Studiował na katolickiej uczelni, nie chodził na imprezy
To może wydawać się zaskakujące, ale ten zajadły antyklerykał jest absolwentem... katolickiej uczelni. Jako posiadacz wilczego biletu, Palikot bał się, że państwowe placówki go nie przyjmą. Dlatego wybrał KUL, który był jedyną deską ratunku dla takich "problematycznych" kandydatów. Na KUL-u nie było jednak jego wymarzonego kierunku: matematyki, więc wybrał filozofię.
"Przez pierwszy rok studiów chyba nie byłem na żadnej imprezie. Wstawałem o piątej, szóstej rano, i bardzo wcześnie jechałem do biblioteki, gdzie siedziałem przez cały dzień. Tylko czytałem książki i chodziłem na zajęcia. To przybierało czasem postać aż kuriozalną. Jak nauczyciel łaciny zaproponował kiedyś, że w związku z jakimiś feriami czy czasem wolnym nie zada lekcji do domu, to ja się domagałem, bo przecież mam czas" - wspomina.
"Dogadywanie się z ludźmi szło mi opornie, przychodziło z opóźnieniem. Trochę jak z tym autyzmem Jadwigi Staniszkis, tylko że u mnie to było naprawdę" - przyznaje.