S. Koziej: przykre skutki braku strategii wojskowej
Przyjęta w tym roku strategia udziału sił zbrojnych w operacjach międzynarodowych już po kilku dniach jej obowiązywania nie wytrzymała pierwszego zderzenia z praktyką. W obliczu kryzysu budżetowego w MON pojawiły się natychmiast dość chaotyczne decyzje polityczne bez oglądania się na dopiero co ustalone zasady strategiczne. Ogłoszono np. rezygnację z misji ONZ uważając, że najłatwiej będzie sięgnąć po oszczędności na operacjach międzynarodowych. W praktyce - oszczędności z tego tytułu okazują się co najwyżej symboliczne. Za chwilę zresztą podjęto decyzję wręcz odwrotną: włączono się dodatkowo w jeszcze jedną misję ONZ, tym razem w Czadzie, aby na tym właśnie trochę zaoszczędzić.
Biorąc to pod uwagę łatwo zauważyć, że efekty realizacji naszej polityki obronnej w zakresie dopiero co przyjętej strategii operacyjnej okazały się bardzo wątpliwe. Niewiele zyskaliśmy na rzecz złagodzenia kryzysu budżetowego, co miało być podstawowym celem całego manewru z misjami międzynarodowymi. Utraciliśmy za to sporo wiarygodności w oczach sojuszników, z którymi razem prowadzimy operacje międzynarodowe. Ubyło nam szczególnie tej wiarygodności w strukturach ONZ. A warto podkreślić, że Polska w ostatnich latach wypracowała sobie mocną pozycję jako solidnego i właśnie wiarygodnego partnera operacyjnego.
Prawdę mówiąc, nie powinno zbytnio dziwić takie bezceremonialne potraktowanie nowej strategii, jako że jest to raczej słaby w swej treści dokument, na co zresztą wracałem uwagę na tych stronach już w fazie pracy nad jego projektem (Komentarz w WP z 6.01 br.: Nowa strategia MON - stawianie wozu przed koniem)
. Dla mnie to szczególnie smutne, jako że jestem autorem pomysłu opracowania takiej koncepcji jako ważnej części strategii wojskowej. Ale właśnie jako części ogólniejszej strategii wojskowej, a nie jako samodzielnego, oderwanego segmentu. Tymczasem MON do tej pory w ogóle nie ma uaktualnionej strategii wojskowej (!!?), co jest zupełnie niezrozumiałe po dwóch latach obowiązywania obecnej nadrzędnej strategii bezpieczeństwa narodowego, której militarne założenia powinny być rozwinięte właśnie w strategii wojskowej.
Mało – nie tylko że nie ma, ale nie zamierza nad nią nawet pracować (to totalne kuriozum na skalę światową, aby resort wojskowy uważał, że nie potrzebuje mieć aktualnej strategii wojskowej!!!!). Zamiast nad swoją resortową strategią MON pracuje nad ponadresortową strategią obronności, dublując postanowienia strategii bezpieczeństwa narodowego i zaburzając rozwijany z trudem od kilku lat proces budowy szerszego, zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego, a nie tylko obronności (jest to niezwykle ważna kwestia i zamierzam poświęcić jej odrębnie jeden z kolejnych komentarzy).
Z tego też powodu, czyli z uwagi na brak nadrzędnej myśli przewodniej, szczegółowa strategia udziału w misjach międzynarodowych, a więc dotycząca tylko jednego z wąskich aspektów wojskowych, jest niejako zawieszona w próżni. Zadowala się jedynie konstatacją stanu istniejącego. Ze względu na brak ogólniejszej strategii wojskowej nie został w niej podjęty żaden z ważnych przyszłościowo problemów operacyjnych.
Jednym ze szczególnie istotnych – choćby w kontekście trwającego procesu żołnierzy spod Nangar Khel – jest np. ewentualne włączenie parlamentu do procesu decydowania o wysyłaniu wojska na takie rodzaje operacji międzynarodowych, które w swej treści są operacjami wojennymi!!!. Szkoda, że strategia w ogóle nie odnosi się do tej kategorii operacji. Obecnie – zgodnie z ustawą z 17 grudnia 1998 r. – decyzję o użyciu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej poza granicami państwa podejmuje Prezydent na wniosek Rady Ministrów. Nie budziło to większych wątpliwości dotąd, dopóki uczestniczyliśmy w operacjach pokojowych, humanitarnych, stabilizacyjnych (wraz z nakładaniem wielu różnych ograniczeń na użycie wojska w realizacji tych zadań). Ale inaczej jest już np. w operacji w Afganistanie. Tam wysłaliśmy wojsko na wojnę (choć formalnie tego tak nie nazywaliśmy), czego wyrazem było odstąpienie od nakładania jakichkolwiek ograniczeń na bojowe wykorzystanie go na miejscu.
Jeśli żołnierze mają uczestniczyć w wojnie, to należy wziąć pod uwagę, że konstytucyjne kompetencje w sprawach wojny nie leżą już wyłącznie w gestii władzy wykonawczej. Konstytucja mówi, że to Sejm może decydować o stanie wojny. Dlatego warto byłoby skorygować obowiązujące obecnie zasady tak, aby w odniesieniu do operacji o charakterze wojennym decyzja Prezydenta i Rządu była poprzedzona i uwarunkowana uprzednim stanowiskiem Sejmu w tej sprawie. W praktyce powinno to dotyczyć takich przypadków, gdy zamierza się wysłać wojsko i podporządkować go dowództwom międzynarodowym (sojuszniczym lub koalicyjnym) bez nakładania żadnych ograniczeń co do skali, charakteru, czasu i miejsca jego użycia na teatrze działań (jak to właśnie ma miejsce w Afganistanie).
Wypada mieć nadzieję, że kiedyś wreszcie powstanie w MON strategia wojskowa i problematyka operacji międzynarodowych znajdzie w niej swoje naturalne odzwierciedlenie.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski