Seksowne elegantki

Seksowne aktorki i modelki strojem walczyły z reżimem...

Obraz

/ 12Wyznania seksbomby: pluli mi pod nogi, gdy szłam ulicą

Obraz
© Jerzy Neugebauer

"Jak długo dziewczyna potrzebuje zwierciadła, nadzieja nie przepadła" - to rosyjskie podobno powiedzenie najlepiej oddaje to, czym dla Polek i Polaków była moda w czasach stalinizmu, a potem pełzającego komunizmu i gomułkowskiej małej stabilizacji. Stała się bronią w walce z brutalnymi próbami zniszczenia wszystkiego, co wiązało się z kulturą narodową, także z tradycją i stylem życia społeczeństwa przedwojennej Polski: arystokracji, inteligencji, rzemieślników - przekonuje Agnieszka L. Janas, historyczka mody i dziennikarka w książce "Elegantki. Moda ulicy Elegantek. Mody ulicy lat 50. i 60. XX wieku". Jej fragmenty publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa BOSZ.

Na czele zdeterminowanej armii - odzianej w z trudem zdobyte, modne szaty i zbrojnej w igły - jako pierwsi stanęli Barbara Hoff i Leopold Tyrmand. W trwające osiem lat, od 1958 do 1966 r., małżeństwo połączyła ich miłość do mody i nienawiść do reżimu. "Zajęłam się modą z zupełnie innych powodów niż większość projektantów: w wyniku przemyślenia na zimno, jak tu ugryźć 'przyjaźń polsko-radziecką'. Wyniosłam z domu etos inteligencji, który nakazywał mi robić coś dla kraju. Pochodzę z rodziny, gdzie przy stole rozmawiano tylko o polityce. Zaczęłam więc zastanawiać się, co dla Polski robić, aby tu nie było takiej cholernej rusyfikacji. Trafiłam na okres stalinowski, najgorszy - właśnie zdałam maturę i nie mogłam dostać się na studia, bo mój tatuś był adwokatem. Patrząc na otaczający świat - a on wyglądał dość kaprawo, ja jestem z Katowic, gdzie wyglądało to nawet bardzo kaprawo - pomyślałam: a może od strony mody i ubrań to użreć? W 1954 r. zwróciłam się do 'Przekroju'. Miałam dwa czy trzy pomysły, jak zrobić coś
z niczego. Janka Ipohorska, redaktorka, która przy okazji pisała o modzie, z radością podchwyciła mój pomysł. Oto pojawiła się bowiem osoba, która mogła pomóc jej w pracy. I tak się zaczęło" - opowiada Barbara Hoff, pierwsza powojenna projektantka mody w Polsce.

Na zdjęciu: Ewa Morelle, legendarna modelka Domu Mody Telimena, żona Wojciecha Frykowskiego, babka Agnieszki Frykowskiej, czyli słynnej "Frytki".

(js)

/ 12To był sprzeciw wobec szarzyzny i bylejakości

Obraz
© Jerzy Neugebauer

Barbara Hoff jest autorką pomysłu, wręcz symbolu sprytu Polek w dążeniu do modnego wyglądu. Na łamach "Przekroju" pokazała, jak przerobić tenisówki na baleriny (wówczas pisane "baleryny"), zwane też "trumniakami". Innym pomysłem projektantki było stworzenie chustki na głowę z ufarbowanej gazy kupionej w aptece.

Apetyt rósł w miarę jedzenia. Zaczęła projektować ubrania. Pierwsze sesje zdjęciowe do "Przekroju" robiła z koleżanką za własne pieniądze. Kupowały w hali w Katowicach tkaniny, a krawcowe szyły z nich modne ubrania według rysunków Hoff. Rok 1954, w którym Barbara Hoff rozpoczęła współpracę z "Przekrojem", był w polskiej literaturze i w historii mody znamienny i ważny. Oto pozbawiony przez komunistów środków do życia, mieszkający w ciasnym pokoiku w hotelu YMCA, 33-letni Leopold Tyrmand zaczyna pisać "Dziennik". Wyłania się z niego obraz człowieka dbałego o wygląd i czułego na punkcie mody i elegancji. Było to dla niego tak ważne, że szczegółowo opisuje, w co ubrane były osoby, z którymi rozmawiał. Niemalże od pierwszej karty wspomnień: "Bogna Bogna marzyła o tym Sylwestrze od pół roku: przygotowała sobie suknię - kreację swego krótkiego życia. Dziś w Warszawie taka suknia to próba charakteru, wyczyn i osiągnięcie. (...) Wyglądała ślicznie: wysoka, smukła, ciemna, bez krzty chemii na cienko skrojonej twarzy,
włos w kurtynę, koloryt i pełnia ramion jak z Ingresa lub choćby Czachórskiego, suknia prosta z ciemnozielonej tafty, czarne baleryny". Suknia z zielonej tafty była w tamtym okresie szczytem mody i przedmiotem pożądania każdej elegantki.

Czy eleganckie dziewczyny, młode kobiety, "polskie róże", świadomie walczyły strojem z komunizmem? Jak pisze Agnieszka L. Janas, nic na to nie wskazuje w ich wspomnieniach. Jednak determinacja w dążeniu do zachowania elegancji wpojonej im w domu była jednym z czynników sprzeciwu wobec otaczającej je szarzyzny, bylejakości i równania wszystkich w dół.

Na zdjęciu: Ewa Morelle (Frykowska) w sesji dla Domu Mody Telimena.

/ 12Oszczędzali na czym się dało, aby pięknie wyglądać

Obraz
© Jerzy Neugebauer

Włożenie modnego stroju wiązało się z wyrzeczeniami, wymagało sprytu i kreatywności. Zaczynało się od zdobycia tkaniny na ubranie. Mogło być nią wszystko np. kotara lub haftowana batystowa zasłonka. Polskie wydanie patentu Scarlett O'Hara było tak popularne, że stało się zabawną pointą filmu "Rzeczpospolita Babska" (1969).

Przerabiano także ubrania przychodzące w paczkach z Zachodu, od krewnych lub od instytucji charytatywnych np. sławnej UNRRY. Ta ostatnia była tak ważna, że nazywano ją z sympatią "ciocią Unrą". Ubrania, buty, torebki sprzedawane były przez beneficjentów tych darów na bazarach, po których chodziły elegantki. W późniejszych czasach zdobywano także tkaniny, buty i dodatki w komisach lub kupowano je za uskładane pieniądze w Peweksach. Buty szyto także na miarę - w Łodzi w pracowni sławnego Gajderowicza, w Warszawie u Brunona Kamińskiego, Jana Kielmana, Golcowych.

Jak dowiadujemy się z "Elegantek...", najcenniejszym skarbem każdej elegantki były adres i sympatia dobrej krawcowej. Wiele kobiet sama nauczyła się szyć. Elegantki (i dandysi) oszczędzali na czym się dało, aby pięknie wyglądać. Borykający się z niedostatkiem Leopold Tyrmand wydawał ostatnie pieniądze na poprawki koszul u sławnego przedwojennego krawca: "Przed południem byłem u pana Dyszkiewicza. Mieszka na Dynasach i szyje koszule i kołnierzyki, ale rzeczownik bieliźniarz, jakoś do niego nie pasuje. Pan Dyszkiewicz jest w tych strasznych czasach szkatułą dystynkcji i wykwintu, czyli instytucją w bezlitosnej walce. (...) Przyniosłem dziś panu Dyszkiewiczowi tandetną koszulę z Centralnego Domu Towarowego za nędzne trzydzieści złotych. Materiał mocny, robota straganiarska, fason kołnierzyka ordynarny. Zaś wzorek całkiem - niebieskie paseczki na białym tle, kolor starannie oddzielony i w dobrej proporcji. Jest rzeczą pana Dyszkiewicza przeistoczyć kołnierzyk w poezję, taką mniej więcej, jaką dostrzec można
wokół szyi Freda Astaire'a".

Na zdjęciu: Ewa Morelle (Frykowska).

/ 12Legendarne "kociaki"

Obraz
© Tadeusz Kubiak

Do krawcowych dziewczyny chodziły z gazetami pod pachą. Na okładkach miesięczników "Film" (wydawany od 1946 r.), "Ekran" (w dystrybucji od 1957 r.) i "Kino" (w kioskach od 1966 r.) publikowane były zdjęcia młodych polskich aktorek. W 1959 r. konkurs "Piękne dziewczęta - na ekrany!" zorganizowany przez "Film" wygrała młodziutka Ewa Wiśniewska (na zdjęciu), która zdawała sobie sprawę, że jest wzorem do naśladowania. Sama też inspirowała się modnymi dziewczynami spotykanymi na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie oraz zdjęciami włoskich gwiazd kina. Do legendy przeszły okładki "Przekroju" ze zdjęciami "kociaków". Były wśród nich: Teresa Tuszyńska, Ewa Krzyżewska, Anna Dymna, Beata Tyszkiewicz, Barbara Kwiatkowska.

Zdjęcia ślicznych aktorek i nieznanych dziewcząt przyciągały uwagę czytelników do tytułu na wystawie w kiosku. Skąd pomysł na taką formę reklamy? Marian Eile podpatrzył go na okładkach zachodnich magazynów. A kobiety wraz ze swoimi krawcowymi odtwarzały ubrania z tych okładek.

"Polskie róże" wypracowały w połowie lat 50. charakterystyczny styl. Składały się nań: szerokie suknie lub spódnice na halkach do kolan, bluzeczki z dekoltami w stylu Brigitte Bardot, dzianinowe bliźniaki, kolorowe apaszki lub sznury własnoręcznie zrobionych korali. Do tego nosiły wspaniałe żakiety, a przed chłodami chroniły je płaszcze, pięknie uszyte przez krawców. Na nogach obowiązkowo szpileczki lub baleriny, zimą zaś kozaczki na obcasach. W ręku trzymały dobrane kolorystycznie do strojów torebki kuferki. W latach 60. suknia na halkach została zastąpiona przez kostiumik w chanelowskim stylu i sukienki typu "baby doll". Moda się zmieniła - styl i szyk pozostał.

/ 12Urodę Polek rozsławiały piękne aktorki

Obraz
© PAP / TVP / Zygmunt Januszewski

O fenomenie rodzimych elegantek coraz głośniej było w świecie. Urodę dziewczyn z polskiej ulicy wspominają uczestnicy V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów, który odbył się w Warszawie od 31 lipca do 15 sierpnia 1955 r. Urodę Polek rozsławiały także piękne aktorki biorące udział w międzynarodowych festiwalach filmowych (na zdjęciu: Ewa Wiśniewska).

Z drugiej strony, zwraca uwagę Agnieszka L. Janas, także i dla Polek i Polaków możliwość obserwowania przedstawicieli wolnego, kolorowego świata przyczyniła się do wydarzeń, które miały miejsce w 1956 r.

/ 12Kiedy szła ulicą, pluto jej pod nogi

Obraz
© Jerzy Neugebauer

Pod koniec lat 50. do walki o wygląd włączyły się pierwsze polskie domy mody. W 1958 r. w Łodzi Krystyna Depczyńska zebrała zespół modelek przy fabryce Telimena; większość dziewczyn znalazła w sławnej kawiarni Honoratka. Depczyńska projektowała i regularnie pokazywała ubrania na sesjach zdjęciowych realizowanych dla prasy kobiecej oraz na organizowanych przez siebie pokazach mody. Wysoki poziom ubrań oraz uroda dziewcząt przeszły do legendy. Modelki otaczała dwuznaczna sława. W tym samym roku w Warszawie inna wspaniała projektantka i silna kobieta, Jadwiga Grabowska, przekonała władze państwowe, że dobrze byłoby wykorzystać modę jako symbol przemysłu komunistycznej Polski w walce propagandowej z Zachodem. Tak powstała Moda Polska.

Noszenie modnych strojów, zdobytych dużym nakładem sił i środków, wymagało odwagi. W początkach lat 50. często wiązało się z potępieniem i dezaprobatą okazywaną przez robotników na ulicach. Elegancko ubrane kobiety były obrzucane niewybrednymi epitetami, pluto im pod nogi. Jak dowiadujemy się z "Elegantek...", doświadczyła tego w Łodzi Ewa Morelle (Frykowska), sławna modelka Telimeny (na zdjęciu).

/ 12Boska Kalina wywoływała furię wśród części widzów

Obraz
© PAP / Zbigniew Matuszewski

Znacznie dalej w podkreślaniu strojem swej indywidualności posunęła się legendarna piękność lat 50. i 60., aktorka Kalina Jędrusik (na zdjęciu). W niezapomnianym programie telewizyjnym "Kabaret Starszych Panów" (1958-1966) nosiła niezwykle odważne wydekoltowane suknie: z przodu do granicy biustonosza lub na plecach aż poniżej pasa. Prezencja boskiej Kaliny wywoływała furię wśród części widzów.

Nienawidziły jej przede wszystkim proste kobiety: od żony Wiesława Gomułki po gospodynie domowe z Rybnika. Te ostatnie, zdenerwowane faktem, że mężowie wolą patrzeć na aktorkę niż na nie - napisały list protestacyjny. W jego wyniku Jędrusik otrzymała zakaz występów w telewizji. Ze strojów nie zrezygnowała! Ot, charakter córki przedwojennego senatora.

/ 12"Miałam silną potrzebę tworzenia własnych ubrań, przerabiałam wszystko"

Obraz
© PAP / TVP / Zygmunt Januszewski

"Wymyślałam ubrania, rysowałam je, a potem ozdabiałam. Kretony farbowałam na różne kolory. Pożyczałam od kolegów z ASP farby i tworzyłam na tkaninach wzory. Raz wymalowałam w czterech miejscach na spódnicy Murzyna pod palmą. Miałam kolegę, który farbował tkaniny w taki sposób, że wiązał na nich supły i wkładał do farb. Powstawały takie kolorowe, nierówne, rozlewające się koła. Szyłam z nich sukienki, spódnice. Miałam także sukienki wieczorowe, które powstały z tetrowych pieluch dla niemowląt - były farbowane przez farbiarza, który miał swój zakład na tyłach Nowego Światu. Przez długi czas miałam maszynę wieloczynnościową zrobioną na licencji Singera. Z potrzeby posiadania oryginalnych ubrań nauczyłam się szyć i kroić.

(...) Miałam tak silną potrzebę tworzenia własnych ubrań, że przerabiałam nawet rzeczy otrzymane od taty (był skrzypkiem Filharmonii Narodowej i wyjeżdżał na koncerty za granicę, skąd przywoził ubrania i buty). Przykłady? Dostałam raz prawdziwy obiekt pożądania elegantek: bliźniaki, czyli dwa sweterki pasujące do siebie, które nosiło się razem. Były żółte. Jednak ja nie chciałam, aby były całe w jednym kolorze. Ku zgrozie rodziców - powypalałam na spodnim sweterku czubkiem żelazka 'jaskółki'. Były w kawowym kolorze i doskonale pasowały do żółci. Z kolei jak byłam w szkole aktorskiej to przemalowałam wilbrą włoskie szpilki na czerwono-czarne. W oryginalnym kolorze zostawiłam tylko obcasy i czubki butów. Bardzo byłam z siebie zadowolona i postanowiłam pochwalić się pantoflami na Krakowskim Przedmieściu. To był nasz rodzimy 'wybieg mody'. Ton nadawały mu wspaniale i oryginalnie ubrane studentki z Akademii Sztuk Pięknych. Wybrałam się więc w moich szpileczkach na spacer na Krakowskie Przedmieście. Wilbra zaczęła
się kruszyć. Niezrażona tym zeskrobałam w bramie część odpadającej farby. Na butach powstał w ten sposób interesujący wzór czarno-czerwonego marmurka. W oczach mijanych dziewczyn widziałam wyrazy uznania. I jeszcze: czarne, zasuwane z przodu kalosze pomalowałam w panterkę" - wspomina w książce "Elegantki..." Ewa Wiśniewska, aktorka teatralna i filmowa.

/ 12Oszczędzała na jedzeniu, żeby kupić sobie buty

Obraz
© Jerzy Neugebauer

"Bardzo starannie przygotowywałam swoje stroje na festiwale w Moskwie, Rzymie, San Sebastian. W swoim czasie miałam futra - z lamparta, norki i lisy. Wtedy nie miałyśmy jeszcze świadomości, jak dalece jest to niepoprawne. Co prawda do dziś mam jedno z tych futer. Ma już trzydzieści lat i mimo że lubiłam je nosić, wygląda jak nowe. To co mam z nim zrobić?

Z występem na jednym z festiwali w Moskwie wiąże się anegdota. Ubrana byłam wówczas w długą suknię uszytą z kuponu jedwabiu z Milanówka, ręcznie malowanego w złote kwiaty. Występowaliśmy z Andrzejem Łapickim na scenie, dlatego siedzieliśmy też koło siebie w loży. I te złote kwiaty zeszły na cały rękaw jego smokingu... Ja się śmiałam, ale on miał dziwną minę! Na innym festiwalu w Moskwie ubrana byłam w złoty kostium. Kupiłam sobie do niego piękną etolę nurkową, naprawdę ładnie to wyglądało. Starałam się.

Bardzo ważne były dla mnie zawsze buty. W czasie pierwszego pobytu w Paryżu kupiłam sobie piękne pantofle z przeznaczeniem na występy na festiwalu w San Sebastian. Jechałam na ten festiwal w 1962 r. przez Paryż. Dlaczego? By uzyskać wizę, musiałam osobiście osobiście o nią wystąpić. W Warszawie nie było wówczas ambasady hiszpańskiej, ze względu na brak stosunków dyplomatycznych z faszystowskim państwem generała Franco. W Paryżu okazało się, że muszę na tę wizę zaczekać dwa tygodnie. Przez ten czas organizatorzy mojego wyjazdu wypłacali mi diety na hotel i jedzenie. Postanowiłam skrupulatnie robić rachunki, wszędzie chodzić piechotą i oszczędzać na jedzeniu, aby kupić sobie buty na festiwal! Tak też się stało i bardzo byłam zadowolona" - wspomina Beata Tyszkiewicz, gwiazda filmowa i telewizyjna.

10 / 12"Na samą myśl, że mogłabym spotkać dziewczynę ubraną tak samo, robiło mi się słabo"

Obraz
© PAP / TVP / Zygmunt Januszewski

"Byłam i jestem indywidualistką. Nie lubiłam być ubrana tak jak wszyscy. Nie wynika to z tego, że chciałam wyróżniać się na siłę, ja w ten sposób wyrażałam swój gust. W Łodzi w połowie lat 50. pojawiły się sklepy Telimeny z ubraniami projektowanymi przez panią Krystynę Depczyńską. To były naprawdę fajne rzeczy. Nie chodziłam w nich, bo na samą myśl, że mogłabym spotkać w towarzystwie dziewczynę ubraną tak samo, od razu robiło mi się słabo i odechciewało zakupów. Dlatego szyłam prawie wszystkie swoje ubrania. Głównie u krawcowej mojej mamy, pani Komanowej. To była artystka w swoim fachu. Potrafiła zrealizować wszystko, co sobie wymyśliłam. Wiele lat zamawiałam u niej ubrania. Jeździłam do niej nawet wtedy, gdy mieszkałam i pracowałam w Warszawie.

(...) Ślub brałam trzy razy. Ani razu nie miałam na sobie białej sukni! Za Wowo Bielickiego wyszłam w granatowym kostiumiku z bluzką ozdobioną haftem angielskim i białym żabotem. Nie za bardzo podobał mi się ten strój. Ale innym się podobał. Z Danielem Olbrychskim brałam ślub w prostej wełnianej sukience ze stójką. Była szeroka, została uszyta ze skosu tkaniny. Założyłam na nią pelerynę wykonaną z tego samego materiału. Strój był w kolorze ugrowo-pomarańczowym. Moje włosy mają naturalny rudy kolor w złotym odcieniu; zawsze noszę je w swoim prawdziwym kolorze (czasem tylko robię balejaż). Miałam też jasne piegi. Dlatego kolor sukienki był bardzo dobrze dobrany. U szewca Brunona Kamińskiego na Nowym Świecie w Warszawie zamówiłam pantofelki ozdobione paskiem na podbiciu zapinanym na perłowy okrągły guziczek. Był on bardzo starannie dobrany - miał beżowo-ugrowy kolor. Buty zostały zrobione z tego samego materiału, co sukienka. Do trzeciego ślubu z Andrzejem Kopiczyńskim poszłam w granatowej sukience z wełnianej
żorżety z długimi rękawami. Wykończona była białym atłasowym szalowym kołnierzem i atłasowymi mankietami. Wszystkie moje stroje ślubne były bardzo skromne. Teraz myślę, że to dobrze, że nie robiłam kina z tych uroczystości" - opowiada Monika Dzienisiewicz-Olbrychska, była aktorka, wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi.

11 / 12"Miałam opinię rozrabiary, żyłam z dnia na dzień"

Obraz
© Jerzy Neugebauer

"Miałyśmy wiele zajęć, ale dobrze nam za to płacono. Bywało, że miesięcznie zarabiałam więcej niż mój ojciec - inżynier. W Telimenie założyłam pierwszy raz pantofle na obcasie, wąską spódnicę, wizytową sukienkę na halkach. Wtedy poczułam się ładna i dorosła. Odnosiłam sukcesy jako modelka, byłam na okładkach pism. A przecież nie miałam warunków, jakie musi spełniać współczesna modelka: byłam wysportowana i niezbyt wysoka, mam 164 cm wzrostu. Wchodziłam w dzisiejszy rozmiar 36. W tamtym czasie zrozumiałam, że wyróżniam się na ulicy - jestem zadbana, elegancka. Szyk charakteryzował wszystkie modelki pani Depczyńskiej. Dlatego nie zawsze było nam łatwo. W Łodzi ładne dziewczyny, dobrze ubrane, nie spotykały się z aprobatą otoczenia, nie budziłyśmy dobrych skojarzeń, z reguły nie uśmiechano się na nasz widok na ulicy. Przeciwnie. Ludzi prostych drażniło, że jesteśmy inne. Zdarzało się, że robotnica, przechodząc koło mnie, pluła na mój widok! Dlatego ładne dziewczyny trzymały się razem. Tak było nam raźniej i
weselej.

(...) Do ślubu z Frykowskim poszłam w 1959 r. w kostiumiku ze spódnicą za kolana. Wtedy kończyła się już era sukienek na halkach. Do pracy w Telimenie próbowałam wrócić po urodzeniu syna, Bartka. Wzięłam udział w sesji zdjęciowej w kostiumach kąpielowych. Jednak ze względu na postawę mojego męża, musiałam zrezygnować z pracy. Powinnam się wtedy zbuntować przeciwko jego wizji siedzenia przez mnie z dzieckiem w domu, pójść na studia na malarstwo na ASP. To było moje wielkie marzenie - studiować malarstwo. Teraz mam możliwość malowania, wystawiania prac, jestem bardzo szczęśliwa. Po rozwodzie, w latach sześćdziesiątych i później, nie zwracałam już uwagi na to, w co się ubieram. Miałam niesłuszną opinię rozrabiary, żyłam z dnia na dzień. To był taki spóźniony bunt, sposób obrony przed rzeczywistością, potrzeba życia na własny rachunek i we własnym stylu.

W 1972 r. wyjechałam z Polski. Myślałam, że tylko na trochę. Ot zarobię na wykup mieszkania mojej mamy i wrócę. Ale tak się złożyło, że wyjechałam na zawsze. Wyszłam za mąż, urodziłam drugiego syna. Przyjeżdżam do Polski, ale to nie są łatwe powroty. Dużo złego tu się wydarzyło w moim życiu" - mówi Ewa Maria Morelle (Frykowska), modelka, malarka.

(js)

12 / 12"Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60. XX w."

Obraz
© Okładka książki

Fragmenty książki "Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60. XX w." Agnieszki L. Janas publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa BOSZ.

Wybrane dla Ciebie

Łotwa zamyka przestrzeń powietrzną na granicy z Rosją i Białorusią
Łotwa zamyka przestrzeń powietrzną na granicy z Rosją i Białorusią
Szef kancelarii prezydenta o współpracy z premierem. "Mieliśmy dowód"
Szef kancelarii prezydenta o współpracy z premierem. "Mieliśmy dowód"
Prokuratura o rosyjskich dronach. Najnowsze dane
Prokuratura o rosyjskich dronach. Najnowsze dane
Nowe ustalenia w sprawie zbrodni w Toruniu
Nowe ustalenia w sprawie zbrodni w Toruniu
Trójkąt Lubelski potępia atak rosyjskich dronów na Polskę
Trójkąt Lubelski potępia atak rosyjskich dronów na Polskę
"Na radarze nagle pojawiły się kropki". Bundeswehra widziała drony
"Na radarze nagle pojawiły się kropki". Bundeswehra widziała drony
Dzieje się we Francji. Tłumy protestujących i setki zatrzymanych
Dzieje się we Francji. Tłumy protestujących i setki zatrzymanych
Kadyrow ciężko chory. FSB monitoruje stan jego zdrowia
Kadyrow ciężko chory. FSB monitoruje stan jego zdrowia
Kryzys w koalicji. Poparcie większości z partii poniżej progu wyborczego
Kryzys w koalicji. Poparcie większości z partii poniżej progu wyborczego
Nawrocki w Krzesinach. "Prezydent jest i będzie z polskim żołnierzem"
Nawrocki w Krzesinach. "Prezydent jest i będzie z polskim żołnierzem"
Ponad 600 funkcjonariuszy w akcji poszukiwawczej dronów. MSWiA podaje szczegóły
Ponad 600 funkcjonariuszy w akcji poszukiwawczej dronów. MSWiA podaje szczegóły
Putin to powtórzy? Szef Biura Polityki Międzynarodowej wskazuje, co może się stać
Putin to powtórzy? Szef Biura Polityki Międzynarodowej wskazuje, co może się stać