Są wyniki badań zatrutej galarety. Wstrząsające
W środę 6 marca Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach ujawnił wyniki analizy próbek galarety wieprzowej, która była przyczyną zatrucia pokarmowego trzech osób w Nowej Dębie na Podkarpaciu. Jak informowało Radio Lublin, w galarecie stwierdzono znaczne przekroczenie dopuszczalnej zawartości jednej z substancji.
06.03.2024 | aktual.: 06.03.2024 14:51
17 lutego trzy osoby, które zdecydowały się na zakup galarety wieprzowej od od obwoźnych sprzedawców, trafiły do szpitala z objawami ostrego zatrucia pokarmowego. 54-letni Jurii N. zmarł zaledwie 2,5 godziny po wezwaniu pomocy. Dwie starsze kobiety, 67- i 72-letnie, również były bliskie śmierci. Jedna z nich przyznała, że uratowało ją to, że zjadła niewielką ilość i natychmiast wymiotowała.
Próbki galarety zostały wysłane do Puław na badania. Jak wykazały przeprowadzone tam analizy, zawartość azotynu sodu była na niebezpiecznie wysokim poziomie, toksycznym dla człowieka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lubnauer o aferze w Collegium Humanum. "Dyplomy warte tyle, co papier"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- W badaniach próbek galarety odkryto niezwykle wysoką zawartość tej substancji. Niekiedy przekraczającą dopuszczalne normy niemal o 200 razy - powiedział Radiu Lublin dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, prof. Stanisław Winiarczyk. Według niego, stężenie azotynu sodu wynosiło od 16 do 19 tysięcy miligramów na kilogram produktu. Profesor Winiarczyk wyraził przypuszczenie, że azotyn sodu mógł zostać dodany do galarety przez pomyłkę.
Badaniu poddano także inne wyroby
W kontekście niedawnego zatrucia, służby śledcze zabezpieczyły u sprzedawców 20 kg różnorodnych produktów wędliniarskich. Próbki tych wyrobów zostały poddane badaniom w Puławach, gdzie analizowano między innymi zawartość azotynu. Wyniki badań wykazały, że zawartość azotynu w tych próbkach mieściła się w granicach normy.
Profesor, który nadzorował badania, zaznaczył jednak, że analizy nie zostały jeszcze zakończone. - Wciąż badamy dostarczone próbki pod kątem zawartości także innych substancji. Na wyniki trzeba jeszcze poczekać - podkreślił.
Sprzedawcy, u których zabezpieczono wędliny, zostali oskarżeni o "narażenie człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia". To poważne zarzuty, które w polskim prawie są zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności. Oboje sprzedawcy przyznali się do winy w prokuraturze, jednak odmówili składania zeznań. Po zakończeniu formalności zostali zwolnieni do domu.
Czytaj także:
Źródło: fakt