Nie chciał dopuścić do rozlewu krwi w stanie wojennym
"Wydawało nam się wtedy, że kardynała Wyszyńskiego zastąpi ktoś bardziej znany z grona episkopatu" - wspominał swoje zaskoczenie po nominacji Glempa gen. Wojciech Jaruzelski. "Nie chcę przeciwstawiać tych dwóch osobowości, jednak od Wyszyńskiego promieniowały: majestat i powaga, natomiast prymas Glemp, wręcz przeciwnie, zaznaczał początek swej drogi, przyznawał, że wchodzi na nią w niezwykle trudnym momencie, w jakim znalazła się Polska, zastanawiał się, co zrobić, by ten wyjątkowy czas przetrwać zachowując pokój" - wspominał gen. Jaruzelski w książce Mileny Kindziuk.
Prymas był krytyczny wobec wprowadzenia stanu wojennego stał jednak na stanowisku, że sprawą najważniejszą pozostaje teraz, jak mówił w orędziu wygłoszonym w kościele jezuitów na warszawskiej Starówce, "ratowanie życia i obrona przed rozlewem krwi. W tej obronie Kościół będzie bezwzględny. To nic, że ktoś może Kościół oskarżać o tchórzostwo, o kunktatorstwo, o rozładowywanie radykalnych nastrojów. Kościół broni każdego życia ludzkiego, a więc w stanie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o zaniechanie gwałtów, o zażegnanie bratobójczych walk. Nie ma większej wartości nad życie ludzkie. (...) Będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walk Polak przeciwko Polakowi". To przemówienie stało się przedmiotem wielu kontrowersji. Dla samego prymasa było jednym z najtrudniejszych w życiu, tak po latach tłumaczył swoje cele: "Pragnąłem uśmierzyć radykalne nastroje, nie chciałem dopuścić do wyjścia na ulicę i krwawych walk".
Marek Lasota, historyk z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, jest zdania, że postawa prymasa w stanie wojennym uratowała naród przed wojną domową i znacząco wpłynęła na bieg historii. Taką opinię podziela również sam gen. Jaruzelski, przyznając, że kard. Glemp pomógł Polakom pokojowo przejść przez stan wojenny i przyczynił się do podjęcia rozmów z władzami, doprowadzając później do przemian demokratycznych.