"Ściągali mu spodnie i bili". Awantura w szkole po bójce 8‑latków
Tysiące internautów udostępnia historię prześladowanego Wojtka, który wracał ze szkoły z siniakami, a teraz złamano mu nogę. - Ta historia wyglądała zupełnie inaczej. Tysiące osób zostało wprowadzonych w błąd - zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską dyrektor szkoły w Złocieńcu.
Internet obiegła ostatnio tragicznie brzmiąca historia 8-letniego Wojtka. Jego starszy brat poinformował na Facebooku, że pierwszoklasista został pobity w szkole i nikt z kadry nauczycielskiej nie udzielił mu pomocy.
"Na oczach całej klasy dwukrotnie dwóch uczniów ściągnęło mu spodnie" - relacjonuje przebieg wydarzeń brat Wojtka. "Czuł się poniżany i bezradny. Kiedy poczuł, że jego spodnie wraz z bielizną ponownie lądują na kostkach, odwrócił się i wymierzył dręczycielowi cios. Ten nie patrząc na nic zaczął kopać mojego brata, łamiąc mu przy tym kość piszczelową" - dodaje nastolatek.
Według relacji, mama chłopców wielokrotnie zgłaszała, że jej syn od pół roku wraca do domu z siniakami, ale nikt nie reagował.
Cierpliwość rodziny Wojtka skończyła się w momencie, gdy okazało się, że kolega z klasy złamał mu kość piszczelową.
"Nie do pomyślenia jest to, że nikt z 'pedagogów' nie wezwał karetki, kiedy mój brat płakał i zwijał się z bólu. Zadzwoniono po moją mamę i tyle. Mama na własną rękę zawiozła brata do oddalonego o 12 kilometrów Drawska Pomorskiego na SOR. Nagłośnimy sprawę! Koniec z patolą i bezprawiem" - podsumował starszy z braci.
Policjanci sami zainteresowali się sprawą
By wyjaśnić całe zdarzenie, skontaktowaliśmy się z mamą Wojtka. Przyznała, że syn przeżył traumę, ale czekają jeszcze na dokładne wyniki badań. Chociaż najpierw chciała komentować szczegóły zajścia, potem się z tego wycofała.
- Nie dostaliśmy w tej sprawie zgłoszenia, ale gdy policjanci dowiedzieli się o krążącej w sieci wersji wydarzeń, sami podjęli czynności - mówi Wirtualnej Polsce Maciej Zieliński, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Drawsku Pomorskim.
Potwierdził, że funkcjonariusze byli już w szkole i rozmawiali z jej pracownikami. - Po zebraniu materiałów przekazaliśmy je do Sądu Rejonowego w Drawsku Pomorskim. Sprawą zajmuje się III Wydział Rodzinny i Nieletnich - zaznaczył.
Dyrektor: To nieprawda. Mama ucznia była w szkole tylko dwukrotnie
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr. 3 w Złocieńcu (woj. zachodniopomorskie) zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską, że całe wydarzenie zostało przedstawione w sieci bardzo nierzetelnie i nieprawdziwie.
- Uczeń faktycznie ma złamaną nogę, ale doszło do tego w zupełnie inny sposób. W grupie bawiącej się w chowanego było trzech pierwszoklasistów. W pewnym momencie między 8-latkami doszło do nieporozumienia i jeden drugiego kopnął. Stało się to tak niefortunnie, że faktycznie doszło do urazu nogi. Wersja o ściąganiu spodni jest jednak niepotwierdzona - mówi Wirtualnej Polsce Zbigniew Buczek.
Dyrektora zapytaliśmy, czy to prawda, że poszkodowany chłopiec był wcześniej gnębiony i od pół roku wracał ze szkoły z siniakami.
- Mama 8-latka twierdzi, że wielokrotnie alarmowała szkołę, że jej syn jest źle traktowany przez rówieśników. To nieprawda, bo w szkole była tylko dwukrotnie, co dokumentuje brak jej podpisu na listach obecności. Raz, gdy na początku roku odbierała książki i drugi raz w maju, gdy została wezwana przez władze placówki. Gdyby było prawdą, że dziecko od miesięcy wracało z siniakami, czemu nigdy nie zgłosiła tego do innych instytucji, na przykład policji czy sądu? – pyta Buczek.
Zobacz także: Tragedia w Nowej Soli. Nad Odrą znaleziono ciało dziecka
12 tysięcy udostępnień!
Dyrektor odniósł się również do zarzutu o to, że szkoła nie wezwała do poszkodowanego chłopca karetki.
- Zdarzenie zaszło między dwoma ośmiolatkami. Chłopca opatrzyła wychowawczyni, a następnie szkolna pielęgniarka. Na jego ciele nie było żadnych widocznych znaków, że wydarzyło się coś poważnego. Nie było opuchlizny, ran ani otarć. Potwierdza to zarówno pielęgniarka jak i wypis ze szpitala umieszczony na Facebooku prawdopodobnie przez brata poszkodowanego - informuje Buczek.
Mężczyzna podkreśla, że nawet matka znająca psychikę swojego dziecka, nie zawiozła go od razu do szpitala. Karetkę miała wezwać dopiero po kilku godzinach.
Na koniec dyrektor mierzy się również z zarzutem, że w jego placówce dzieją się złe rzeczy. - Szkoła działa pod moim kierownictwem od 17 lat i jest to pierwsza taka sytuacja w naszej historii - zaznacza.
- Wypadkowość w naszej szkole jest znikoma, co potwierdzają stosowne dokumenty i statystyki. Zarzuty dotyczące agresji panującej w naszej szkole nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Można to oficjalnie sprawdzić na policji - dodaje.
Przypomnijmy, że historia Wojtka przedstawiona przez jego brata w sieci, cieszy się ogromnym zainteresowaniem internautów. Post ze zdjęciem zabandażowanej nogi 8-latka zebrał ponad 20 tys. reakcji. Fotografia doczekała się również aż 12 tys. udostępnień.