PolitykaSędzia Milewski: dałem się nabrać ws. nagranej rozmowy w 2012 r. Nie miałem żadnych kontaktów z Tuskiem

Sędzia Milewski: dałem się nabrać ws. nagranej rozmowy w 2012 r. Nie miałem żadnych kontaktów z Tuskiem

Dałem się nabrać, to jest moja wina i poniosłem za to konsekwencje - powiedział b. prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski przed komisją śledczą ds. Amber Gold

Odniósł się tak do ujawnionej w mediach w 2012 r. rozmowy, którą miał przeprowadzić z rzekomym pracownikiem kancelarii premiera

"Byłego premiera Donalda Tuska znałem tylko z widzenia. Nigdy się z nim nie spotykałem"

Sędzia Milewski: dałem się nabrać ws. nagranej rozmowy w 2012 r. Nie miałem żadnych kontaktów z Tuskiem
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

- Nie miałem z nim żadnych kontaktów osobistych, ani towarzyskich - mówił przed komisją śledczą ds. Amber Gold były prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku sędzia Ryszard Milewski.

Jarosław Krajewski (PiS) podczas zadawania pytań świadkowi odniósł się do zdjęć, które ukazały się w mediach z 2012 r., na których Milewski, m.in. w towarzystwie ówczesnego premiera Donalda Tuska, zasiada w loży VIP podczas meczów Lechii Gdańsk. - Czy pan potwierdza wiarygodność tych zdjęć - pytał Krajewski.

- Tak, ten w szaliku to ja - stwierdził Milewski.

- Chciałbym zapytać pana o formalne i nieformalne kontakty z byłym premierem Donaldem Tuskiem. Czy pan miał takie kontakty? - kontynuował polityk PiS.

Milewski powiedział, że "chciałby obalić mit tej loży VIP-owskiej". Jak tłumaczył, loża VIP była przewidziana dla 400 osób i na miejsca w niej można było kupić bilety. Wskazał, że ostatnie dwa rzędy były przed każdym meczem odgrodzone taśmą i na poszczególnych miejscach "były przyklejone nazwiska, jakieś zarezerwowane miejsca".

- Chodziłem na mecze Lechii od 10. roku życia; zawsze chodzę i kibicuję temu klubowi. Chodziłem na tę lożę i zdarzało się rzeczywiście, że Tusk siedział za mną w tej loży. Ja pana Tuska nie znam z żadnych innych okoliczności. Nigdy się z nim nie spotykałem, nie miałem z nim żadnych kontaktów osobistych, towarzyskich - podkreślił.

Milewski dopytywany, jak często oglądał mecze w towarzystwie b. premiera, stwierdził, że było to trzy, może cztery razy.

- Chciałbym, aby pan się zastanowił, bo z tych zdjęć widać, że było to co najmniej cztery razy - dopytywał Krajewski.
- Nie pamiętam, no może pięć razy. Trudno mi powiedzieć. Byłem na każdym meczu, to pan Tusk nie przychodził na wszystkie mecze - odparł świadek.

Zadeklarował ponadto: "Bilety zawsze kupowałem. Mogło się zdarzyć, że na ważniejsze mecze dostawałem zaproszenia od prezesa klubu Lechii Gdańsk, który był moim znajomym".

Inny poseł PiS, Marek Suski nawiązał do jednego ze zdjęć z tych meczów, na których Milewski i Tusk są - jak mówił Suski - w serdecznym uścisku i patrzą sobie w oczy. - Wydaje mi się, że osoby przypadkowe nie są na loży VIP-owskiej z premierem. Jest ścisła kontrola, są instrukcje, osoby są sprawdzane - wyliczał Suski.

- I tu się pan myli. Nikt nikogo nie sprawdzał - odparł mu Milewski.

Krajewski dopytywał z kolei, czy świadek kiedykolwiek rozmawiał z Tuskiem lub innymi politykami na temat Amber Gold. - Nigdy z nikim nie rozmawiałem na temat Amber Gold. Z aferą Amber Gold mam tylko wspólne to, że została dokonana prowokacja, w którą się wplątałem i za co zostałem ukarany. Nigdy nie sądziłem żadnej sprawy pana P., nie uczestniczyłem w żadnym posiedzeniu i nie miałem z tą sprawą nic wspólnego - przekonywał Milewski.

- Do wybuchu tej afery nawet nie wiedziałem, co to jest za firma Amber Gold. Widząc banery w Gdańsku byłem przekonany, że jest to jest jakiś nowy bank - dodał.

Krajewski pytał też świadka, czy ma poczucie, że afera Amber Gold i sprawa szefa tej firmy Marcina P. została zlekceważona przez wymiar sprawiedliwości. - Na pewno nie została zlekceważona przez sądy, bo sądy moim zdaniem stanęły na wysokości zadania. To sądy, na zażalenie KNF, cofnęły tę sprawę, to przecież sądy zastosowały tymczasowe aresztowanie (...). Jak działała prokuratura, to pozostawiam to do oceny państwa - odpowiedział Milewski.

"Te rozmowy zostały zmanipulowane"

Milewski zaznaczył, że szanuje wyroki sądów dyscyplinarnych, które wymierzyły mu kary w związku z rozmową nagraną w 2012 r., ale nie zgadza się z tymi wyrokami. - Sądy nie dysponowały oryginalnym nagraniem tej rozmowy (...) te rozmowy były zmanipulowane - powiedział.

Milewski - obecnie sędzia Sądu Okręgowego w Białymstoku - zeznaje w środę przed sejmową komisją śledczą do sprawy Amber Gold. W kontekście tej sprawy zaczął być wymieniany po rozmowie telefonicznej, jaką we wrześniu 2012 r. przeprowadził z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera (był to Paweł M., który - jak twierdzi - dokonał "prowokacji dziennikarskiej").

Milewski jako prezes sądu miał w rozmowie wyrazić gotowość ustalenia dogodnego dla ówczesnego premiera Donalda Tuska terminu posiedzenia aresztowanego ws. prezesa Amber Gold Marcina P. i gotowość wydelegowania sędziów gdańskich na spotkanie z premierem, by zapoznać go ze sprawami dot. szefa firmy. Po ujawnieniu tej rozmowy Milewski został odwołany z funkcji prezesa i ukarany dyscyplinarnie przeniesieniem do apelacji białostockiej.

- Rzeczywiście to moja wina, zostałem wprowadzony w błąd. Myślałem, że takie spotkanie rzeczywiście odbędzie się w kancelarii. Sprawa była tego typu, że dzwonił do mnie minister (sprawiedliwości) Jarosław Gowin osobiście, dzwonili z ministerstwa, proszono cały czas o akta, była debata sejmowa na ten temat. Rzeczywiście dałem się nabrać, to jest moja wina, poniosłem za to konsekwencje - mówił Milewski o sytuacji z września 2012 r.

Dodał jednak, że nie mógł podczas tej rozmowy mówić o terminach, ponieważ "datę wyznaczyła przewodnicząca wydziału". Ocenił, że ten fragment ujawnionej w mediach rozmowy "jest skompilowany".

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) powiedziała, że "nie ma podstaw do twierdzenia, że jest to kompilacja rozmów". - Opinie biegłych w sposób jednoznaczny podkreślają zgodność czasową - zaznaczyła przewodnicząca.

- Mam inne zdanie na ten temat - odpowiedział Milewski.

- Zarzucano sądom, że bezprawnie rejestrują spółki Marcina P. mimo że on jest karany. Takie były wtedy przepisy, chcieliśmy to wyjaśnić premierowi - mówił Milewski pytany o cytat z nagranej rozmowy, że "chcemy to przekazać panu premierowi". Sędzia był też pytany o cytat: "proszę czekać na instrukcje". Powiedział, że nie czekał na żadne instrukcje.

"To kłamstwo, nie wprowadzałem ministra Gowina w błąd"

Milewski odpowiadał na pytania Witolda Zembaczyńskiego. Poseł Nowoczesnej chciał wiedzieć, dlaczego Milewski - wówczas prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku - "w trakcie wizytacji ministra Gowina nie poinformował go, że w trakcie lustracji kuratorów ujawniono w sierpniu 2012 r. karygodne błędy w postępowaniach wykonawczych".

- To jest kłamstwo. Pamiętam to. Pan minister Gowin mówił, że ja go wprowadziłem w błąd. Tak, akurat tutaj byłem na tym zebraniu; na tym zebraniu było prawie 12 osób. Ja na tym zebraniu słowem się nie odezwałem i są na to świadkowie, są prezesi sądów, wizytatorzy i wszyscy... - odparł Milewski.

Na pytanie Zembaczyńskiego, kto konkretnie kłamał, Milewski odpowiedział: "Ja nie wiem. Chodzi o to, że pan minister Gowin mówił, że ja go wprowadziłem w błąd. Ja się na tym spotkaniu nie odezwałem".

- Czyli to jest kłamstwo? - upewniał się Zembaczyński. "(...) Więc nie mogłem mu nic mówić i wprowadzać go w błąd" - dokończył Milewski. - Ja na tym spotkaniu się nie odezwałem ani słowem, dlatego mówię, że nie mogłem go wprowadzić w błąd i opowiadać o jakichś rzeczach, kiedy ja słowem na tym zebraniu się nie odezwałem - powtarzał.

Gdy poseł Nowoczesnej chciał wiedzieć, dlaczego w takim razie padło takie twierdzenie, sędzia mówił, że nie wie.

- Proszę przesłuchać wszystkie te osoby, które tam były i potwierdzą. (...) Nie wiem, dlaczego potem w przestrzeni medialnej zaistniałem, jako że ja wprowadzałem w błąd - przekonywał.

Zembaczyński indagował, dlaczego w takim razie Milewski, jako prezes sądu, w ogóle nie zabrał na zebraniu z ministrem Gowinem głosu w tej sprawie.

- Nie wiem, nie było okazji. Rozmawiali inni, ja akurat się nie odezwałem. Nikt mnie nie pytał o nic. I dlatego tak stanowczo o tym mówię - tłumaczył świadek.

Podczas przesłuchania Zembaczyński pytał też o decyzje następcy Gowina na stanowisku ministra sprawiedliwości, Marka Biernackiego, według którego w postępowaniu dyscyplinarnym sąd pierwszej instancji zbagatelizował szkodliwość zachowania Milewskiego, wymierzając mu karę usunięcia z funkcji prezesa SO w Gdańsku. Jak relacjonował poseł, w zażaleniu z 25 lutego 2014 r. do sądu dyscyplinarnego przy SN w sprawie Milewskiego Biernacki stwierdził, że kara ta razi łagodnością, co czyni ją niewspółmierną do wagi i szkodliwości czynu. - Swoje twierdzenie Biernacki uzasadniał tym, że i tak półtora roku nie pełni pan zajmowanego wcześniej stanowiska. Czy uważa pan, że skrzywdzono pana w tej sprawie, czy czuje się pan kozłem ofiarnym? - pytał Zembaczyński.

- Tak czuję się, poniekąd - doparł Milewski.

Wyjaśniał, że w wypadku Amber Gold sytuacja była wyjątkowa, a we wcześniejszych sprawach nie zdarzały się telefony od władz.

- Wcześniej nie zdarzały się takie sytuacje, ale jeszcze raz powtarzam, była to nietuzinkowa sprawa, była atmosfera bardzo (...) gęsta. Przyjeżdżał pan minister Gowin, żądał akt, robił narady. Sami państwo wiecie, byliście też w Sejmie, co się działo wtedy, wybuchła taka afera nagle, że wszyscy byli tym tak zaskoczeni.... - mówił sędzia.

PAP,TVP Info, oprac. Adam Przegaliński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (116)