"Miałam opinię rozrabiary, żyłam z dnia na dzień"
"Miałyśmy wiele zajęć, ale dobrze nam za to płacono. Bywało, że miesięcznie zarabiałam więcej niż mój ojciec - inżynier. W Telimenie założyłam pierwszy raz pantofle na obcasie, wąską spódnicę, wizytową sukienkę na halkach. Wtedy poczułam się ładna i dorosła. Odnosiłam sukcesy jako modelka, byłam na okładkach pism. A przecież nie miałam warunków, jakie musi spełniać współczesna modelka: byłam wysportowana i niezbyt wysoka, mam 164 cm wzrostu. Wchodziłam w dzisiejszy rozmiar 36. W tamtym czasie zrozumiałam, że wyróżniam się na ulicy - jestem zadbana, elegancka. Szyk charakteryzował wszystkie modelki pani Depczyńskiej. Dlatego nie zawsze było nam łatwo. W Łodzi ładne dziewczyny, dobrze ubrane, nie spotykały się z aprobatą otoczenia, nie budziłyśmy dobrych skojarzeń, z reguły nie uśmiechano się na nasz widok na ulicy. Przeciwnie. Ludzi prostych drażniło, że jesteśmy inne. Zdarzało się, że robotnica, przechodząc koło mnie, pluła na mój widok! Dlatego ładne dziewczyny trzymały się razem. Tak było nam raźniej i
weselej.
(...) Do ślubu z Frykowskim poszłam w 1959 r. w kostiumiku ze spódnicą za kolana. Wtedy kończyła się już era sukienek na halkach. Do pracy w Telimenie próbowałam wrócić po urodzeniu syna, Bartka. Wzięłam udział w sesji zdjęciowej w kostiumach kąpielowych. Jednak ze względu na postawę mojego męża, musiałam zrezygnować z pracy. Powinnam się wtedy zbuntować przeciwko jego wizji siedzenia przez mnie z dzieckiem w domu, pójść na studia na malarstwo na ASP. To było moje wielkie marzenie - studiować malarstwo. Teraz mam możliwość malowania, wystawiania prac, jestem bardzo szczęśliwa. Po rozwodzie, w latach sześćdziesiątych i później, nie zwracałam już uwagi na to, w co się ubieram. Miałam niesłuszną opinię rozrabiary, żyłam z dnia na dzień. To był taki spóźniony bunt, sposób obrony przed rzeczywistością, potrzeba życia na własny rachunek i we własnym stylu.
W 1972 r. wyjechałam z Polski. Myślałam, że tylko na trochę. Ot zarobię na wykup mieszkania mojej mamy i wrócę. Ale tak się złożyło, że wyjechałam na zawsze. Wyszłam za mąż, urodziłam drugiego syna. Przyjeżdżam do Polski, ale to nie są łatwe powroty. Dużo złego tu się wydarzyło w moim życiu" - mówi Ewa Maria Morelle (Frykowska), modelka, malarka.
(js)