Naród przepracowany. Dlaczego wciąż pracujemy dużo i długo?

– Transformacja lat 90. niejako zaszczepiła się w kulturze i języku pod tezą, że człowiek zapracowany to człowiek sukcesu. Zgodnie z hasłem, że bez pracy nie ma kołaczy. Przypomina to trochę protestancką kulturę pracy: że na wszelkie dobrodziejstwa, większy metraż mieszkania, samochód, czy wakacje, człowiek musi ciężko zapracować – ocenia genezę polskiego kultu pracy Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora w Polskim Instytucie Ekonomicznym.

Czy w Polakach drzemie pracoholizm?
Czy w Polakach drzemie pracoholizm?
Źródło zdjęć: © Getty Images | Tfilm
Adrian Burtan

Parę miesięcy temu portale internetowe w Polsce obiegł screen wpisu jednego z użytkowników platformy X. Internauta opublikował fragment swojego konta bankowego, na którym widać wypłatę, jaką otrzymał jako kasjer w jednym z popularnych polskich marketów. Na screenie widnieje kwota: nieco ponad sześć tysięcy złotych na rękę. Znacznie więcej, niż – wydawać by się mogło – może zarobić osoba na podobnym stanowisku w branży spożywczej.

Post opatrzony został komentarzem: "ciężka praca popłaca jednak". Pod wpisem zaroiło się od komentarzy, a sam autor wyjaśnił, że taka wypłata była możliwa dzięki temu, że jest pracownikiem poniżej 26. roku życia (którym przysługują ulgi przy pracy, takie jak brak podatku dochodowego) i że wyrabiał mnóstwo nadgodzin. Przyznał jednocześnie, że nie wie dokładnie, ile ich było – zaznaczył tylko, że bardzo dużo. Dodatkowo, w miarę możliwości, pracował także w dni wolne.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Tak wydłuży się ludzkie życie. Jacek Dukaj o eksplozji inżynierii genetycznej

Zakochiwanie się w kapitalizmie

Polaków, którzy pracują równie intensywnie jak internauta z historii przytoczonej wyżej, jest więcej. Według Eurostatu Polska znajduje się w czołówce najbardziej zapracowanych krajów Unii Europejskiej. Średnio we Wspólnocie pracownicy spędzają w pracy nieco ponad 36 godzin. Statystyczny Polak prawie trzy godziny więcej. Choć, jak zauważa Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora w Polskim Instytucie Ekonomicznym, przytoczone dane wynikają także ze struktury rynku pracy.

– Mamy stosunkowo niewielki udział pracujących na część etatu. Jeśli przyjrzymy się statystykom Eurostatu pod kątem wyłącznie zarabiających w pełnym wymiarze godzin, to nasza pracowitość liczona w godzinach jest wyraźnie mniejsza, znajdujemy się niewiele powyżej średniej europejskiej. Drugim aspektem jest liczba osób pracujących na własnych działalnościach gospodarczych, których w Polsce jest relatywnie wiele. W tej kategorii, bez względu na kraj, wyróżniamy najdłuższy czas pracy deklarowany przez przedsiębiorców – mówi.

Czy takie przedstawienie sprawy oznacza, że teza o wyjątkowej produktywności i pracowitości Polaków jest mitem? Niekoniecznie. – Musimy się zastanowić, skąd w ogóle w Polsce taka, a nie inna struktura rynku, na którym więcej osób chce pracować pełnoetatowo niż na część etatu. Głównym motywatorem są oczywiście pieniądze: jesteśmy jako państwo na tym etapie rozwoju, że chcemy spiąć nasze budżety domowe, przez co musimy pracować relatywnie dużo i długo. Co więcej, w Polsce nadal przeważają te branże, w których wysokość wynagrodzeń zależy od wypracowanych godzin – podkreśla ekspert.

Kult pracy i entuzjazm nad pracoholizmem są niejako wpisane w kulturowe mechanizmy Polaków. Dla wielu jest to też nieodzowny element własnej tożsamości. Pracujemy dużo, często wyrabiamy nadgodziny, zachęcani przez kapitalistyczne obietnice rozwoju, awansu czy lepszego jutra. Wprawdzie coraz mocniej w ostatnich latach do debaty publicznej przebijają się pojęcia work life balance czy zrównoważonego podejścia do pracy, niemniej praca jako wartość jest w nas zakorzeniona tak głęboko, że potrzeby odpoczynku czy równowagi psychicznej niejednokrotnie odchodzą na dalszy plan. Przyczyny można mnożyć: duży projekt do dokończenia, delegacja czy rozwój firmy.

Jedynym ze źródeł budowania kultury "pracy ponad wszystko" stała się zmiana ustroju w latach 90. i związane z tym stopniowe "zakochiwanie się" Polaków w kapitalizmie.

– Transformacja lat 90. niejako zaszczepiła się w kulturze i języku pod tezą, że człowiek zapracowany to człowiek sukcesu. Dużo pracuje, więc na pewno się angażuje, awansuje, ma dobre wyniki. Zgodnie z hasłem, że bez pracy nie ma kołaczy. Przypomina to trochę protestancką kulturę pracy: że na wszelkie dobrodziejstwa, większy metraż mieszkania, samochód, wakacje, człowiek musi ciężko zapracować. Takie podejście było nam wpajane od wczesnych lat 90., w kraju, który był na początku bardzo biedny, na dorobku. Ten model trafiał po prostu na podatny grunt – ocenia Andrzej Kubisiak.

Jak dodaje specjalista z Polskiego Instytut Ekonomicznego, wchodząc w transformację, weszliśmy również w górkę demograficzną na rynku pracy. Mieliśmy do czynienia z nadwyżką osób poszukujących zatrudnienia w stosunku do liczby dostępnych ofert pracy. Doprowadziło to do historycznego bezrobocia oraz wyzwań związanych z jego skutkami. Przesunięcie wahadła na rynek pracodawcy wytworzyło bodziec oparty nie tylko na finansach, ale również na lęku i strachu – obawiano się, że przy mniejszym zaangażowaniu szybko znajdzie się ktoś, kto nas zastąpi. Zgodnie z popularnym kiedyś w firmach powiedzeniem, że "na twoje miejsce jest dziesięciu chętnych".

Cudownym lekiem czterodniowy tydzień pracy?

Ponad 30 lat po transformacji sytuacja na rynku jest oczywiście znacznie korzystniejsza dla pracowników, co nie oznacza, że idealna. O niezrównoważonych stosunkach pracy w polskich firmach świadczą dane. Według raportu Pracuj.pl "Praca w czasach zmian" tylko 35 proc. respondentów uważa, że pracodawca dba o ich równowagę pomiędzy życiem osobistym a pracą, a 25 proc. – o to, by się nie przepracowywali. 36 proc. ankietowanych jest zmęczonych bieżącymi zadaniami w organizacji. Odpowiedzi skłaniają do refleksji i zadania pytania, czy tak zdefiniowane podejście do pracy nie rodzi potrzeb zmian w kształtowaniu kultury w polskich firmach. I przypatrzeniu się na nowo etosowi pracy, zwłaszcza w obliczu nowych wyzwań cywilizacyjnych.

Schorzeniem nie do pominięcia przy rozważaniu zjawiska pracy, wpływającym na jakość pracy wielu Polaków, jest wypalenie zawodowe. Według różnych raportów i badań dotyka ono co czwartego pracownika w Polsce. Prowadzi nie tylko do zmęczenia emocjonalnego, spadku produktywności i niechęci do pracy, ale też mniejszej koncentracji czy większej podatności na choroby – psychiczne i fizyczne. Zmęczenie pracą może prowadzić również do porzucenia obranej ścieżki zawodowej i szukania nowych możliwości zawodowych. Według innego raportu Pracuj.pl "Polacy a zmiany w karierze" zmianę branży rozważa połowa badanych. Duża część pytanych – prawie 40 proc. – nie wyklucza wyjazdu za granicę.

Czy rozwiązaniem tych problemów – przynajmniej w jakimś stopniu – byłaby zmiana modelu pracy związana z wprowadzeniem czterodniowego tygodnia pracy? Pomysł wydaje się dość rewolucyjny, ale, jak przyznaje Kubisiak, nieunikniony: – To nieuchronny kierunek. Polska wprawdzie raczej nie będzie prekursorem, jeśli chodzi o wdrażanie czterodniowego tygodnia pracy, ale nas też to czeka. Nie stanie się to jednak szybko. Pamiętajmy, że nadal opieramy gospodarkę na gałęziach, które żyją z roboczogodzin, np. produkcji czy logistyce. Branże te nie mogą pozwolić sobie teraz na utratę przewag konkurencyjnych. Myślę jednak, że w ciągu 15-20 lat taka ewolucja jest możliwa, głównie dzięki rozwojowi technologicznemu – mówi ekspert.

Młodzi wzbudzają presję, ale nie to jest kluczowe

W dyskusji publicznej często przebija się teza, że pracoholizm i poświęcenie pracy odejdą do lamusa za sprawą młodych pracowników, którzy wchodzą na rynek z innym podejściem do kształtowania własnej ścieżki zawodowej. Pokolenie Z (lub inaczej: zetki) często staje się przez to obiektem memów i żartów, określających ich jako roszczeniowych, leniwych, zachłannych i nieprzepracowujących się.

Czy prawda jest tak czarno-biała? Zerknijmy znów na liczby. Z pomocą przychodzi nam badanie PwC "Młodzi Polacy na rynku pracy". Czytamy w nim, że młodzi ludzie cenią sobie w firmie przede wszystkim elastyczność – i to zarówno tę związaną z wyborem modelu pracy (biuro, hybryda, zdalna), jak i swobodą rozpoczynania i kończenia pracy o różnych godzinach. Dla ponad połowy z ankietowanych work-life balance jest ważniejszy niż wysokie zarobki. Cenią sobie ponadto dobrą atmosferę w pracy, wielu z nich nie akceptuje też wysokiego poziomu stresu. Czy takie podejście młodych pracowników może zapoczątkować zmiany w kulturze organizacyjnej i podejściu do wartościowania pracy?

Andrzej Kubisiak: – Zmiana pokoleniowa wywołuje pewne napięcia wśród pracodawców, jednak w historii takie procesy następowały powoli. To nie będzie presja rewolucyjna – zmiany mają istotne znaczenie, ale nie przypisywałbym pokoleniu Z aż takiej mocy sprawczej. Aby doszło do znaczącej transformacji, młodzi musieliby przejąć stery w firmach i jednocześnie nie zatracić swoich ideałów. Wydaje się, że ten proces będzie zachodził stopniowo, w sposób organiczny. Zmiany nadejdą, ale nie będą przełomowe – ocenia.

Dla Wirtualnej Polski Adrian Burtan

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (5)