Tybet, 2009-2012
Chińskie władze nazywają ich szaleńcami lub terrorystami, duchowy przywódca tybetańskich buddystów Dalajlama XIV mówi o "kulturowym ludobójstwie". W ciągu ostatnich trzech lat podpaliło się w proteście przeciwko religijnym represjom w Tybecie co najmniej 40 ludzi. W większości byli to młodzi, dwudziestoparoletni buddyjscy mnisi i mniszki. Najczęściej ginęli na miejscu lub umierali w wyniku poparzeń. Na ten desperacki krok w maju tego roku zdecydowała się także Rechok, matka trojga dzieci. Kobieta podpaliła się przed buddyjskim klasztorem na południowym zachodzie Chin. Nie udało się jej uratować. Organizacje praw człowieka donosiły jednak o przypadkach pobiciach przez służby bezpieczeństwa tych, których udało się ugasić z płomieni, nim odebrali sobie życie.
Pekin przejął rządy w Tybecie w 1950 roku, pozbawiając politycznej władzy dalajlamę, który dziewięć lat później musiał uciekać do Indii. Chińskie władze twierdzą, że umożliwiły rozwój regionu. Tybetańczycy oskarżają jednak rząd o kulturowe i religijne represje.
Czytaj również: Podpalają się w proteście - co na to Sikorski?