Od wieków, aby zostać członkiem duchowieństwa należało przystąpić do nietypowego rytuału. Duchowny nie mógł przyjąć święceń zanim, nie przeszedł “postrzyżyn”. Kandydaci na przyszłych księży klękali przed biskupem, który obcinał im włosy. Cały artykuł przeczytasz na portalu Wielka Historia.
Od tego dnia musieli mieć na głowie widoczne wycięcie, czyli tonsurę. Mieli ją odnawiać co tydzień lub co miesiąc. Nie mogli zaniedbać tego obowiązku. Jeżeli, pomimo upomnień, nie odnawiał tonsury, miał być odsunięty od Kościoła.
Geneza tego zwyczaju nie jest jasna. Szukano odniesień w Dziejach Apostolskich, opowieściach o świętych, czy porównywano ją do korony cierniowej, którą Jezus nosił. Ustalono jednak, że ma być noszona na pamiątkę wczesnych chrześcijan, którym Rzymianie golili głowy. Tonsurę wprowadził w XVI w. papież Grzegorz Wielki. Jednak dopiero po kilku dekadach upowszechniła się w Kościele.
Tonsura miała też stronę praktyczną. Księża mieli wyróżniać się od ludzi świeckich. Dlatego miała być wyraźna i duża. Jej rozmiar jednak powodował spory. W średniowieczu uważano, że ma być bardzo duża (czyli golono większość głowy), w późnym średniowieczu miała być na "cztery palce". Próbowano wymuszać, aby rozmiar tonsury odzwierciedlał rangę zajmowaną w Kościele: im wyższa, tym większa tonsura. Jednak duchowni nie zgadzali się na to rozwiązanie.
Z wieku na wiek tonsura się zmniejszała. W XVII w. przyjęto, że klerycy mają strzyc kółko rozmiaru opłatków udzielanych wiernym, a księża rozmiaru hostii, którą spożywają. Ten zwyczaj został do lat 70. XX wieku.