Zima stulecia zaatakowała znienacka. Polska sparaliżowana
Zima w 1978 i 1979 r. była wyjątkowo biała. Polska została dosłownie pogrzebana pod zaspami - w Suwałkach spadł prawie metr śniegu. Konsekwencje były dramatyczne. Zima atakowała znienacka, paraliżując kraj na długi czas.
W Polsce Ludowej wśród Polaków krążyły liczne żarty na temat katastrof naturalnych i ich przyczyn. Chociażby taki dowcip: "Jakie są główne klęski żywiołowe w PRL? Wiosna, lato, jesień i zima". Albo rymowanka z lat 60.: "Nie potrzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery". Ale w obliczu tego, co działo się w naszym kraju na początku 1979 r., raczej nikomu nie było do śmiechu.
Nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy. Jeszcze w grudniu 1978 r. zima zapowiadała się raczej lekko. Nowy Rok wypadał wtedy w poniedziałek, a zaledwie kilka dni wcześniej, w czwartek, na termometrach można było zobaczyć plus 5 st. C. Jednak już w piątek nastąpiło gwałtowne ochłodzenie. Zerwał się wiatr, a w weekend dołączyły do niego opady śniegu. Temperatura spadała, osiągając w niektórych miejscach nawet około -30 st. C. Wkrótce Polska została dosłownie pogrzebana pod zaspami. Paraliż całego państwa miał trwać aż dwa miesiące.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Jak wyglądały zimy 30 lat temu? Polacy wspominają, wskazując różnice
Kilkumetrowe zaspy śniegu
Na skutek ogromnych opadów śniegu w wielu miejscach państwo po prostu stanęło. Najgorszy był początek stycznia, chociaż luty z następnymi śnieżycami i mrozami także dał się we znaki. Zamykano szkoły. W kolejnych województwach ogłaszano stan klęski żywiołowej. Pługi były bezużyteczne, bo przy -12 st. C zamarzał olej. Z podobnego powodu uziemionych zostało wiele autobusów. Bywało, że zamarzały w nich układy kierownicze. Zresztą produkowane na francuskiej licencji berliety w ogóle odmówiły współpracy w takich warunkach.
Paradoksalnie, w o wiele lepszej sytuacji znajdowali się wtedy mieszkańcy wsi. Powód? Konie! Podstawowe artykuły żywnościowe do wiejskich sklepów dowożono saniami i furmankami.
Obraz Polski tamtych miesięcy to zatem dramaty i ekstremalne sytuacje. Do Ursynowa nie można było dojechać. Kontakt ze światem zewnętrznym ograniczał się do zaledwie kilku budek telefonicznych, do których ustawiały się kolejki. Śniegu w samej stolicy było tak dużo, że 2 stycznia do jego usuwania zmobilizowano 100 tys. ludzi. Wywożono go wojskowymi ciężarówkami. A było co wywozić.
Tej zimy zaspy osiągały nawet kilka metrów wysokości. Do nadmorskich miejscowości, takich jak Puck czy Władysławowo, żywność była dostarczana śmigłowcami. Dwie rodzące z tego ostatniego miasta nie doczekały się asysty medycznej - nie udało się do nich przebić nawet transporterom wojskowym.
Zima stulecia zaskoczyła drogowców
Nie lepiej było "na trasie". Oto relacja kierowcy jelcza zmierzającego z transportem polietylenu dla "Azotów" w Puławach, przywołana przez Marcina Zarembę: "U mnie motor pracował, bo inaczej kabina stałaby się lodówką. Sądziłem, że może to nie potrwa długo. A stoję trzecią dobę… Na odcinku ośmiu kilometrów utknęło w śniegu kilkaset samochodów". A że w niektórych z tych aut znajdowały się dzieci wracające z zimowisk, wysyłano po nie śmigłowce.
Padła również kolej. W bydgoskim nie udało się uruchomić 60 proc. lokomotyw i elektrowozów. Do tych pierwszych generalnie brakowało zresztą paliwa. W okolicy Gdańska pociągi w pewnym momencie w ogóle przestały jeździć. Do niektórych składów trzeba było się przebijać, w czym pomagało wojsko. Na dworcach utknęła masa podróżnych - np. w Sierpcu na połączenie czekały w pewnym momencie trzy tys. ludzi. Opóźnienia: nawet ponad 24 godziny. A kiedy pociąg wreszcie przyjechał, pasażerowie próbowali się do niego dostać choćby i oknem.
Zimno w mieszkaniach
Dużym problemem - przede wszystkim w krytycznych pierwszych dniach ataku zimy - stało się dostarczenie ciepła do mieszkań. Robert Skobelski podkreśla, że polski system ciepłowniczy okazał się w tym czasie jednym z najmniej wydolnych.
Jak wspomina Marcin Zaremba, w jego bloku z wielkiej płyty w mieszkaniach temperatura spadła poniżej 10 st. C, a rytualne macanie kaloryferów nie powodowało, że stawały się ciepłe. Jego rodzina przeniosła się do ciotki mieszkającej w kamienicy z piecem węglowym. Na Ursynowie było jeszcze gorzej. Temperatura w mieszkaniach spadła do zaledwie 7 st. C. Podobnie sytuacja wyglądała w Gdańsku.
Próbowano się dogrzewać piecami gazowymi. Efekt: spadek ciśnienia gazu, przez co nawet zagotowanie wody na herbatę stawało się wyzwaniem. Brakowało również węgla. Nie mieliśmy odpowiednich rezerw - na cały sezon 1978/1979 zgromadzono jedynie nieco ponad połowę ilości uznawanej za "bezpieczny" zapas. Dlaczego? Premier Jaroszewicz w ostatnim kwartale 1978 r. zadecydował o sprzedaży sporej ilości tego surowca na Zachód, aby uzyskać pieniądze potrzebne na spłatę zadłużenia.
Peerelowski blackout
Występowały też problemy z dostawami prądu. Energetycy w województwie gorzowskim już noc sylwestrową spędzili na naprawach zerwanych przez wiatr linii energetycznych. Ale problem był o wiele poważniejszy. Padały także stacje transformatorowe. Zgodnie z wewnątrzpartyjnym komunikatem z Białegostoku z 31 stycznia na cztery tys. stacji uszkodzeniu uległo 1700. Wyłączenia były regularne. W Opolu prąd traciły nawet szpitale. A w Nowym Mieście Lubawskim połowa mieszkańców była całkowicie pozbawiona prądu i ciepła przez 48 godzin. W sklepach w całej Polsce zabrakło świeczek i zniczy.
Brak prądu i ciepła powodował rozsadzanie rur i kaloryferów, co powodowało zalewanie mieszkań. 1 stycznia w Warszawie odnotowano 800 takich zgłoszeń. W Łodzi zalało dwa tys. mieszkań. Szacuje się, że w całej Polsce ten problem dotknął aż 300 tys. grzejników, w tym 30 tys. w okresie do 3 stycznia. Biuro polityczne KC PZPR próbowało ratować sytuację, zarządzając rozszerzenie produkcji kaloryferów. Problem w tym, że… brakowało tlenu i acetylenu.
Jeszcze bardziej puste półki w sklepach
Zresztą w całej Polsce drastycznie spadła produkcja, bo pracownicy nie mogli dotrzeć do pracy lub zostali oddelegowywani do pomocy przy usuwaniu skutków klęski żywiołowej. Piekarnie nie działały, więc brakowało chleba. W sklepach nie było także mydła, pasty do zębów i oczywiście ciepłej odzieży. Mleko w proszku można było kupić, okazując książeczkę zdrowia dziecka. A problemy nie skończyły się z nastaniem lata. Narzekającym na sytuację matkom radzono, żeby… kupiły sobie krowę.
Padł nawet przemysł motoryzacyjny. Akumulatory na czarnym rynku kosztowały dwa tys. zł. Już po ustąpieniu zimy ludzie wyjmowali je, wysiadając z samochodów, bo inaczej zostałyby skradzione. Części zamiennych brakowało. A sprzedaż benzyny była limitowana: 10 l na auto.
Tragiczna sytuacja odbijała się i na zwierzętach hodowlanych. W komunikacie dla kierownictwa KC PZPR z 4 stycznia dla Opola czytamy, że na skutek wyłączeń energii elektrycznej padło kilkaset świń, a także ponad 150 tys. brojlerów i kurcząt.
Przeminęło ze śniegiem
Paradoksalnie Marcin Zaremba dostrzega jednak pewne pozytywne aspekty tej zimy. Trudna sytuacja wymusiła na ludziach zachowania bardziej prospołeczne. Poszukujący świeczki czy baterii sąsiedzi mieli okazję lepiej się poznać. A przy okazji można było wspólnie pokląć na zaniedbania władzy. Zdaniem tego autora silniej integrowały się wtedy rodziny: "w czasie niedoborów polskie społeczeństwo zaczęło wchodzić w kolejny cykl familizmu, ekstremalnie silnych więzi rodzinnych".
Oczywiście takie zwały śniegu zalegające w całej Polsce nie pozostały bez wpływu na poziom wody w rzekach na wiosnę. Pod koniec marca zaczęły się roztopy. Do tego jeszcze padało. A że zapas wody w pokrywie śnieżnej sięgał 100-150 mm w centralnej Polsce i nawet 200-250 mm na wschodzie i północnym wschodzie, rzeki wylały. Wzbierały przede wszystkim dopływy Narwi i Bugu. Wiele miejscowości znalazło się pod wodą. Poniżej Pułtuska przerwany został wał, przez co powódź wdarła się do miasta.
Zima przełomu 1978 i 1979 r. oraz jej konsekwencje zmyły także… ekipę Edwarda Gierka. Wielu autorów uważa, że to, jak Polska nie poradziła sobie z kataklizmem, przyśpieszyło zmiany na szczytach władzy. Trafnie skomentował to Robert Skobelski, stwierdzając: "Wszystkie wady scentralizowanego systemu kierowania gospodarką i całym państwem uwydatniła więc wówczas pogoda, dołączając, oczywiście nie pierwszy raz, do wrogów ustroju socjalistycznego". Cóż, najwyraźniej w naszym kraju nawet ona jest zaangażowana politycznie…
Bibliografia:
- W. Paul, Zima stulecia. Heroiczna walka ze śniegiem, "iztm", nr 2/2017.
- B. Polak, "Drogi" towarzysz Gierek, "Biuletyn IPN", nr 3/2010.
- Program bezpieczeństwa powodziowego w regionie wodnym środkowej Wisły – projekt (wersja pierwsza poprawiona), Warszawa 2012.
- R. Skrobelski, "Zima stulecia" 1979 roku na Ziemi Lubuskiej [w:] A. Maksymowicz (red.), Ziemia Lubuska, Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, Zielona Góra 2021.
- M. Zaremba, Wielkie rozczarowanie. Geneza rewolucji Solidarności, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023.