"Złóżcie broń albo was zniszczymy". Nowa izraelska ofensywa w Strefie Gazy
Na początku września 2025 roku, po blisko dwóch latach wyniszczającej wojny, Izrael postawił Hamasowi ostateczne ultimatum: "Złóżcie broń albo was zniszczymy". Te słowa, wzmocnione jeszcze groźbą ministra obrony, że wkrótce "otworzą się bramy piekieł", stanowiły zapowiedź nowej operacji wojskowej.
W połowie września Siły Obronne Izraela (IDF) rozpoczęły operację "Rydwany Gedeona II", wzywając 60 tysięcy rezerwistów do szturmu na miasto Gazę w północnej części enklawy. Izraelski rząd twierdzi, że to właśnie tutaj znajduje się ostatni bastion Hamasu, a powodzenie obecnej ofensywy może doprowadzić do uwolnienia ostatnich zakładników i całkowitego zniszczenia Hamasu. To jednak nie oznacza w żaden sposób końca wojny. To przede wszystkim realizacja nowego planu Izraela - przejęcia całkowitej kontroli nad całą palestyńską enklawą i jej długoterminowa okupacja.
Zmiana strategii
Obecne działania w Gazie są konsekwencją planu, jaki izraelskie władze zatwierdziły jeszcze na początku sierpnia. Wówczas, po burzliwym, dziesięciogodzinnym posiedzeniu, izraelski gabinet bezpieczeństwa podjął przełomową decyzję o zatwierdzeniu planu pełnej okupacji Strefy Gazy. Plan ten, którego pierwszym etapem ma być właśnie operacja w mieście Gaza, zakłada przejęcie przez Izrael kontroli nad całą enklawą i powołanie nowej, bliżej nieokreślonej administracji cywilnej, która nie byłaby związana ani z Hamasem, ani z Autonomią Palestyńską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Śmianie się Polakom w twarz". Szefernaker uderza w MSZ
Decyzja ta zmusiła izraelską armię do odejścia od dotychczasowej strategii, która nie była nakierowana na trwałe zajęcie terenu, lecz na opanowanie strategicznych arterii komunikacyjnych, izolację punktów oporu Hamasu i przeprowadzanie ograniczonych rajdów. To, że taka strategia nie przynosiła dostatecznych rezultatów, dobrze pokazuje przykład miasta Gaza. IDF prowadziło tam operacje od końca 2023 r. do stycznia 2025 r., ale po wycofaniu IDF siły Hamas bardzo szybko przystąpiły do reorganizacji swoich szeregów i zaczęły ponownie przejmować kontrolę nad zmarnowanymi dzielnicami.
Co znamienne, decyzja o pełnej okupacji Strefy Gazy zapadła pomimo poważnych obaw i sprzeciwu ze strony części dowództwa wojskowego, w tym szefa sztabu IDF, który ostrzegał przed ryzykiem ugrzęźnięcia w długotrwałej wojnie i zagrożeniem dla życia pozostałych zakładników. Według izraelskiej prasy, szef sztabu IDF miał nawet stwierdzić, że pełna okupacja enklawy będzie działać jak "czarna dziura", która będzie zmuszała IDF do angażowania coraz większych zasobów, a zakładane cele i tak nie zostaną osiągnięte. Dla premiera Netanjahu ważniejsze od zdania wojskowych są jednak polityczne kalkulacje.
Okupacja i powrót osadników?
Plan okupacji enklawy jest głęboko zakorzeniony w izraelskiej polityce wewnętrznej. Ultranacjonalistyczni partnerzy koalicyjni premiera Netanjahu, tacy jak Itamar Ben-Gwir i Becalel Smotricz, postrzegają wojnę z Hamasem jako historyczną szansę na realizację wizji "Wielkiego Izraela", otwarcie wzywając do ponownego osadnictwa w Gazie i blokując wszelkie próby dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Netanjahu, zamiast ich "utemperować", przyjął ich agendę, przedstawiając plan reokupacji jako wojskową konieczność.
Taka polityka napotyka jednak rosnący opór wewnątrz kraju. Rodziny zakładników oskarżają rząd o celowe przedłużanie wojny, a zmęczone konfliktem społeczeństwo coraz częściej popiera zawarcie porozumienia z Hamasem. Sondaże z czerwca 2025 roku wykazały, że około dwie trzecie opinii publicznej popierało zakończenie walk w Strefie Gazy. Sondaże parlamentarne pokazują natomiast, że nawet sukces w wojnie 12-dniowej z Iranem nie przełożył się na znaczący wzrost poparcia dla premiera Netanjahu.
Obecnie ugrupowanie Netanjahu zajmuje 2. miejsce, przegrywając z nową partią Naftaliego Benetta, dawnego koalicjanta Netanjahu. Co prawda do kolejnych wyborów nadal pozostaje nieco ponad rok, ale w atmosferze coraz większego zmęczenia wojną, która nieprzerwanie trwa od października 2023 r., Netanjahu będzie bardzo trudno wygrać wybory i utrzymać się na fotelu premiera. Być może Netanjahu liczy na to, że pełna okupacji Strefy Gazy przyniesie przełom - to jednak mało prawdopodobne.
Rozbici, ale niepokonani
Po dwóch latach wojny Izrael zlikwidował większość pierwotnego dowództwa Hamasu, w tym Jahję Sinwara i Mohammeda Deifa. Likwidacja naczelnego dowództwa organizacji doprowadziła jednak do przekształcenia się resztek organizacji w sieć centralizowanych komórek, które prowadzą teraz wojnę partyzancką opartą o zasadzki i improwizowane ładunki wybuchowe.
Stworzyło to dla Izraela strategiczny paradoks: sukces taktyczny IDF nie tylko nie doprowadził do całkowitego rozbicia Hamasu, ale nawet utrudnił ostateczną rozprawę z organizacją, która jest teraz rozbita na małe oddziały, które na własną rękę prowadzą partyzantkę w ruinach enklawy. Taki obrót spraw może potencjalnie doprowadzić do wydłużenia konfliktu na wiele lat.
Izraelski eksperyment
Chcąc uniknąć "wiecznej wojny" z Hamasem, Izrael próbuje radykalnie zmienić sytuację strategiczną: okupując całą Strefę Gazy i jednocześnie tworząc nową władzę lokalną w oparciu o palestyńskie klany wrogie wobec Hamasu. Izrael czynnie wspiera takie ugrupowania, dostarczając im broń - co potwierdził sam premier Netanjahu. Przykładem jest milicja Yassera Abu Shababa, która działa na południu enklawy. To niezwykle kontrowersyjna strategia, która grozi przekształceniem Gazy w państwo upadłe, rządzone przez walczących ze sobą watażków.
Ryzyko jest tym większe, że historia zna już przypadki zbrojnych konfliktów między palestyńskimi frakcjami, czego najtragiczniejszym przykładem była wojna domowa z 2007 roku, w wyniku której Hamas siłą przejął władzę w Strefie Gazy od Fatahu.
Poza granicami
Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, że Izrael jest niezwykle zdeterminowany, aby zlikwidować Hamas za wszelką cenę – zarówno jego resztki militarne w Strefie Gazy, jak i dowództwo polityczne przebywające za granicą. Świadczy o tym bezprecedensowy atak IDF na stolicę Kataru, Dohę z 9 września 2025 r., w którym próbowano wyeliminować przywódców politycznych Hamasu. To całkowicie bezprecedensowy atak. Katar to w końcu gospodarz największej bazy wojskowej USA na Bliskim Wschodzie oraz kluczowy mediator między Izraelem a Hamasem.
Katar co prawda pozwolił na relokację biura politycznego Hamasu od 2012 r. i od tamtej pory gości u siebie przywódców organizacji, jednak decyzja o tym zapadła na prośbę administracji prezydenta Baracka Obamy.
Choć Amerykanie zostali uprzedzeni o izraelskim ataku na Katar, to dla arabskich monarchów z Zatoki Perskiej nalot był szokiem. Atakując Katar, Netanjahu prawdopodobnie pogrzebał szanse na rozszerzenie w kolejnych latach tzw. porozumień Abrahama (m.in. na Arabię Saudyjską), o co mocno zabiega prezydent Trump.
Na Bliskim Wschodzie bez zmian
Izraelskie plany pełnej okupacji Strefy Gazy pchnęły region w stronę czarnego scenariusza, przed którym ostrzegano od miesięcy. Izrael chce zniszczyć Hamas, a razem z nim pogrzebać ideę palestyńskiej państwowości. Zamiast tego proponuje Strefie Gazy niejasną przyszłość: długotrwałą okupację, połączoną z uzbrajaniem nowych palestyńskich bojówek, a być może nawet powrót żydowskich osadników.
To nie brzmi jak koniec wojny, a raczej jak stworzenie idealnych warunków, które zagwarantują, że konflikt izraelsko-palestyński będzie trwał jeszcze przez wiele pokoleń.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek, Puls Lewantu