Maszyna na "dzień zagłady". To ona czekała na sygnał Bidena

Każda zagraniczna podróż prezydenta Stanów Zjednoczonych oznacza, że wraz z nim do danego kraju przylatuje naszpikowana elektroniką i najlepszymi zabezpieczeniami maszyna zwana "doomsday plane", czyli "samolot na dzień zagłady". Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, prognozują, że mogła ona czekać na ewentualne poderwanie do lotu na lotnisku w Rzeszowie.

Boeing KC-46 Pegasus - amerykański tankowiec powietrzny i samolot transportowy oraz tzw. doomsday plane
Boeing KC-46 Pegasus - amerykański tankowiec powietrzny i samolot transportowy oraz tzw. doomsday plane
Źródło zdjęć: © East News
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Wizyta prezydenta Joe Bidena w Europie oznacza także obecność w rejonie tzw. doomsday plane, czyli "samolotu na dzień zagłady". To maszyna, która została stworzona, gdy w latach 70. Ameryka obawiała się wybuchu wojny nuklearnej. Samolot miał zapewnić przetrwanie władzom USA.

Boeing model 747-200 został więc naszpikowany sprzętem komunikacyjnym i uodporniony na zagrożenia takie jak impuls elektromagnetyczny towarzyszący wybuchowi bomby atomowej. Maszynę nazwano E-4B "Nightwatch" (ang. nocna straż). Amerykanie mają cztery takie samoloty, a nazwę "nightwatch" i "doomsday plane" stosuje się wobec nich zamiennie.

Należy pamiętać, że "doomsday plane" to nie to samo co Air Force One, czyli samolot, na pokładzie którego znajduje się aktualnie prezydent. W sytuacji, gdyby Joe Biden musiał znaleźć się na pokładzie samolotu "na czas zagłady", automatycznie stałby się on Air Force One.

"Samolot na dzień zagłady" umożliwia przedstawicielom władzy wydawanie rozkazów armii. Ponadto mogą oni również komunikować się z ziemią oraz przekazywać informacje dla prasy czy wygłaszać oświadczenia dla obywateli.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na grzbiecie samolotu umieszczonych zostało 67 anten, które pozwalają na nadawanie w szerokim widmie częstotliwości od 14 kHz do 8,4 GHz. Ponadto "doomsday plane" zapewnia stały przepływ informacji, które są niezbędne dowódcom na pokładzie do podejmowania strategicznych decyzji.

"Doomsday plane". Ogromny zasięg samolotu

A to nie wszystko. W samolocie została umieszczona także sala odpraw, sala konferencyjna i pokój rekreacyjny. Do tego maszyna posiada ogromny zasięg dzięki możliwości tankowania w powietrzu - długość lotu ograniczona jest nie przez zużycie paliwa, ale oleju silnikowego. Podczas testów E-4B był w powietrzu najdłużej przez 35,4 godziny, ale zaprojektowano go do latania nawet przez tydzień.

Co istotne: zawsze, gdy prezydent USA udaje się za granicę - tak jak teraz - wraz z Air Force One leci jeden E-4B, który stacjonuje na lotnisku w promieniu kilkuset kilometrów od samolotu prezydenta. Wszystko po to, by - w razie sytuacji kryzysowej - móc zabrać głowę państwa na pokład i posłużyć za latające centrum dowodzenia.

Biden w Kijowie. "Gotowość musi być podwyższona"

Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints i były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że "gdyby 'doomsday plane' wleciał nad Ukrainę, oznaczałoby to wkroczenie amerykańskiego samolotu, de facto wojskowego, w strefę wojny. - Nie sądzę, żeby Amerykanie na to poszli. Raczej zabezpieczali Joe Bidena od polskiej strony - ocenia.

Nasz rozmówca podkreśla, że w takiej sytuacji jak wizyta Joe Bidena w Europie czy samej Ukrainie, w pogotowiu są piloci amerykańscy i holenderscy na lotniskach w Polsce. Są oni "gotowi do działania, gdyby takie należałoby podjąć" i mogą wznieść się w powietrze w kilka minut. - Gotowość musi być podwyższona - zaznacza pułkownik.

"Doomsday plane" nad Ukrainą? Jest stanowcza odpowiedź

Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, mówi, że to, czy tzw. doomsday plane krąży gdzieś na granicami, zależy od tego, czy była taka potrzeba. - Na pewno nie latał nad Ukrainą. Sam nie mógłby wlecieć, musiałby lecieć z zabezpieczeniem sił powietrznych. A to już byłoby trudniejsze do ogarnięcia - ocenia.

Jak informuje "The New York Times", powołując się na anonimowe źródła w amerykańskiej administracji, Joe Biden dotarł do Kijowa specjalnym pociągiem z Polski. Według gazety podróż z granicy miała trwać 10 godzin.

Biden wyleciał z Waszyngtonu w nocy. Ze względów bezpieczeństwa podróż owiana była tajemnicą aż do ostatniej chwili. Air Force One wystartował o 4:15 w niedzielę czasu wschodniego. Samolot lądował w Polsce, skąd prezydent przemieścił się do ukraińskiej stolicy.

Czytaj też:

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
joe bidenusasamolot
Wybrane dla Ciebie