentatorów, było to wmieszanie CBA w kampanię wyborczą, mające na celu zdyskredytowanie PO, czemu zaprzeczył następnie szef CBA.
Posłanka w swoim oświadczeniu wydanym 17 października 2007 r. zasugerowała, że została wytypowana i uwikłana w sytuację korupcyjną, przez nieszablonowo działającego funkcjonariusza CBA przy pomocy "miłych i czułych sms-ów, kwiatów" oraz "upominków". Twierdziła, że została uwiedziona i zmanipulowana przez agenta Tomka.
Następnie zwołała własną konferencję prasową, która przeszła do historii. Zapłakana, łamiącym się głosem zwracała się "do pana ministra Kamińskiego z błaganiem o to, żeby mnie nie linczował publicznie!". Tym samym "mina" PiS została rozbrojona.
Pusta lodówka i "Mordo Ty moja"
W 2005 r. swoimi słynnymi reklamówkami z pustą lodówką PiS skutecznie zaatakował PO. Brak dobrej odpowiedzi na motyw lodówki, z której znikały produkty żywnościowe według analiz istotnie przyczyniły się do porażki wyborczej partii Donalda Tuska sześć lat temu.
W kampanii parlamentarnej dwa lata później PiS celnie punktował Platformę w słynnym spocie "Mordo Ty moja". Tym razem jednak sztabowcy się przeliczyli - wybory skończyły się porażką PiS.
Dziadek z Wehrmachtu
To była największa sensacja kampanii prezydenckiej 2005 r. Na finiszu walki Lech Kaczyński-Donald Tusk, na kilka dni przed głosowaniem w II turze Jacek Kurski udzielił wywiadu tygodnikowi "Angora". Powiedział, iż "poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Donalda Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu".
Ten epizod z życia krewnego szefa PO mógł służyć jako argument do zarzucenia kandydatowi Platformy proniemieckich poglądów. Donald Tusk odrzucił te oskarżenia twierdząc, że jego dziadek nigdy nie służył w hitlerowskiej armii. Po kilku dniach media ujawniły pełną historię dziadka.
Okazało się, że Józef Tusk został siłą wcielony do Wehrmachtu. Za uchylanie się od służby wojskowej groziła kara śmierci. Zgodnie z niemieckimi dokumentami 2 sierpnia 1944 został powołany do wojsk III Rzeszy. Jednak po kilku miesiącach Józef Tusk zniknął z niemieckiej ewidencji, a potem służył w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii.
Lech Kaczyński przeprosił Tuska za "dziadka z Wehrmachtu" w debacie telewizyjnej i odciął się od działań Kurskiego, który został przez sąd partyjny wykluczony z PiS. Ten, po decyzji sądu koleżeńskiego, stwierdził, że "popełnił pomyłkę, a nie dopuścił się oszczerstwa". Później odwołał się o tej decyzji i po wygraniu wyborów przez Lecha Kaczyńskiego powrócił do PiS.
- Z tym Wehrmachtem to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi - takie słowa miał wypowiedzieć sam Kurski według dziennikarzy Tomasza Lisa, Wiesława Władyki, Tomasza Wołka i Katarzyny Kolendy-Zaleskiej przed nagraniem w studiu radia TOK FM 14 października 2005 r. w odpowiedzi na pytanie Tomasza Lisa "Dlaczego w ogóle zacząłeś z tym dziadkiem Tuska?". Jacek Kurski zaprzeczył, że wypowiedział te słowa.
Fałszywki Jaruckiej
Ta głośna afera doprowadziła do wycofania się Włodzimierza Cimoszewicza z wyborów prezydenckich w 2005 r. Cimoszewicz był wyraźnym liderem przedwyborczych sondaży, drugi był Lech Kaczyński. Konstanty Miodowicz z PO, członek komisji śledczej ds. PKN Orlen, skontaktował z komisją Annę Jarucką - b. asystentkę Cimoszewicza jako szefa MSZ w 2002 r. Jarucka przekazała komisji ksero rzekomego upoważnienia do zamiany oświadczenia majątkowego, które w 2002 r. miał jej wystawić Cimoszewicz - by usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informację o posiadanych akcjach Orlenu.
On sam mówił wtedy, że jego oświadczenie majątkowe nie było nigdy zmieniane. Prokuratura uznała potem, że dokument jest sfałszowany, co od początku mówił Cimoszewicz. Ale po rewelacjach Jaruckiej Cimoszewicz wycofał się z wyborów, a liderem sondaży został Tusk.
Sąd I instancji skazał Annę Jarucką na półtora roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Kobieta twierdziła, że to poseł PO Konstanty Miodowicz namówił ją do ujawnienia tej sprawy. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że Jarucka działała z wyrachowaniem, manipulowała opinią publiczną i naraziła na szwank dobre imię Cimoszewicza. Według sądu, motywem byłej asystentki byłego szefa MSZ "mogła być" chęć zemsty za ignorowanie przez Cimoszewicza jej próśb o załatwienie pracy w zagranicznej placówce.
Minister Siwiec całuje ziemię kaliską
W prezydenckiej kampanii wyborczej z 2000 r. sztab wyborczy Mariana Krzaklewskiego przedstawił nagranie z wizyty prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Kaliszu z 17 września 1997 r., na którym widać, jak przy wychodzeniu ze śmigłowca prezydencki minister Marek Siwiec kreśli w powietrzu znak krzyża w kierunku witających go urzędników i działaczy partyjnych. Wychodzący za nim Aleksander Kwaśniewski pyta: "Czy minister Siwiec całował już ziemię kaliską?". Na to szef BBN klęka i całuje ziemię. Zachowanie to zostało przez część komentatorów uznane za parodiowanie papieża Jana Pawła II.
Wykorzystano też tzw. incydent w Charkowie. Podczas oficjalnej wizyty Kwaśniewskiego na Ukrainie Kwaśniewski nie mógł zachować równowagi, co zarejestrowały kamery TV. Chwiejąca się postać prezydenta, jak i wyraz jego twarzy nie pozostawiały wątpliwości, że jest to skutek nadużycia alkoholu; niestabilną postawę Kwaśniewskiego tłumaczono wówczas "urazem goleni prawej", choć nigdy przedtem, ani nigdy potem prezydent na takie dolegliwości się nie skarżył. Pod koniec swojej kadencji Aleksander Kwaśniewski publicznie przyznał, że nadużył wówczas alkoholu.
Próba zdyskredytowania ubiegającego się o reelekcję prezydenta przez pokazanie w spotach wyborczych kompromitujących materiałów filmowych się nie powiodła. W wyborach, które odbyły się 8 października 2000 r., Marian Krzaklewski zdobył 15,57% głosów wyborców, zajmując trzecie miejsce za Kwaśniewskim i Andrzejem Olechowskim.
"Panu to ja mogę nogę podać"
Pierwsza w Polsce debata prezydencka z prawdziwego zdarzenia miała miejsce podczas wyborów prezydenckich w 1995 r. Starli się Lech Wałęsa z Aleksandrem Kwaśniewskim. Podczas wymiany zdań, Wałęsa często wracał do politycznych korzeni kandydata lewicy, zarzucał Kwaśniewskiemu, że mówi "jak w Trybunie Ludu", porównał go do I sekretarza. Najgoręcej zrobiło się jednak już po zakończeniu rozmowy, kiedy Aleksander Kwaśniewski chciał pożegnać się z rywalem. - Panu to ja mogę nogę podać - zareagował Wałęsa. Urzędujący prezydent zdenerwował się, bo jego rywal, wchodząc do studia, przywitał się ze wszystkimi, tylko nie z nim.
Kilka dni po pierwszej debacie zorganizowano drugą. I tym razem kontrkandydaci dyskutowali o spuściźnie PRL-u. - Zagraża nam znowu komuna (...). Ostrzegam, że zbrodniarze nie są rozliczeni i chodzą po ulicach - mówił Wałęsa. - Pan straszy miliony Polaków - odpowiadał Kwaśniewski, dodając, że błąd Wałęsy polega na "próbie określania całego PRL jednym słowem". - Trzeba ocenić, co było dobre, oddać honor tym, którzy w PRL pracowali ciężko, czynili to dla Polski - stwierdził.
Po rozmowie Kwaśniewski podszedł do rywala i podał mu rękę. - To pan w niedzielę wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku! - powiedział Wałęsa, ale rękę Kwaśniewskiemu uścisnął. W drugiej turze wyborów wygrał Aleksander Kwaśniewski (zdobył 51% głosów). Lecha Wałęsę wybrało 48% głosujących.
Magisterka Kwaśniewskiego
Podczas kampanii prezydenckiej w 1995 r. kontrowersje wzbudziła kwestia wykształcenia kandydata SLD. Aleksander Kwaśniewski w ankietach sejmowych podawał, że legitymuje się wykształceniem wyższym. Taka sama informacja została zamieszczona w oficjalnym obwieszczeniu Państwowej Komisji Wyborczej. Potwierdzał to także sam Aleksander Kwaśniewski w kolejnych wywiadach.
Jednak 16 listopada 1995 r. prof. Brunon Synak, prorektor Uniwersytetu Gdańskiego, oświadczył, że 5 października 1978 r. Aleksander Kwaśniewski został skreślony z listy studentów Wydziału Ekonomiki i Transportu Uniwersytetu Gdańskiego. Potwierdził to także rektor UG Zbigniew Grzonka. Aleksander Kwaśniewski kolejny raz powtórzył tezę o swoim wyższym wykształceniu w wywiadzie dla "Frankfurter Rundschau" z 24 listopada 1995 r., nazywając odmienne stwierdzenie rektora "manewrem wyborczym".
Dopiero w grudniu 1995 r. już jako prezydent-elekt Kwaśniewski przyznał na łamach "Polityki", że nie zrobił magisterium, lecz myślał, iż ma wykształcenie wyższe, ponieważ rzekomo zdał wszystkie egzaminy na studiach.
Czarna teczka Tymińskiego
Ten "człowiek znikąd", jak przedstawiała go prasa, nikomu nieznany biznesmen niespodziewanie zgłosił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich w 1990 r. Pomimo oczekiwanej porażki, Stanisław Tymiński po bardzo intensywnej kampanii, podczas której przedstawiał się jako jedyny "człowiek spoza układu" i alternatywa dla pozostałych, a także zdecydowanie kontestował dokonywane reformy gospodarcze, uzyskał w I turze aż 23% głosów, pokonując m.in. Tadeusza Mazowieckiego i Włodzimierza Cimoszewicza i wchodząc do II tury przeciwko Lechowi Wałęsie.
Najbardziej rozpoznawalnym znakiem Stanisława Tymińskiego stała się symboliczna "czarna teczka", w której miał przechowywać różne kompromitujące dokumenty. Niestety jej tajemnica nie została rozwiązana - Tymiński nigdy nie ujawnił jej zawartości.
(js)