Dziadek z Wehrmachtu
To była największa sensacja kampanii prezydenckiej 2005 r. Na finiszu walki Lech Kaczyński-Donald Tusk, na kilka dni przed głosowaniem w II turze Jacek Kurski udzielił wywiadu tygodnikowi "Angora". Powiedział, iż "poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Donalda Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu".
Ten epizod z życia krewnego szefa PO mógł służyć jako argument do zarzucenia kandydatowi Platformy proniemieckich poglądów. Donald Tusk odrzucił te oskarżenia twierdząc, że jego dziadek nigdy nie służył w hitlerowskiej armii. Po kilku dniach media ujawniły pełną historię dziadka.
Okazało się, że Józef Tusk został siłą wcielony do Wehrmachtu. Za uchylanie się od służby wojskowej groziła kara śmierci. Zgodnie z niemieckimi dokumentami 2 sierpnia 1944 został powołany do wojsk III Rzeszy. Jednak po kilku miesiącach Józef Tusk zniknął z niemieckiej ewidencji, a potem służył w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii.
Lech Kaczyński przeprosił Tuska za "dziadka z Wehrmachtu" w debacie telewizyjnej i odciął się od działań Kurskiego, który został przez sąd partyjny wykluczony z PiS. Ten, po decyzji sądu koleżeńskiego, stwierdził, że "popełnił pomyłkę, a nie dopuścił się oszczerstwa". Później odwołał się o tej decyzji i po wygraniu wyborów przez Lecha Kaczyńskiego powrócił do PiS.
- Z tym Wehrmachtem to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi - takie słowa miał wypowiedzieć sam Kurski według dziennikarzy Tomasza Lisa, Wiesława Władyki, Tomasza Wołka i Katarzyny Kolendy-Zaleskiej przed nagraniem w studiu radia TOK FM 14 października 2005 r. w odpowiedzi na pytanie Tomasza Lisa "Dlaczego w ogóle zacząłeś z tym dziadkiem Tuska?". Jacek Kurski zaprzeczył, że wypowiedział te słowa.