Seniorzy - grupa dająca władzę. PiS zwietrzył szansę i wyciąga asa
Prawie 70 proc. wyborców PiS ma już więcej niż 60 lat. A im biedniejsi są emeryci, im bardziej zależni od "hojności" PiS, tym chętniej głosują na tę partię. Seniorów w Polsce przybywa i to oni stają się przyszłością narodu - pisze Joanna Solska w "Polityce".
Najmłodszą emerytką w rządzie PiS jest Magdalena Rzeczkowska, ma 49 lat i dorabia do emerytury jako minister finansów. Przez 18 lat pracowała w Służbie Celno-Skarbowej, dosłużyła się emerytury w wysokości 4,8 tys. zł brutto. To tzw. emerytura mundurowa, wypłacana z budżetu MSWiA. Ze statystyki wynika, że świadczenie emerytalne Rzeczkowska pobierać będzie kilka razy dłużej, niż na nie pracowała, kobiety żyją przeciętnie 84 lata. Podobny system ma MON. Z kasy tego resortu, przeznaczonej na obronność kraju, sowitą emeryturę generalską pobiera Sławoj Leszek Głódź, były kapelan wojska.
Seniorzy rozwojowi
Starsze pokolenie staje się przyszłością narodu, w wieku 60 plus jest już ponad 26 proc. obywateli, a minister rodziny Marlena Maląg zauważa, że wkrótce co trzeci Polak będzie emerytem. Skoro więc to od tej grupy najbardziej zależy, czy PiS utrzyma władzę, rozwojowy program dla Polski adresowany jest głównie do nich. Z tym że słowo "rozwojowy" nie wydaje się potrzebne, chodzi bowiem głównie o wypłaty. Z wyliczeń Antoniego Kolka, prezesa Instytutu Emerytalnego, wynika, że w latach 2022–26 do seniorów popłynie wsparcie gotówkowe w wysokości 142 mld zł. Wspieranie rodzin z dziećmi staje się politycznie mniej efektywne. Młodsi rzadziej odwdzięczają się przy urnach.
Do najstarszej grupy wiekowej dostosowany jest także ideowy przekaz partii rządzącej. Z badania Polsenior wynika, że seniorzy to grupa najbardziej konserwatywna, przeciwna równouprawnieniu osób LGBT, postulatom liberalizacji aborcji, najsilniej też związana z Kościołem. Jest też najmniej wrażliwa na ekologię oraz łamanie praworządności. Nie docierają do niej wieści o aferach, ponieważ jej olbrzymia większość widzi tylko to, co pokazuje TVP, do wolnych mediów ma ograniczony dostęp. W zamach smoleński wierzy 78 proc. elektoratu PiS, czyli głównie oni. Konkluzja, jaka płynie z badania, jest taka, że starzejące się społeczeństwo będzie coraz bardziej uzależnione od władzy mentalnie i materialnie. PiS stworzyło z seniorami układ klientelistyczny. Wy dacie nam pełnię władzy, my wam trochę pieniądzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jest to szczególnie widoczne na wsi, gdzie najwięcej starych ludzi jest wykluczonych społecznie, samotnych, szybciej dotykają ich choroby otępienne. Dr Sylwia Michalska z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN zauważa, że wykluczenie polega też na tym, że większość najgorzej wykształconych seniorów niczego nie załatwi przez internet, bo w grupie 75+ na wsi korzysta z niego zaledwie 6 proc. Z telefonu komórkowego – tylko 54 proc. To pogłębiło się w czasie pandemii, która odcięła ich od wnuków.
Seniorzy elitarni
Emerytów i rencistów jest w Polsce coraz więcej, ich liczba zbliża się do 10 mln osób, włączając pobierających renty rodzinne. Osób pracujących jest zaledwie 16,5 mln. Seniorzy są grupą zróżnicowaną wiekowo, ale też finansowo, pobierają świadczenia z kilku różnych systemów emerytalnych.
Najlepiej uposażeni i najmłodsi są mundurowi. Pracownicy mundurowi, czyli policjanci, żołnierze czy celnicy, nie płacą od swoich pensji składek emerytalno-rentowych, a świadczenie mogą pobierać dużo wcześniej, nawet po 20 latach pracy bez względu na wiek. Jak znany czterdziestolatek Agent Tomek. PiS cofnęło bowiem reformę rządu PO-PSL, wydłużającą wiek uprawniający mundurowych do pobierania emerytury dopiero po przekroczeniu pięćdziesiątki. Młodzi czterdziestolatkowie mogą uzupełniać dochody z emerytury inną pracą, jak Rzeczkowska. Są za to partii wdzięczni. Ich świadczenia finansowane są w pełni z podatków pracujących. Od wysokości składek zebranych na starość ani od stażu pracy nie zależą też świadczenia sędziów i prokuratorów, oni też mają osobny system emerytalny, finansowany z budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości.
Mundurowi i sędziowie to finansowa elita seniorów. Ich świadczenia są dużo wyższe od tych, które zwykli Polacy pobierają z ZUS. W resortach ciężko się doprosić o aktualne dane. Dostępne są te za 2021 r., wynika z nich, że przeciętna emerytura mundurowych już wtedy wynosiła 4,1–4,5 tys. zł. Grupa osób objętych tego typu systemami emerytalnymi liczy ponad 400 tys. osób. Powiększają ją renciści.
Podatnicy prawie w całości finansują też emerytury, które z systemu KRUS (Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego) pobiera 750 tys. rolników, a razem z rencistami to już prawie milion. – Ich świadczenia rocznie kosztują budżet 18 mld zł, ale tylko 1 mld pochodzi ze składek ubezpieczonych – wylicza prof. Iga Magda z SGH oraz Instytutu Badań Strukturalnych. Reszta to dotacja. Właściciele gospodarstw mniejszych niż 50 ha płacą na emeryturę składki symboliczne, nieporównanie mniejsze niż pracujący poza rolnictwem. Dlatego właściciele nawet jednego hektara ziemi, uprawniającego do ubezpieczenia w KRUS, nie chcą jej sprzedać, żeby tego przywileju nie stracić. Wolą w mieście pracować na czarno albo okresowo wyjeżdżać do pracy za granicą, choćby przy zbiorze szparagów. Życzenia prezesa Kaczyńskiego, żeby do zbioru szparagów w Polsce przyjeżdżali Niemcy, raczej się nie spełnią.
Gwarantem, że żadna reforma nie zmieni systemu finansowania emerytur rolniczych, jest PiS. Czynni zawodowo rolnicy, od których zależy bezpieczeństwo żywnościowe kraju, z rządów Prawa i Sprawiedliwości są niezadowoleni coraz bardziej, ale ich rodzice, emeryci, od partii się nie odwrócą. PiS za te same, śmiesznie niskie składki nie tylko podniosło wysokość ich emerytur minimalnych, zrównując je prawie z tymi z ZUS, ale też dodatkowo obdarowało "trzynastką" i "czternastką". To dzisiaj starsza wieś jest najtwardszym elektoratem PiS, a nie rodziny, które pokochały tę partię za 500 plus.
Seniorzy groszowi
Tylko w przypadku osób ubezpieczonych w ZUS emerytura zależy od sumy składek zebranych w czasie całego okresu aktywności zawodowej. Pracujących, ze składek których się je wypłaca, przypomnijmy, jest 16,5 mln. W szybkim tempie zbliża się moment, gdy na emeryturę dla jednego seniora zapracować będzie musiała jedna osoba czynna zawodowo. Kasę Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (na który spływają składki z ZUS) ratują legalnie pracujący imigranci, którymi PiS straszy. Mimo to tegoroczna dotacja z budżetu do FUS sięgnie 55 mld zł i będzie rosła.
Emerytów przybywa szybciej, niż na rynek pracy wchodzi młodych. Młodzi pracujący, głównie mężczyźni prowadzący działalność gospodarczą, zaczynają się buntować przeciwko rosnącym obciążeniom podatkowym. Najbardziej spektakularnym dowodem nabrzmiewającego konfliktu pokoleń jest coraz większa popularność Konfederacji. Jej sympatycy żądają niższych podatków i ograniczenia rozdawnictwa, zwłaszcza likwidacji "13" i "14" dla emerytów. Wnuki stanęły po przeciwnej stronie politycznej barykady niż ich dziadkowie. Konflikt pokoleń będzie nabrzmiewał.
KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO TYGODNIKA "POLITYKA"
Do ZUS składki emerytalne wpłaca większość pracujących. Emerytów w ZUS jest 6,5 mln, plus ponad milion rencistów. Najbogatszy stypendysta ZUS pobiera miesięcznie świadczenie w imponującej wysokości 43 tys. 412 zł brutto. Odkładał na nie przez 62 lata pracy, obecnie ma już 86 lat. Więcej, niż przewidują statystyki przeciętnego trwania życia mężczyzn. To nie z jego powodu w kasie ZUS jest coraz większa dziura, on odłożył dużo więcej, niż z kasy ZUS zdąży wyjąć. To jednak wyjątek.
Na drugim biegunie są tzw. emerytury groszowe, niższe od minimalnej. Należą się kobietom po 60. roku życia, których staż pracy był krótszy niż 20 lat, oraz mężczyznom po 65. roku, pracującym i płacącym składki krócej niż 25 lat. Nierzadko w ciągu całego życia pracującym zaledwie przez miesiąc albo nawet mniej. Emerytka z Biłgoraja odkładała w ZUS zaledwie przez miesiąc, gdy pracowała jako tapicer. Jej emerytura wynosi 1 zł miesięcznie.
System emerytalny ZUS jako jedyny w Polsce został zreformowany w 1999 r. Obowiązuje w nim zasada, że na starość otrzymamy taką emeryturę, na jaką sobie odłożymy na naszym koncie emerytalnym w ZUS. Jeśli ktoś pracował głównie na czarno albo wcale, lub na umowie o dzieło, i nie płacił składek, dostaje z ZUS emeryturę groszową. Takich osób jest 360 tys. Wysyłanie tych groszy na konta kosztuje ZUS więcej niż same świadczenia. – Najwięcej kosztuje trzynaste i czternaste świadczenie, które posiadacze emerytur groszowych otrzymują w pełnej wysokości – zauważa prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów w pierwszym rządzie PiS, do niedawna główny ekonomista ZUS.
Średnia emerytura w ZUS po marcowej waloryzacji podnoszącej świadczenia o 14,8 proc. wynosi obecnie 3482 zł brutto, to mniej niż wynosi płaca minimalna (3,6 tys. zł). Wysokość minimalnej emerytury podniesiono bardziej, bo o 250 zł; wynosi obecnie 1588 zł. Inflacja w marcu 2023 r., w stosunku do marca rok wcześniej, przekroczyła 18 proc., więc realna wartość nabywcza świadczeń maleje. Ale emeryci i renciści oprócz większej sumy dostali też po raz pierwszy list od samego premiera Mateusza Morawieckiego. Przekonuje w nim, że "za Tuska" ich świadczenia rosły wolniej niż za PiS. "Poprawę sytuacji seniorów dobrze widać, patrząc na wzrosty kwoty świadczeń netto, czyli do ręki. Przeciętna emerytura netto wzrosła między 2007 a 2015 r. o 55 proc., a między 2015 a 2023 r. aż o 81 proc." – przekonuje (i manipuluje statystyką) premier "naszych drogich seniorów". Morawiecki wie, że większość seniorów ma słabe wykształcenie, może im wciskać ciemnotę.
PiS zapisał już, że "drogim seniorom" "13" i "14" należy się na stałe. "Sprytnie" – piszą internauci. Dodatkowe świadczenia nie powiększają bowiem sumy emerytury, która stanie się podstawą waloryzacji w następnych latach.
Seniorzy wdzięczni
Tymczasem świadczenia seniorów realnie się kurczą. Deklaracjom premiera przeczą wyliczenia Instytutu Emerytalnego. Wynika z nich, że aż 75 proc., czyli 4,5 mln, emerytów pobiera świadczenia niższe od płacy minimalnej. Chyba nawet więcej, ponieważ "14" w pełnej wysokości otrzymuje aż 5,8 mln osób, a należy się ona tylko, jeśli emerytura nie przekracza 2,9 tys. zł. Na głosy tych 5,8 mln PiS liczy najbardziej. To trzon elektoratu.
Emerytury większe niż 6,5 tys. zł brutto wypracowało, według ZUS, zaledwie 150 tys. "beneficjentów ZUS". Są świadomi, że gmeranie w systemie zniechęca do odkładania jak najwyższych składek, powoduje większą redystrybucję dochodów z kieszeni osób aktywnych zawodowo do najniżej uposażonych. Na nich PiS raczej nie ma co liczyć. Seniorzy inflacyjnie bardzo biednieją, ale do emerytury dorabia zaledwie 830 tys. osób, głównie osoby prowadzące działalność gospodarczą.
Najniższe świadczenia mają kobiety, które skorzystały z możliwości wcześniejszego zakończenia pracy. Obietnica powrotu do wieku emerytalnego 60 lat dla kobiet oraz 65 dla mężczyzn była, oprócz obietnicy 500 zł na dziecko, głównym powodem dojścia PiS do władzy w 2015 r. Polacy gwałtownie zaprotestowali przeciwko reformie rządu PO-PSL wydłużającej okres aktywności zawodowej w ciągu nadchodzących 18 lat do 67. roku życia, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Emeryci nadal są za to PiS wdzięczni, a ich głosy ważą na wynikach każdych kolejnych wyborów coraz bardziej.
Mimo że już w 2017 r. przekonali się, jaką cenę trzeba za to zapłacić. Zwłaszcza kobiety. Po cofnięciu "reformy emerytalnej PO" do ZUS z wnioskami o przejście na emeryturę ruszyło 400 tys. osób, dwa razy więcej niż w innych latach. Średnie świadczenie dla 60-letnich pań okazało się skromniutkie, zaledwie 1560 zł, czyli 1300 zł na rękę. Mężczyźni, pracujący pięć lat dłużej, otrzymali przeciętnie 2780 zł brutto. Te nożyce rozwierają się coraz bardziej. Średnia emerytura panów z ZUS w ubiegłym roku wynosiła 3842 zł, pań zaledwie 2521 zł. Coraz liczniejsza grupa nie jest w stanie odłożyć w ZUS nawet na emeryturę minimalną. Ale ją dostają, bo państwo dopłaca.
– Z prognoz wynika, że do 2030 r. kobiety będą mogły liczyć jedynie na emeryturę minimalną – twierdzi prof. Iga Magda. Jej zdaniem panie zachowują się jednak racjonalnie, umieją liczyć. Przy skróconym wieku emerytalnym do 60 lat wiele kobiet nie wypracowuje sobie nawet tej emerytury minimalnej. Jeśli jednak pracowały co najmniej 20 lat, do tej minimalnej dopłaci im państwo. – Więc po co mają pracować rok czy dwa lata dłużej, jeśli i tak dostaną tyle samo? – zauważa Iga Magda. Lepiej wziąć, co dają, i skończyć z pracą, której nie lubią. Albo, póki zdrowie pozwala, dorobić na czarno.
W ubiegłym roku ponad 70 proc. Polaków ubezpieczonych w ZUS poszło na emeryturę natychmiast po uzyskaniu do niej uprawnień. Nawet ci, którzy postanowili popracować dłużej, stracili ochotę przed upływem roku, chude świadczenie wybrało 90 proc. uprawnionych. Definitywnie kończyli z pracą przed marcem następnego roku, żeby załapać się na waloryzację i "13", którą wypłacano w kwietniu.
Polak przechodzi na emeryturę z ZUS dokładnie w wieku 65,2 lat, Polka – 60,6. Zachęty, że świadczenia rosną z każdym rokiem wydłużania okresu aktywności zawodowej, nie działają. Dłużej pracują osoby dobrze zarabiające oraz mające z pracy satysfakcję. O nich jednak PiS nie dba, to nie jego wyborcy.
Według Eurostatu Polska należy do krajów, w których satysfakcja z pracy jest najniższa. Męczą długie dojazdy, ale także brak elastyczności zatrudnienia.
Seniorzy roszczeniowi
Polacy widzą, że związek wysokości ich emerytur z okresem aktywności zawodowej staje się nikły, a coraz więcej zależy od hojności władzy. Więc pytają, po co pracować dłużej? Z tegorocznego sondażu IBRiS dla Radia Zet wynika, że aż 44,8 proc. chce… ponownego obniżenia wieku emerytalnego. 32,4 proc. ankietowanych wolałoby, żebyśmy pracowali dłużej, a 20,4 proc. wolałoby, żeby zostało tak, jak jest.
Przerażeni ekonomiści, jak Paweł Wojciechowski, mówią, że fundujemy sobie kryzys rozwojowy, ale politycy partii rządzącej zobaczyli szansę na przedłużenie władzy. Premier Morawiecki oświadczył publicznie, że wracamy do dyskusji o emeryturach stażowych, co oznaczałoby możliwość kończenia pracy o kolejne pięć lat wcześniej. PiS wyciąga asa, którym zagrało w 2015 r. A na razie wypuściło przeciek, że jeszcze w tym roku wszyscy emeryci, niezależnie od wysokości świadczeń, dostaną od rządu "piętnastkę".
Joanna Solska
Publicystka "Polityki". Studiowała teatrologię, bo w PRL teatru nie musieliśmy się wstydzić przed światem. Dzięki temu pisze "ludzkim językiem" o sprawach trudnych, takich jak gospodarka. Laureatka nagród, m.in. Eugeniusza Kwiatkowskiego, Dariusza Fikusa, Pryzmat i w konkursie Grand Press za najlepsze teksty ekonomiczne.