Samospalenie w Warszawie. Jacek Żakowski: rozpacz patrioty
Nie zaskoczył mnie wpis Kataryny, która po samospaleniu nieznanego mężczyzny przed Pałacem Kultury napisała: "Takie zdarzenia należy raczej rozpatrywać w kategoriach psychiatrycznych". W takich sytuacjach niestety zawsze znajdzie się jakaś Kataryna, która zdesperowanego patriotę wyśle do psychiatry.
20.10.2017 | aktual.: 20.10.2017 13:55
Mogę się założyć, że do Kataryny dołączą inni "chłodni obserwatorzy", którzy zapewnią widzów "Wiadomości", że to smutna tragedia człowieka chorego, zmanipulowanego przez cynicznych prowokatorów z opozycji szkodzącej Polsce za niemieckie albo żydowskie pieniądze. Bo przecież ludzie zdrowi takich rzeczy nie robią. Człowiek niezmanipulowany powinien być w Polsce-PiS szczęśliwy i uśmiechnięty. Kto widział, żeby się podpalać, kiedy kraj wstaje z kolan, a PKB rośnie.
W czasie pogrzebu Ryszarda Siwca, który w 1968 roku podpalił się podczas państwowych dożynek na Stadionie 10-lecia, by zaprotestować przeciw inwazji na Czechosłowację, agenci SB rozpuszczali plotki, że był niezrównoważonym psychicznie alkoholikiem. Czy nawiązanie do tej tradycji chciała nam zalecić Kataryna pisząc, że "takie zdarzenia należy raczej rozpatrywać w kategoriach psychiatrycznych"? Czy może chciała zasugerować, że w kategoriach psychiatrycznych należy rozpatrywać samospalenie czeskiego studenta Jana Palacha, który pół roku po Siwcu zrobił to samo w Pradze? Jego też takie dezawuujące w zamyśle insynuacje dotknęły. Kataryna zrozumie, w jaką rolę weszła, kiedy zobaczy opowiadający o sprawie Palacha miniserial "Gorejący krzew" wyreżyserowany przez Agnieszkę Holland.
Na szczęście, dla zdecydowanej większości z nas decyzja o zastosowaniu takiej formy protestu jak samospalenie, jest czymś niewyobrażalnym i niezrozumiałym, nawet kiedy emocje polityczne sięgają zenitu. Ale politykom właśnie dlatego nie wolno jest eskalować napięcia bez żadnego umiaru, że gdy przekracza ono pewne rozsądne granice, wśród milionów rozemocjonowanych ludzi zawsze może się znaleźć osoba, która zdecyduje się na coś dla innych niewyobrażalnego. Co nie znaczy, że taką osobę wolno wysyłać do psychiatry.
To nie jest tekst pisany przez wariata
Kiedy czytam tekst zostawiony przez mężczyznę, o którym chwilowo nic nie wiemy, a którego Kataryna wysyła do psychiatry, trudno mi jest znaleźć tam cokolwiek wskazującego, że autor ma zaburzoną percepcję rzeczywistości. Jest to punkt po punkcie bardzo rozsądny, analitycznie poprawny, emocjonalnie chłodny manifest politycznego sprzeciwu. To nie jest tekst pisany przez wariata. Gdybym po lekturze tego tekstu i wpisu Kataryny miał kogoś wysyłać do psychiatry, to raczej Katarynę z powodu jej tragicznego deficytu empatii.
Decyzja Siwca, Palacha i mężczyzny, którego nazwiska jeszcze w tej chwili nie znamy, jest tak radykalna w swoim dosłownym tragizmie, że oceniać jej chyba nie wolno. Nikt nie może być wobec niej obojętny, ale chyba mamy prawo być wobec niej bezradni nawet w kraju, gdzie temat ofiary życia składanej na rzecz politycznej wspólnoty, jest chlebem powszednim już od podstawówki. To jednak nie znaczy, że wolno nam tę tragedię przemilczeć, albo że wolno ją odrzeć z politycznych przesłanek.
Wiem, że to pewnie będzie pytanie retoryczne, ale może jednak warto się zastanowić, czy nie jest to ostatni dzwonek wzywający do opamiętania. Nie tylko w odniesieniu do beztroskiego eskalowania politycznych emocji, które już nas podzieliły, jak nigdy, choć wiele wskazuje, że to dopiero początek. Także w odniesieniu do wyobrażenia o tym, do czego polityczna większość ma prawo wobec rozmaitych mniejszości, a jakich granic nie powinna przekraczać.
W demokracji są to tematy trudne i delikatne. Ale także dla autorytarnej władzy - bez względu na to, czy ma wyborczą legitymację czy nie - stosunek do praw mniejszości wyznacza granicę między rządem sprawiedliwym i niesprawiedliwym, oraz między dobrym i złym państwem. Manifest zostawiony przez nieznanego mężczyznę, który złożył siebie w całopalnej ofierze, precyzyjnie wylicza punkty, w których te granice zostały przez obecną władzę przekroczone. Bez względu na to, czy się tę władzę lubi, czy się jej nie lubi, nie wolno tego tekstu puścić mimo uszu. Nie tylko dlatego, żeby nie ryzykować podobnie radykalnych zachowań w przyszłości. Przede wszystkim dlatego, że było by straszne, gdyby się miało okazać, że mając taką okazję po raz pierwszy od dawna, nie potrafimy zbudować na tyle sprawiedliwego rządu i dobrego państwa, by troska o Polskę nikogo nie prowadziła do desperackiej rozpaczy.
Jacek Żakowski dla WP Opinii