Trump odsłania karty. Dlaczego chce przejąć Grenlandię?
Donald Trump stwierdził, że Grenlandia, będąca terytorium zależnym Danii, powinna przejść pod kontrolę Stanów Zjednoczonych. Trump zagroził obłożeniem Danii wysokimi cłami w przypadku, gdyby rząd w Kopenhadze nie zgodził się na sprzedaż Grenlandii. Trump nie wykluczył również użycia siły dla realizacji swoich "ambicji arktycznych" - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek.
Na pierwszy rzut oka Grenlandia może wydawać się peryferyjnym terytorium, które nie ma większego znaczenia geopolitycznego. Jednak nic bardziej mylnego.
Grenlandia obfituje w surowce naturalne, które mają kluczowe znaczenie dla współczesnej gospodarki. Zasoby wyspy obejmują ropę, gaz oraz metale ziem rzadkich, takie jak neodym czy cer, niezbędne do produkcji turbin wiatrowych, pojazdów elektrycznych oraz elektroniki. Ocenia się, że Grenlandia posiada zasoby 25 z 34 surowców uznawanych przez Komisję Europejską za "krytyczne". Są to np. grafit czy lit, niezbędne do produkcji baterii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Prezydentura Trumpa przyniesie przełom? "Będzie musiała"
W związku ze zmianami klimatu i topniejącą pokrywą lodową Oceanu Arktycznego, otwierają się nowe szlaki żeglugowe, które również zwiększają znaczenie strategiczne Grenlandii. Na zachód od Grenlandii znajduje się Przejście Północno-Zachodnie, które pozwala przepłynąć z Oceanu Atlantyckiego na Ocean Spokojny. Powszechne wykorzystanie Przejścia Północno-Zachodniego w transporcie morskim to jednak nadal "melodia przyszłości".
Bogactwo Grenlandii w surowce naturalne to jednak nie główny powód, dla którego Donald Trump chce przejąć kontrolę nad Grenlandią. Prezydent USA patrzy bowiem na Grenlandię i szerzej, na Arktykę, z perspektywy rywalizacji mocarstw: USA, Chin i Rosji. Nie bez powodu, przedstawiając swój plan, Trump stwierdził, że przejęcie kontroli nad Grenlandią stanowi "kwestię bezpieczeństwa narodowego" USA.
Niedźwiedź i Smok w Arktyce
Moskwa od lat przykłada coraz większe znaczenie do Arktyki. Rosjanie inwestują w projekty energetyczne, rozbudowują infrastrukturę i wzmacniają obecność wojskową. Priorytetem dla Moskwy jest Północna Droga Morska, która biegnie wzdłuż północnych wybrzeży Rosji i stanowi część Przejścia Północno-Wschodniego (również łącząc Atlantyk z Pacyfikiem).
Z perspektywy USA największe obawy budzi rosyjskie zaangażowanie militarne w Arktyce. Szczególnie niebezpieczne są atomowe okręty podwodne Floty Północnej, uzbrojone w pociski balistyczne, które mogą być użyte do zaatakowania celów w Kanadzie i USA.
W Arktyce zaangażowany jest również inny rywal Ameryki – Chińska Republika Ludowa. Chiny nie są co prawda państwem arktycznym, ale rozumieją potencjał, jaki drzemie w Arktyce i dlatego inwestują w regionie – zwłaszcza w sektor wydobywczy, aby utrzymać dominującą pozycję na rynku metali rzadkich. W realizacji swoich "ambicji arktycznych" Chiny bardzo blisko współpracują z Rosją, w szczególności w zakresie transportu morskiego. Pekin chce stworzyć tzw. Polarny Jedwabny Szlak, który pokrywa się z rosyjską Północną Drogą Morską.
Polarny Jedwabny Szlak nie tylko idealnie wpisuje się w szerszą chińską inicjatywę Pasa i Szlaku, ale – przede wszystkim – stanowi dla Pekinu alternatywę na wypadek konfliktu z USA i zamknięcia kluczowych cieśnin morskich. Obecność amerykańskiej marynarki wojennej w Arktyce jest niezwykle ograniczona, a bliskość rosyjskiego wybrzeża dodatkowo utrudnia jakiekolwiek działania wymierzone w chińskie statki, które poruszałyby się Polarnym Jedwabnym Szlakiem.
Biorąc pod uwagę skalę chińskich i rosyjskich inwestycji w Arktyce, Amerykanie są daleko w tyle. Amerykańska obecność wojskowa w Arktyce jest bardzo ograniczona. Amerykańska marynarka wojenna dysponuje zaledwie dwoma lodołamaczami – dla porównania Rosja posiada 40 takich jednostek.
Ponadto Amerykanie dysponują w Arktyce tylko jedną bazą wojskową, która jest w stanie monitorować rosyjskie i chińskie działania w regionie. Jest to baza kosmiczna Pituffik (przed powstaniem Sił Kosmicznych USA funkcjonowała pod nazwą bazy lotniczej Thule).
Plan Trumpa a niepodległościowe aspiracje Grenlandczyków
O ile zatem pomysł przejęcia kontroli nad Grenlandią, przedstawiony przez Trumpa, może wydawać się kontrowersyjny, o tyle jest jak najbardziej logiczny.
Zmiany klimatu już teraz odbijają się na sytuacji w Arktyce. Topnienie pokrywy lodowej ułatwia dostęp do surowców oraz pozwala na wykorzystanie takich szlaków morskich jak np. Przejście Północno-Zachodnie. Rosja i Chiny już zaczęły "wyścig o Arktykę". W kolejnych dekadach ten "wyścig" tylko nabierze tempa. Ameryka nie może się temu biernie przyglądać, lecz musi również dołączyć do "wyścigu o Arktykę". Z tej perspektywy przejęcie kontroli nad Grenlandią dałoby USA ogromną przewagę – ze względu na surowce samej Grenlandii, możliwość rozszerzenia amerykańskich roszczeń wobec szelfu kontynentalnego Arktyki oraz możliwość szachowania rosyjskich i chińskich działań.
Przejęcie kontroli nad Grenlandią nie jest jednak takie proste, jak próbuje przedstawić to Donald Trump, który już raz, w 2019 r., chciał kupić tę wyspę.
Grenlandia jest autonomicznym terytorium zależnym Danii, państwa członkowskiego NATO. W 2009 r. autonomia Grenlandii została poszerzona, a – jak wskazują sondaże – większość Grenlandczyków opowiada się za pełną niepodległością, pod warunkiem że nie obniży to standardów życia na wyspie. Rząd w Kopenhadze jest zdeterminowany, aby utrzymać pewną formę zwierzchności nad Grenlandią – daje to bowiem Danii dostęp do Arktyki.
Zarówno duński rząd w Kopenhadze, jak i grenlandzki rząd w Nuuk, podchodzą niechętnie do propozycji Trumpa. Premier Danii, Mette Frederiksen, stwierdziła, że Grenlandia należy do Grenlandczyków i to oni powinni zdecydować o swoim losie – jednocześnie podkreślając, że Dania jest gotowa na zacieśnienie współpracy wojskowej z USA. Premier Grenlandii, Múte Bourup Egede, stwierdził natomiast: "Nie chcemy być Duńczykami, nie chcemy być Amerykanami, chcemy być Grenlandczykami" – jasno nawiązując do niepodległościowych aspiracji mieszkańców wyspy.
Postawa Grenlandczyków, którzy bardziej niż o zmianie jednego "pana" na drugiego (Danii na USA), myślą o niepodległości, utrudnia również eksploatację bogatych zasobów Grenlandii. W 2021 r. rząd w Nuuk zawiesił wydawanie nowych licencji na poszukiwanie ropy. W tym samym roku zakazano wydobycia uranu, a część mieszkańców domaga się zamknięcia całego sektora wydobywczego.
Kompromis czy konfrontacja?
Mimo deklaracji Trumpa i gróźb, jakie padły pod adresem rządu w Kopenhadze, wątpliwe jest, aby Trump zrealizował "czarny scenariusz", jakim byłoby siłowe przejęcie kontroli nad Grenlandią. Niewykluczone, że groźby kierowane przez Trumpa stanowią tylko zabieg negocjacyjny, którego celem jest wymuszenie na Kopenhadze i Nuuk ustępstw dotyczących np. powstania nowych amerykańskich baz wojskowych na Grenlandii czy też zwiększenia przez samych Duńczyków obecności wojskowej w Arktyce.
Jeśli z tej perspektywy będziemy oceniać deklaracje Trumpa, to okaże się, że jego plan już działa. Premier Danii jasno bowiem zadeklarowała, że jest gotowa zacieśnić współpracę wojskową z USA na terenie Arktyki.
Nie można jednak wykluczyć, że plan Trumpa ma bardziej makiawelistyczne podłoże, a finalnym celem Trumpa nie jest przejęcie kontroli nad Grenlandią, lecz poróżnienie Kopenhagi oraz Nuuk i doprowadzenie do ogłoszenia niepodległości Grenlandii, a następnie nawiązanie bliskich relacji przez USA z Grenlandczykami. Taki scenariusz mógłby jednak doprowadzić do głębokiego kryzysu w obrębie NATO oraz w relacjach między Waszyngtonem a europejskimi stolicami.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek, "Puls Lewantu"