Długie ramię Moskwy. Rosyjskie imperium w Afryce
Rosjanie wrócili z przytupem do Afryki. Sprzedają broń, inwestują i chcą mieszać w całym regionie - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek, założyciel i redaktor serwisu "Puls Lewantu", poświęconemu tematyce Bliskiego Wschodu.
Pod koniec lipca doszło do wojskowego zamachu stanu w Nigrze. Puczyści zażądali wycofania francuskich wojsk z kraju, a jednocześnie nawiązali kontakt z Grupą Wagnera. Wydarzenia w Nigrze są dobrym punktem wyjścia do dyskusji o szerszym problemie - rosnącym "rosyjskim imperium" w Afryce, którego "namiestnikiem" jest szef Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn.
W czasach Związku Radzieckiego, Moskwa posiadała rozległe kontakty z Afryką, sponsorując ruchy narodowowyzwoleńcze i zręcznie wykorzystując antykolonialną narrację do rozbudowy własnych wpływów. Jednak rozpad ZSRR i problemy gospodarcze w latach 90. zmusiły Moskwę do ograniczenia działań na kierunku afrykańskim.
Sytuacja zmieniła się dopiero w 2015 r. Po rozpoczęciu interwencji wojskowej w Syrii, Moskwa zaczęła szybko odbudowywać swoje dawne wpływy na Bliskim Wschodzie i w Afryce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Śledził losy Prigożyna i jego armii. "Aby trwać, musi go zabić"
Po ponad 20 latach przerwy, Rosjanie wrócili do Afryki. I to z przytupem.
Od Kairu po Kapsztad
Obecnie Rosjanie - na różnym sposób - zaangażowani są w niemal wszystkich krajach Afryki. Rosja jest największym dostawcą broni na kontynent, kontrolując ok. 44 proc. rynku.
Ponadto Moskwa podpisała porozumienia wojskowe z ponad 30 krajami Afryki. Rosjanie chętnie inwestują także w ambitne i zyskowne (z ich perspektywy) projekty gospodarcze. I tak na przykład ustanowili własną strefę przemysłową nad kanałem sueskim, w którą - jak szacuje Moskwa - rosyjskie firmy zainwestują w najbliższych latach nawet 7 mld dolarów.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Najwięcej uwagi - gdy idzie o rosyjskie wpływy w Afryce - przyciągają jednak nie dostawy broni czy inwestycje, lecz działalność Grupy Wagnera.
Pierwszym krajem afrykańskim, w którym pojawili się w 2017 r. wagnerowcy, był Sudan. Obecnie ludzie Prigożyna działają także w Libii, Republice Środkowoafrykańskiej oraz w Mali. Oficjalnie, Grupa Wagnera zajmuje się głównie szkoleniem lokalnych sił wojskowych, ochroną strategicznych obiektów oraz wsparciem działań antyterrorystycznych. Jednak prawdziwa skala działań grupy jest dużo większa.
Ludzie Prigożyna - poprzez skomplikowaną sieć powiązań i zależności - kontrolują wydobycie złota, diamentów i metali rzadkich. Wagnerowcy są bezwzględni i eliminują każdą konkurencję, tworząc lokalne monopole. "Krwawy biznes" Rosjan wspierają m.in. firmy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które pomagają "upłynnić" złoto i diamenty.
Amerykanie próbują walczyć z gospodarczym imperium Wagnera, nakładając sankcje na rosyjskie firmy działające w Afryce i ich zagranicznych partnerów. Jednak przypomina to walkę z hydrą, której odcina się głowę, a na jej miejsce wyrastają dwie kolejne.
Warto rozumieć, dlaczego wagnerowcy tak zaciekle walczą o koncesje na wydobycie złota, diamentów i metali rzadkich. Takie przedsięwzięcia przynoszą duże zyski, jednak Rosjanom wcale nie chodzi o pieniądze, lecz o kontrolę. Rosjanie chcą przejąć najbardziej dochodowe sektory afrykańskich gospodarek, aby później - przez naciski gospodarcze - posiadać kluczowy wpływ na politykę państw Afryki.
Jest to swojego rodzaju "polisa ubezpieczeniowa", która gwarantuje - że nawet w sytuacji zmiany władzy w danym kraju - Moskwa nadal utrzyma swoje wpływy.
Walka z dżhiadystami czy terroryzowanie lokalnej ludności?
Szef grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn, reklamuje Grupę Wagnera jako alternatywę dla zachodnich misji wojskowych, które pomagają stabilizować region - zwłaszcza na Sahelu, gdzie trwają intensywne zmagania z dżihadystami powiązanymi z Al Kaidą czy z Państwem Islamskim.
Rezultaty działań "stabilizacyjnych" Wagnera są jednak niewielkie. Wystarczy spojrzeć na statystykę. Przykładowo w Mali, po przyjeździe wagnerowców i wycofaniu się Francuzów, liczba ataków na siły rządowe podwoiła się.
Metody stosowane przez Rosjan do walki z dżihadystami są prymitywne i oparte na ślepej przemocy, której ofiarami często padają cywile. Pacyfikując wioski i miasta, które współpracują z dżihadystami, Rosjanie przeprowadzają - owiane złą sławą - "zaczystki". Tylko podczas jednej takiej "zaczystki", przeprowadzonej w malijskim miasteczku Moura, wagnerowcy mieli rozstrzelać co najmniej 300 osób.
Istnieje duża szansa na to, że działania grupy nie tylko nie zapewnią stabilności na Sahelu, ale wręcz doleją oliwy do ognia. Terroryzowanie lokalnej ludności może bowiem spowodować wzrost sympatii do dżihadystów.
Niger - kolejna zdobycz Wagnera?
Rosjanie stale rozszerzają swoją siatkę wpływów w Afryce. Obecnie na ich celowniku znalazł się Niger. Pod koniec lipca doszło tam do zamachu stanu.
Wojskowi obalili demokratycznie wybranego prezydenta Mohameda Bazouma. Wkrótce później, sąsiedzi Nigru zagrozili puczystom interwencją wojskową. Rosjanie nie stali za puczem, ale Prigożyn momentalnie wmieszał się w całą sprawę, nawiązał kontakt z puczystami i rozpoczął rozmowy na temat rozmieszczenia Grupy Wagnera w Nigrze.
Niger jest łakomym kąskiem dla wagnerowców. Znajdują się tutaj kopalnie złota, a także złoża uranu, które zaspokajają ok. 20 proc. francuskich potrzeb. Ponadto przez Niger przebiegają kluczowe trasy przemytu broni i narkotyków, co może być bardzo lukratywnym źródłem dochodu dla Wagnera.
Szczyt Afryka-Rosja
Rosja utrzymuje bliskie relacje z juntami wojskowymi (np. w Mali czy Burkina Faso), które pozostają skonfliktowane z państwami Zachodu. Rosyjskie ambicje wobec Afryki są jednak dużo większe.
Rosja chce być kluczowym graczem na kontynencie. Demonstracją pozycji Moskwy w Afryce ma być, odbywający się cyklicznie, szczyt Afryka-Rosja. Pierwszy taki szczyt odbył się w 2019 r. i wzięły w nim udział aż 43 głowy państw lub rządów.
Jednak drugi szczyt Afryka-Rosja, który odbył się pod koniec lipca 2023 r., nie cieszył się już taką popularnością. Wzięło w nim udział zaledwie 17 przywódców państw.
To efekt rosyjskiej agresji na Ukrainę i rosnącej izolacji politycznej Moskwy na arenie międzynarodowej. Afrykańscy przywódcy - którzy przed 24 lutego 2022 r. - utrzymywali bliskie relacje z Putinem, teraz próbują dystansować się od Rosji. Widać to nawet po Republice Południowej Afryki - partnerze Moskwy z bloku BRICS.
Pucz Prigożyna i dalsze losy Wagnera w Afryce
Namiestnikiem "rosyjskiego imperium" w Afryce był i jest Jewgienij Prigożyn. Jednak po nieudanym puczu – powstało dużo wątpliwości co do jego dalszych losów.
Kreml podjął szereg działań osłabiających pozycję Prigożyna. Widać to nie tylko w samej Rosji czy na Ukrainie, ale także w Afryce. Niektórzy wagnerowcy - przebywający na zagranicznych misjach - zostali aresztowani lub odesłani do ojczyzny. Cześć afrykańskich kontraktów została zaś scedowana z firm Prigożyna na przedsiębiorstwa powiązane z Kremlem.
Wydaje się, że Putin zadowoli się osłabieniem Prigożyna i nie będzie chciał całkowicie usunąć go "ze sceny". Grupa Wagnera i jej przywódca nadal pozostają użyteczni dla Kremla - zwłaszcza w Afryce, gdzie Rosja może wykorzystywać grupę do "brudnej roboty", nie biorąc odpowiedzialności za ich działania.
Warto odnotować, że Prigożyn - niewiele ponad miesiąc po swoim marszu na Moskwę - pojawił się na szczycie Afryka-Rosja. Należy to odczytywać jako sygnał dla afrykańskich partnerów, którzy korzystają z usług Wagnera. Sygnał ten można skrócić następująco: "Wagner zostaje w Afryce".
Na brak zajęć wagnerowcy narzekać nie będą. Po wojskowym zamachu stanu w Nigrze, Rosjanie stanęli przed szansą zdobycia przyczółka także w tym kraju. Kolejna rozgrywka między Rosją a Zachodem już się rozpoczęła. Tym razem stawką jest Niger i stabilność Sahelu.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek, ekspert ds. Bliskiego Wschodu
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski