PolskaSeks, dopalacze, alkohol. Impreza tylko dla dorosłych? Nie, tak się bawi twoje dziecko na wakacjach

Seks, dopalacze, alkohol. Impreza tylko dla dorosłych? Nie, tak się bawi twoje dziecko na wakacjach

Bułgaria, Złote Piaski. Obóz dla dzieci i młodzieży w wieku 13-18 lat. Seks, narkotyki, alkohol lejący się strumieniami i dopalacze. I tak dzień w dzień. - Dwa tygodnie nieustannej walki i obawy, że jak stanie się coś naprawdę poważnego, to głównie ja będę miała kłopoty - zwierza się Katarzyna, studentka pedagogiki.

Seks, dopalacze, alkohol. Impreza tylko dla dorosłych? Nie, tak się bawi twoje dziecko na wakacjach
Źródło zdjęć: © Fotolia

11.08.2015 | aktual.: 12.06.2018 14:30

Początkowo cieszyła się na ten wyjazd. Miała spędzić dwa tygodnie w Bułgarii i jeszcze sobie zarobić. Co prawda niewiele, bo 600 złotych, ale czas spędzony na riwierze chciała potraktować trochę jak własne wakacje. - Myślałam, że popracuję, ale przy okazji poopalam się, pomieszkam w kurorcie i jeszcze mi za to zapłacą - mówi Wirtualnej Polsce. Życie jednak zweryfikowało jej plany. Pobyt okazał się mordęgą, a nie sielanką.

Zaczęło się już w podróży. - 40 godzin w autokarze. Ci z przodu w kółko śpiewają: "spodobała mi się Helka, a dupa jej wielka"; ci z tyłu - piją. A ja zastanawiam się, co gorsze - opowiada Katarzyna. Jak przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, to były bardzo ciężkie tygodnie. - Co drugi dzień musiała być dyskoteka w hotelu, bo inaczej młodzież się buntuje. Oczywiście nie chodzi o to, żeby potańczyć. To tylko pretekst, żeby się napić. Co ja mówię? Nie napić się, a zalać w trupa - komentuje Katarzyna. Właśnie dlatego wybierają Bułgarię, czasami jeszcze Bałkany. Tam alkohol jest najtańszy.

Większość tylko pije, czasami coś popala. Co "odważniejsi" przywożą ze sobą całe zapasy dopalaczy i innego towaru. - Cały czas są na fazie. Piją, palą, rzygają i tak w kółko - dodaje rozmówczyni WP. Po alkoholu i narkotykach zupełnie puszczają im hamulce. - Seks na obozie jest na porządku dziennym. Nawet jeśli ktoś jedzie z zamiarem, że wcale nie chce współżyć, to niewykluczone, że i tak wyląduje w łóżku. Świadomie lub nie. Podczas obozu słyszało się o przypadkach z innych hoteli, że ktoś komuś dosypał coś do drinka - mówi Katarzyna. - Na szczęście wśród moich podopiecznych nic takiego się nie zdarzyło. A przynajmniej nic o tym nie wiem - dodaje.

Na internetowych forach młodzi ludzie dzielą się swoimi wrażeniami. "Niedługo jadę do Grecji na obóz, pewnie ktoś będzie się chciał do mnie dobrać, ale nie mam z tym problemu", "wszyscy dookoła palą, ćpają i nie wychodzą z łóżka", "laski wskakują łóżka średnio po dwóch dniach znajomości", "chłopcy smarujący dziewczyny olejkami, pijący z nimi drinki, wina i inne alkohole i nikt tego nie kontrolował". Takie głosy pojawiają się wśród młodzieży. Zarówno wśród chłopców, jak i dziewcząt. - Trzeba się bawić za młodu - mówią.

Część z nich otwarcie przyznaje, że na kolonie jadą po seks. Także ten za pieniądze. Stawki są różne. Od 20 do 100 euro. "Często jeżdżę w takie miejsca i muszę przyznać, że te sikorki za 50 euro są chętne do każdej niemoralnej, niebanalnej i dowcipnej zabawy" - pisze na forum użytkownik o pseudonimie Bolek. Zarobione w ten sposób pieniądze młode dziewczyny wydają głównie na nowe ubrania i kosmetyki. Katarzyna opowiada, że jedna z nastolatek pierwszego dnia kolonii pożyczała od niej pieniądze na pizzę, drugiego - paradowała z torbą pełną nowych ubrań. - Można się tylko domyślać, skąd się wziął ten nagły przypływ gotówki - podkreśla w rozmowie z WP.

To, co się dzieje na zagranicznych obozach dla młodzieży, przechodzi ludzkie pojęcie. Maria, nauczycielka z ponad dwudziestoletnim stażem z podwarszawskiej szkoły podstawowej, na obóz młodzieżowy pojechała raz. - To był najgorszy tydzień w moim życiu - podsumowuje. I dodaje, że więcej się na takie przeżycia nie skusi. - Chociażby mi obiecywali złote góry, a nie Złote Piaski - mówi WP.

Bułgarska Riwiera. Słoneczny Brzeg. Pół tysiąca osób, głównie w wieku 14, 15, 16 lat. Polacy, Serbowie i Rosjanie. Hotel o dość niskim standardzie, daleko od morza. - Ale wiadomo, to nie to się dla młodzieży liczy. Ważne, żeby blisko była dyskoteka i sklep z alkoholem - mówi Wirtualnej Polsce nauczycielka.

Niekończące się libacje, niekontrolowany seks. Maria próbowała z tym walczyć: grozić telefonami do rodziców, zawiezieniem na komisariat, prosić, żeby się szanowali i zastanowili nad tym, co robią. - Niewiele się jednak przejmują. Otwarcie, na widoku piją i palą. Czują się całkowicie bezkarni, a rodzice nie są już dla nich żadnym autorytetem - konkluduje Maria. Jej słowa potwierdza Katarzyna. - Zwrócisz im uwagę, a oni albo w śmiech, albo zaczynają cię wyzywać - mówi WP.

Moje dziecko? Niemożliwe

Niby wszyscy wiedzą, co się dzieje na takich zagranicznych obozach, jednak prawie nikt nie reaguje. Ani rodzice, ani wychowawcy, ani biura podróży. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za wakacyjne wybryki młodzieży.

- Nie, to na pewno nie moje dziecko. Inne dzieci - owszem mogły się upić, ale nie moje, przecież mój Stasio, moja Zuzia są tacy dobrzy. Po prostu złote dzieci - komentuje zachowanie rodziców Katarzyna. Jedni zaprzeczają i nie dopuszczają do siebie myśli, że Stasio i Zuzia urośli i przestali być aniołkami. Innych wcale to nie obchodzi. Skwapliwie wykorzystują dni wolne od dzieci, sami jadą na urlop i nie chcą, żeby jakaś pani z kolonii zawracała im głowę.

- Kiedyś dzwoniłam do rodziców dziewczyny, która upiła się tak, że trzeba ją było wieźć do szpitala na płukanie żołądka. Powiedzieli, żebym sama się tym zajęła, bo przecież za to mi płacą. A poza tym, to oni teraz lecą na wakacje, więc nie mają czasu - opowiada Maria. - Myślałam, że krew mnie zaleje. Przecież ich dziecko trafiło do szpitala, a oni tylko o wakacjach - dodaje.

Wychowawcy też nie zawsze są święci. Są tacy, którzy starają się, nie śpią po nocach, pilnują i przejmują się każdym naruszeniem regulaminu, ale są i tacy, którzy sami traktują taki wyjazd jako niekończącą się libację. Wychowawcą każdy być może, nie tylko pedagog czy nauczyciel - wystarczy 36-godzinny kurs za 200 złotych. - Kandydatów na wychowawcę kolonijnego nie brakuje, jednak nie zawsze są to osoby predysponowane do takiej pracy - mówi nam przedstawicielka jednego z organizatorów takich kursów. Zazwyczaj są to młodzi ludzie, często niewiele starsi od uczestników kolonii. Starszych wychowawców po prostu brakuje. Nauczeni doświadczeniem nie chcą kolejny raz brać na siebie takiej odpowiedzialności. - Po raz ostatni pojechałem z młodzieżą w 2004 r. I po tym, jak o drugiej w nocy kierownik schroniska kazał mi ściągać z dachu pijanych gimnazjalistów, doszedłem do wniosku, że jestem już za stary - pisze na forum nauczycielskim użytkownik o nicku Endo. Biura podróży specjalizujące się w obozach młodzieżowych
udają, że nie widzą problemu, bo nie chcą tracić klientów. Klient płaci, klient wymaga. A że klient nie chce zwiedzać i uprawiać sportu, za to wymaga całkowitej swobody, luzu i cichego przyzwolenia na picie oraz zażywanie narkotyków i dopalaczy, to lepiej przymykać na zachowanie klienta oko.

Zgon na wakacjach

Czasami takie przymykanie oka może mieć tragiczne skutki. Swego czasu głośno było w mediach o tragicznych wypadkach na koloniach. W 2010 roku o 16-letniej Paulinie ze Śląska, dwa lata później o 17-letnim Bartłomieju z Jastrzębia-Zdroju. Dziewczyna utonęła w morzu. Chłopak wypadł w nocy z okna na piątym piętrze hotelu. Zginął na miejscu. Jak ustaliła prokuratura, wcześniej pił z kolegami w pokoju przez całą noc, miał 2,16 promila alkoholu we krwi. Wszyscy zastanawiali się, gdzie wtedy byli wychowawcy i czemu nie pilnowali dzieci. Na takie dywagacje jednak często jest już w takich przypadkach za późno.

Amanda Siwek, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
młodzieżwakacjekolonie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (441)