Tragedia na polowaniu
"Latem 1527 roku królowa była po raz kolejny w stanie odmiennym. Po pięciu ciążach, w które zachodziła niemal rokrocznie, coraz mniej miała w sobie cierpliwości.
Snuła się długimi korytarzami Wawelu, uważając, by w niczym nie zaszkodzić dziecku lub własnemu zdrowiu. Wreszcie jednak - nie wytrzymała. We wrześniu wspólnie z mężem wyjechała do Niepołomic, by wziąć udział w polowaniu na przywiezionego aż z Litwy nadzwyczaj dorodnego niedźwiedzia. Polowanie ruszyło zgodnie z tradycją.
Pachołkowie unieśli wieko wielkiej, ciężkiej skrzyni. Zdezorientowany wielodniową podróżą i oślepiony przez słońce brunatny zwierz wywlókł się na chwiejnych łapach na zewnątrz, by tam natychmiast napotkać zgraję wściekłych psów. Według kronikarskiej relacji niedźwiedź 'z początku był niemężny'. Starczyło jednak, że zasmakował krwi, a nic nie mogło go już zatrzymać. (...) Kilku, którzy nie zrozumieli, że czas ratować życie, gorzko pożałowało chwili wahania. Niedźwiedź nie zamierzał jednak zatrzymywać się przy swoich pierwszych ofiarach. Tym bardziej nie myślał o ucieczce. Zamiast do lasu, rzucił się na obserwujący widowisko orszak królewski. Zapanował dziki popłoch.
Podkomorzego królewskiego bestia przewróciła razem z koniem. Krajczemu, który usiłował zamachnąć się na niedźwiedzia oszczepem, ten jednym ciosem wytrącił broń z ręki. Wreszcie - rzucił się w stronę królowej. Bona była już na koniu, którego momentalnie pogoniła do galopu. Z najlepszej krwi rumakiem niedźwiedź nie miał szans w gonitwie. A przynajmniej nie powinien mieć. Tymczasem wystraszony koń już po paru metrach potknął się na kamieniu i panicznie wierzgając, runął na bok, przygniatając cielskiem polską monarchinię.
Niedźwiedzia udało się poskromić, nim dopadł do krzyczącej z bólu królowej, dla wszystkich było jednak jasne, że krzywda już się stała. W tym samym miejscu, na leśnej polanie, wśród tłumu gapiów, półprzytomna, krwawiąca Bona urodziła syna. Była w piątym miesiącu ciąży. Łapiące z trudem każdy oddech, nie w pełni rozwinięte niemowlę nie miało żadnych szans na przeżycie. Zmarło jeszcze tego samego dnia. Bona nadała mu przed śmiercią imię Olbracht. Zostało pochowane w małej ołowianej trumience w kaplicy pałacowej w Niepołomicach.
Po tragicznym zajściu królowa przez wiele tygodni dochodziła do siebie" - czytamy.
Na zdjęciu: Po śmierci Olbrachta w 1527 roku Zygmunt August stał się dla Bony cały światem. Na ilustracji następca tronu w wyobrażeniu Jana Matejki.