Sądowa kapitulacja PiS. "Rząd nie ma większości"
Prawo i Sprawiedliwość – wbrew wielomiesięcznym deklaracjom – kapituluje w sprawie sądów i chce zlikwidować wprowadzone przez siebie przepisy najmocniej uderzające w niezawisłych sędziów. Po to, by zdobyć pierwszą transzę pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Nie ma jednak pewności, że złożony we wtorek w nocy projekt ustawy zyska większość. Solidarna Polska pracuje nad stanowiskiem, ale nieoficjalnie posłowie zapowiadają, że mogą głosować przeciw. Z kolei opozycja nie zamierza gwarantować poparcia w ciemno. Posłowie boją się, że PiS wystawi ich do wiatru i skłóci.
Najnowszy projekt nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym oraz niektórych innych ustaw sądowych – w teorii złożony przez posłów PiS – w rzeczywistości powstawał pod okiem ministra ds. europejskich Szymona Szynkowskiego vel Sęka w Brukseli. Część z podpisanych posłów nie do końca rozumie, pod czym złożyła podpisy, a większość nie miała żadnego wpływu na treść tych przepisów. Ścieżka poselska ma zagwarantować, że zmiany zostaną przyjęte szybko i bez szerokich konsultacji.
Zmiany proponowane przez PiS są znaczące, m.in.: ustawa ma przenieść system dyscyplinarny sędziów z Sądu Najwyższego do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Obecnie wszystkie sprawy dotyczące zawodów prawniczych trafiają do Izby Odpowiedzialności Zawodowej, która to zastąpiła zlikwidowaną Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Po nowelizacji Izba Odpowiedzialności Zawodowej miałaby zajmować się wyłącznie sprawami dotyczącymi innych zawodów prawniczych poza sędziami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS robi zwrot. Nowy projekt w Sejmie. Budka: tak nie można
Nie jest to jednak najbardziej spektakularna zmiana. Prawo i Sprawiedliwość po trzech latach proponuje usunięcie najbardziej kontrowersyjnych elementów tak zwanej "ustawy kagańcowej". Zabraniała ona sędziom kwestionowanie statusu kolegów z zawodu. Chodzi np. o przypadki, kiedy sędziowie powołani przed laty bez kontrowersji kwestionowali powołanie nowych sędziów, z udziałem upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa. Za wzajemne podważanie statusu sędziom grozi odpowiedzialność dyscyplinarna, po przyjęciu zmian ma się to zmienić. Zmiany mają zagwarantować sędziom większą niezawisłość.
Opozycja szuka pułapek
W środowy poranek Borys Budka w programie "Tłit" Wirtualnej Polski zadeklarował, że PO do czasu uzyskania analiz konstytucjonalistów, nie powie jednoznacznie, czy poprze projekt PiS. Kierunek zmian jest właściwy, ale diabeł tkwi w szczegółach – dodają posłowie Platformy, którzy w kuluarach razem z prawnikami wczytują się w szczegóły propozycji. Przede wszystkim szukają ewentualnych pułapek. Po wstępnej analizie PO obawia się, że przekazanie spraw dyscyplinarnych dotyczących sędziów do Naczelnego Sądu Administracyjnego może być niezgodne z konstytucją.
Zwraca na to uwagę m.in. prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Sądu Najwyższego. Okazuje się, że Naczelny Sąd Administracyjny nie tylko ma badać sprawy dyscyplinarne asesorów i sędziów sądów powszechnych oraz Sądu Najwyższego, ale jeszcze orzekać w sprawie wyłączania sędziów sądów powszechnych i Sądu Najwyższego od rozpoznawania spraw. Niestety, i tym zakresie brak projektu zmian w konstytucji. Równie dobrze można byłoby te sprawy przekazać do Trybunału Stanu albo Trybunału Konstytucyjnego.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Pomysłodawcy projektowanych zmian uznali chyba, że jak jakiś organ ma w nazwie "sąd", to może orzekać w każdej sprawie. Być może w kolejnej propozycji Naczelny Sąd Administracyjny będzie mógł orzekać karę dożywocia za zbrodnie albo będzie mógł uniewinniać polityków od zarzutu popełnienia przestępstwa? Czemu nie?
Bez zmiany art. 184 Konstytucji RP, który określa, co może robić Naczelny Sąd Administracyjny, te wszystkie propozycje są w sposób oczywisty sprzeczne z Konstytucją. Jeżeli Konstytucja określa kompetencje danego organu, to ich rozszerzenia w drodze ustawy można dokonać tylko wówczas, gdy wyraźny przepis Konstytucji na to zezwala – napisał profesor na Facebooku.
Test zaufania dla opozycji
Kwestia niekonstytucyjności to nie jedyna obawa. Platforma boi się również, że Polskie Stronnictwo Ludowe będzie w stanie zaakceptować projekt i wesprzeć PiS w głosowaniu. Mimo zapewnień ludowców, że chcą działać z całą opozycją. Dowodem na jedność miała być wspólna konferencja wszystkich opozycyjnych klubów oraz trzech kół. W rzeczywistości opozycyjni liderzy sami się wzajemnie upewniają, że grają razem i mogą na siebie liczyć.
– Opozycja na pewno zrobi wszystko, żeby pieniądze z UE były. Nikt jednak nie ulegnie szantażowi, bo padły dzisiaj słowa ze strony premiera, który mówił, że ustawa ma być bez poprawek. No nie, nie będzie tak, że będzie dzisiaj szantaż dla opozycji, skoro rząd nie ma większości, że zgadzamy się co do tego – deklarował Krzysztof Gawkowski, szef klubu Lewicy.
– Premier Morawiecki stara się być takim gołąbkiem pokoju niosącym nadzieje na środki europejskie, ale od wielu miesięcy nasze ustawy są nierozpatrywane w tym zakresie. Więc nie damy się tutaj zrobić w bambuko. Zrobimy wszystko, żeby uzyskać środki z UE, jesteśmy w stanie pracować, zawsze wykazujemy się dobrą wolą, ale nie wolno zapomnieć, przez kogo tych pieniędzy nie ma, a codziennie rosną kary – wtórował prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Premier naciska, Ziobro gra na prezydenta
Mimo że w tej grze to premier ma słabą talię kart, chce wywrzeć na opozycji presję. - Nie ma dzisiaj czasu, aby dłużej przeciągać linę, dlatego zaapelowałem do partii opozycyjnych, aby jak najszybciej rozpocząć procedowanie i zakończyć procedowanie tej ustawy, która wiąże się z wymiarem sprawiedliwości – mówił szef rządu na konferencji prasowej. I tak – opozycja, która wie, że Polacy chcą unijnych pieniędzy – jest rozdarta: chce pokazać gotowość do współpracy i zrobić choć krok w kierunku unijnych miliardów, ale przy okazji boi się wpuszczenia w kanał i wewnętrznych starć.
Przedstawiciele Solidarnej Polski na razie milczą. Mimo tygodni prężenia muskułów i podszeptów w sejmowych kuluarach, że są w stanie nawet wyjść z rządu, jeśli ustawa kagańcowa straci zęby, teraz powtarzają "czytamy", "analizujemy", "potrzebujemy czasu na podjęcie decyzji". Bardziej prawdopodobne jest, że zagłosują przeciw, ale do zerwania koalicji rzadziej wracają. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że Solidarna Polska będzie grała na prezydenta.
– Zaakceptowanie tych zmian upokarzałoby przede wszystkim prezydenta, który propozycje własnej nowelizacji też konsultował w Brukseli, a i tak został oszukany. Teraz miałby podpisać ustawę podyktowaną przez europejskich komisarzy? – powtarzają współpracownicy Ziobry, odsłaniając część swojej strategii. Oficjalne stanowisko będą musieli przedstawić szybko, bo pierwsze czytanie ma się odbyć już w czwartek. Premier ma zapewniać, że większość dla ustawy znajdzie się nawet bez koalicjanta. Niektórzy w PiS podejrzewają, że może blefować.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski