Sejm jak bazar. Kaczyński i Ziobro handlują ustawami niczym kalesonami [OPINIA]
Prawica nadal jest Zjednoczona! Spoiwem, jak zwykle, okazały się stołki, interesiki większe i mniejsze oraz poczucie, że poza Sejmem większość polityków nie miałaby szans na znalezienie jakiejkolwiek rozsądnej pracy.
Tyle było gadania, że Zjednoczona Prawica się rozpada, że Kaczyński nie ma już większości w Sejmie. Tymczasem wczoraj obóz władzy przejechał przez głosowania niczym nowy ciągnik Johna Deere'a przez wieś.
Gdyby rządzący chcieli, przegłosowaliby bez trudu nawet powołanie Edyty Górniak na stanowisko szefowej sanepidu. A – znajmy ich łaskę – przegłosowali jedynie powołanie Adama Glapińskiego na kolejną kadencję na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego.
Wszystko dlatego, że Kaczyński i Ziobro się dogadali. Bo choć nie umieją żyć ze sobą, to jeszcze bardziej nie mogą żyć bez siebie.
Kaczyński o kryzysie gospodarczym. Dworczyk tłumaczy
Kulisy handlu
Ustawy w Sejmie coraz bardziej przypominają kalesony na bazarze. Raz, że posłużą kilka miesięcy i trzeba je wyrzucić, tak jak stało się z Polskim Ładem. Dwa: można je kupować w hurcie. Ba, w Sejmie można nawet zastąpić. Na bazarach handlarze już wieki temu odeszli od modelu wymiennego.
Politolodzy i komentatorzy zastanawiają się, co doprowadziło do ponownego wybrania Adama Glapińskiego na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego, a także, dlaczego dołączono do harmonogramu obrad głosowanie w sprawie składu Krajowej Rady Sądownictwa.
Nazywajmy rzeczy po imieniu. Układ pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a Solidarną Polską jest generalnie taki: PiS klepnął nowy skład KRS-u, obroni Zbigniewa Ziobrę przed wotum nieufności, da dodatkowy stołek wiceministra w rządzie oraz nie będzie podbierał posłów Ziobrze (Ziobro panicznie boi się, że część posłów od niego odejdzie – widać, że ma do części swoich ludzi zero zaufania).
Solidarna Polska z kolei pomogła wybrać Adama Glapińskiego na prezesa NBP oraz nie będzie utrudniać likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Przegłosuje też pewnie, w pakiecie, jakąś kontrowersyjną ustawę. Z ich punktu widzenia zupełnie nie ma znaczenia, czego będzie dotyczyła i czy nie uderzy w Polaków. Handel to handel. Czasem trzeba coś dać.
Ktoś powie: esencja polityki.
Tyle że - przypomnijmy - zdaniem niektórych członków PiS-u kandydatami do KRS-u byli ludzie parszywi. Z kolei wybitni fachowcy z Solidarnej Polski uważają, że uchwalenie ustawy likwidującej Izbę Dyscyplinarną SN w kształcie zaproponowanym przez prezydenta Andrzeja Dudę to rozwiązanie złe dla Polski i destabilizujące wymiar sprawiedliwości.
Mamy więc na szali z jednej strony koalicyjny spokój, a z drugiej dobro Polski. Politycy, co w sumie oczywiste, wybrali to pierwsze.
Polska przy stole Kaczyńskiego
Polityka zawsze była dość ohydna. Bywa zabawna, czasem - najczęściej przez przypadek - udaje się rządzącym zrobić coś dobrego, ale mimo wszystko u niezależnych obserwatorów dominuje pogląd, że ciekawiej jest obejrzeć program telewizyjny o hipopotamach taplających się w błocie niż obrady Sejmu.
Trudno jednak pogodzić się z zupełnym zanikiem władzy parlamentarnej. Nikt już nawet w Sejmie nie udaje, że są w nim podejmowane jakiekolwiek decyzje. Sejm stał się miejscem kłótni, trybuną do pokazania się "patrzcie, jestem aktywnym parlamentarzystą!", ale nie jest już miejscem debaty i ucierania kluczowych rozwiązań.
Żaden z posłów obozu władzy nie analizuje, czy dane rozwiązanie będzie dobre dla Polaków, czy złe. Od początku kadencji ludzie myślą o tym, by znaleźć się na kolejnej liście wyborczej. Zero niezależności, zero zwrotu ku obywatelom.
Jarosław Kaczyński jedynie przyjmuje kolejnych petentów przy swoim stole, przy którym - jak skądinąd słusznie zauważa - jest prawdziwa polityka.
Ba, przy stole Kaczyńskiego dziś leży Polska.
A wokół stołu biega dzieciarnia licząca, że wujek da cukierka. Wykrzykuje przy tym wniebogłosy hasła "Polska", "Niepodległość", "Ojczyzna" - no bo przecież głupio mówić wprost, że chodzi jedynie o krówkę ciągutkę.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl