Sejmowe kuluary huczą. Zmienią termin wyborów?
Posłowie opozycji twierdzą, że termin wyborów może zostać wyznaczony przez prezydenta na początek listopada, a nie - na 15 października. W czwartek Donald Tusk podczas spotkania z wyborcami w Ostródzie stwierdził, że według sygnałów, które do niego dotarły rządzący "już podjęli decyzję, żeby wybory przesunąć".
Czwartkowa wypowiedź Donalda Tuska z Ostródy wywołuje dyskusję w sejmowych kuluarach, bo od początku tygodnia wśród posłów krąży plotka, że Andrzej Duda może ogłosić termin wyborów jeszcze w piątek lub na początku przyszłego tygodnia. Opozycja spekuluje, że wielokrotnie wskazywany termin 15 października nie jest już dla rządzących tak atrakcyjny. Sugerują, że decyzja prezydenta może być dla opinii publicznej niespodzianką.
Zgodnie z prawem wybory parlamentarne mogą odbyć się w terminach: 15 października, 22 października, 29 października (choć to tuż przed dniem Wszystkich Świętych) lub 5 listopada. Według części opozycji możliwe jest przesunięcie daty głosowania na ostatni możliwy termin, czyli na początek listopada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dworczyk postawił Tuskowi ultimatum. Pytanie o układy z Ziobrą
Ale niektórzy posłowie idą krok dalej i twierdzą, że PiS może szukać pretekstu, by wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych i odsunąć przeprowadzenie wyborów. Politycy PiS wielokrotnie zaprzeczali, podkreślając, że taki scenariusz nie jest obecnie brany pod uwagę.
Nowacka: "Przestał grzać Dzień Papieski"
Barbara Nowacka w rozmowie z WP podkreśla, że widzi kilka powodów, dla których 15 października nie jest już dla PiS dogodnym terminem przeprowadzenia wyborów. - Widzą, że im nie idzie, a kryzys związany z rolnictwem uderzy w nich jeszcze w październiku. Liczą, że w listopadzie ludzie zapomną albo sytuacja się uspokoi – podkreśla.
- Marsz Miliona Serc też ma na to wpływ, bo PiS wie, co znaczy tak duża mobilizacja na dwa tygodnie przed wyborami. No i dodatkowo przestał grzać Dzień Papieski, więc szukają nerwowo jakiegoś rozwiązania. Ewidentnie nie są już zdeterminowani do przeprowadzania wyborów 15 października – uważa posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Trela ostrzega ws. stanu nadzwyczajnego. PiS dementuje
Krok dalej idzie Tomasz Trela, poseł Nowej Lewicy. - Od kilku tygodni mówię, że jeśli PiS będzie miało trudności sondażowe, a cały czas je ma, to są gotowi wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych, żeby wyborów nie było w konstytucyjnym terminie. Po to, żeby wybory odbyły się dopiero kilka miesięcy później - twierdzi.
- Wydaje mi się, że Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński, Mariusz Kamiński i Mariusz Błaszczak po to byli na wschodniej granicy i robili konferencje, żeby zobaczyć, jak ludzie reagują. Nie zdziwiłbym się, gdyby zapadła polityczna decyzja, że nie ma teraz wyborów, bo jest zagrożenie za wschodnią granicą – dodaje.
Na uwagę, że politycy PiS twierdzą, że na razie taki scenariusz nie jest brany pod uwagę, Tomasz Trela twierdzi, że "kluczowe jest słowo na razie". - Jeśli na początku września sondaże będą im dawały 180 mandatów, to podstawy się znajdą – mówi poseł Nowej Lewicy.
Wiceminister finansów Artur Soboń w rozmowie z WP zapewnia, że wybory odbędą się w konstytucyjnym terminie. Polityk PiS podkreśla, że nie traktuje poważnie wypowiedzi lidera PO. - Donald Tusk powiedział tyle rzeczy, które nie mają pokrycia w rzeczywistości, że trudno to komentować. Prezydent określi termin wyborów zgodnie z prawem – mówi Soboń.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski