Ozusowanie umów zleceń odłożone na półkę? "Dorabiający straciliby na zmianie"

Od kilku miesięcy przewija się temat tzw. ozusowania umów cywilnoprawnych. Pełne ich oskładkowanie miało być jednym z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy, wchodząc w życie w 2025 roku. Z ostatnich doniesień wynika jednak, że reforma może zostać odsunięta w czasie.

Czy Polska wprowadzi "ozusowanie" tzw. umów śmieciowych?
Czy Polska wprowadzi "ozusowanie" tzw. umów śmieciowych?
Źródło zdjęć: © Getty Images | ljubaphoto
Adrian Burtan

Zacznijmy od krótkiego wyjaśnienia. "Ozusowanie" umów jest jednym z warunków otrzymania środków z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), nad którym pieczę ma Unia Europejska. UE zastrzegła, że środki wypłaci, ale wtedy, gdy Polska wprowadzi pełne oskładkowanie tzw. umów śmieciowych (zlecenie, dzieło). Byłyby one obciążone podobnymi składkami (emerytalnymi, rentownymi itp.), jak umowa o pracę. Do tej pory kolejne umowy zlecenia czy o dzieło nie podlegają tym daninom, jeśli pracownik pracuje jednocześnie w innym miejscu, zarabiając co najmniej minimalne wynagrodzenie (od drugiej umowy w takim przypadku odprowadzana jest wyłącznie składka zdrowotna).

Freelancerzy i dorabiający stracą

Jaki efekt wywołałaby zmiana? Mniejsza wypłata netto dla pracownika i wyższe koszty dla pracodawcy. Przykładowo przy kwocie na umowie zlecenie w wysokości 5000 zł brutto pracownik po zmianach zarabiałby o ok. 550 zł mniej. Obciążenia firmy wzrosłyby za to o ponad 1000 zł.

Takie obniżki pensji zniechęciłyby też zapewne do dorabiania. Dzisiaj w Polsce bowiem sporo osób decyduje się na branie dodatkowych prac "po godzinach", które często rozliczane są właśnie w formie umów cywilnoprawnych. Jeśli obciążenia składkowe byłyby większe, dużej części freelancerów dodatkowe zarobkowanie przestanie się opłacać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z drugiej strony rząd zapowiada, że dzięki oskładkowaniu pracownik zyska wyższą emeryturę w przyszłości czy lepsze zabezpieczenie w przypadku np. choroby.

Należy też podkreślić, że składki przy umowach znacznie zasiliłyby budżet państwa, które przy obecnym stanie prawnym traci na braku ozusowania ok. 4 mld zł.

Oskładkowanie jest w porządku? "I tak, i nie"

O komentarz w tej sprawie zapytaliśmy Joannę Torbé-Jacko, adwokatkę, ekspertkę Business Centre Club i przewodniczącą Zespołu ds. Rynku Pracy przez Rzeczniku MŚP. Czy "ozusowanie" jest dobrym pomysłem?

- I tak i nie - mówi Torbé-Jacko. - Prawdą jest, że jeżeli ten przywilej porównamy z innymi ustawodawstwami UE, to jest to wyjątkowa regulacja. Ale z drugiej strony istnieje ona od wielu lat i rzeczywiście osobom, w szczególności wykonującym wolne zawody czy łączącym pracę w kilku miejscach, daje ona de facto większą pensję. I te osoby na pewno na tych zmianach ucierpią, bowiem oskładkowanie dwóch umów to niższa zapłata - dodaje.

Jak jednak przyznaje ekspertka, sprawa ma też drugie dno. - Aktualny przepis stał się powodem bardzo wielu nadużyć i zaniżania należności publicznoprawnych. Co więcej, narosło również bardzo wiele orzecznictwa, nie zawsze trafnego i często odbiegającego od intencji ustawodawcy, dotyczącego zbiegu tytułów do ubezpieczeń. Zasadniczo trzeba sobie powiedzieć jasno, że zbieg tytułów do ubezpieczeń to nie jest kwestia kondycji firmy tam, gdzie zabieg został wygenerowany sztucznie, czyli bez żadnych obiektywnych przyczyn. Takie działanie jest niezgodne z prawem już dzisiaj i dzisiaj powinno być eliminowane przez skuteczne kontrole i to zasiliłoby budżet państwa. Natomiast inaczej jest, jeżeli rzeczywiście istnieją jakieś obiektywne okoliczności, dla których zabieg powstał. W tym przypadku rzeczywiście firma i pracujący odczują zmiany - tłumaczy.

Chodzi tu o przypadek, kiedy pracownik np. pracuje na umowie o pracę u jednego pracodawcy, a dorabia po godzinach, np. na umowie zlecenie u innego podmiotu. Wtedy następuje tzw. zbieg tytułów do ubezpieczeń, czyli dochodzi do sytuacji, w której ta sama osoba jest objęta obowiązkowymi składkami z różnych tytułów. Teraz taka konstrukcja pozwala na pewne oszczędności - zarówno dla pracownika, jak i dla pracodawcy - bo składki są odprowadzane tylko z jednego tytułu (umowy o pracę), co umożliwia zleceniobiorcy więcej zarobić w drugiej "pracy", a firmie-zleceniodawcy: zmniejszać koszty.

Nie zawsze jednak odbywa się to w taki sposób, bo firmy czasem z premedytacją wypychają pracujących w drugą umowę bez żadnych obiektywnych przyczyn, wyłącznie po to, aby zaoszczędzić na oskładkowaniu. I właśnie z tym scenariuszem chce walczyć rząd, oskładkowując wszystkie umowy.

Zmiana? Tak, ale nie wszystkim po równo

Wnioski? Rząd chce dzięki zmianie zyskać nowe wpływy do budżetu, spełnić wymogi KPO, a także zminimalizować poziom patologii na rynku pracy. Firmy i zatrudnieni: zachować status quo, niskie kosztywyższe pensje. Jak pogodzić w takim razie wykluczające się interesy i oczekiwania obu stron - pracowników i pracodawców, a także państwa? I czy w ogóle jest to możliwe?

Torbé-Jacko: - To, że istnieją przesłanki do zawarcia umowy cywilnoprawnej, nie oznacza, że istnieją przesłanki do niepłacenia składek. Co do zasady, każda umowa zlecenie powinna być opodatkowana i oskładkowana i jej koszt jest podobny pod tym względem do umowy o pracę. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że nieoskładkowanie drugiej umowy zgodnie z orzecznictwem powinno być wyjątkiem, a nie zasadą. Dlatego nie używamy pojęcia "umowy śmieciowej" w odniesieniu do oskładkowania - pełne składki od umowy zlecenia to niemal ten sam koszt, co przy umowie o pracę.

Specjalistka zwraca też uwagę na to, że nie wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych powinni zostać poddawani zmianie w takim samym stopniu. Jak podkreśla, państwo w pierwszej kolejności musi poprawić mechanizmy kontroli patologii na rynku.

- Daleka jestem od eliminowania możliwości korzystania z przywileju mniejszego oskładkowania w ogóle: bowiem rzeczywiście na rynku pracy istnieją grupy osób, które chcą pracować elastycznie u kilku podmiotów i dla nich taka możliwość powinna być zachowana. Nasz ustawodawca powinien się jednak nauczyć, że organy kontroli muszą funkcjonować. Tymczasem obecnie na wielu polach podejmuje działania eliminowania określonych praktyk dla wszystkich, również tych, którzy działają legalnie, zamiast punktowo eliminować naruszenia poprzez skuteczne kontrole. Wydaje się, że nie tędy droga - podsumowuje.

Jak uważa ekspertka, budżet państwa można zasilić już dziś, prowadząc skuteczne kontrole.

"Ozusowanie" według pierwszych zapowiedzi miało wejść w życie od nowego roku. Ostatnio jednak money.pl donosił, że zmiany mogą zostać odłożone na późniejszy czas, co najmniej na 2026 rok. Albo nie wejść wcale, bo rząd obawia się o kondycję zwłaszcza małych firm, które czerpią znaczne korzyści z obecnego stanu prawnego.

Ewentualność odroczenia planów nie dziwi: taka zmiana wiąże się nie tylko ze sporym wstrząsem dla pracowników i pracodawców, którzy musieliby dostać odpowiedni okres na przygotowanie się do rewolucji. Gotowe muszą być też systemy informatyczne, m.in. ZUS, który obsługiwałby nowy system naliczenia składek. - W mojej ocenie okres przejściowy powinien być długi, co najmniej sześciomiesięczny - mówi Torbé-Jacko.

Dla Wirtualnej Polski Adrian Burtan "Kronikarz Nowin"

zusskładkiumowa o dzieło
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)