Rząd chce regulować Facebooka? Opozycja grzmi: "to cenzura internetu"
W piątek Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawiło projekt ustawy o "ochronie wolności słowa w Internecie". Politycy opozycji nie mają wątpliwości, że nowa propozycja ma służyć "ochronie hejterów" i cenzurować internet.
Przedstawiony w piątek przez Zbigniewa Ziobrę i Sebastiana Kaletę projekt jest swoistą odpowiedzią Ministerstwa Sprawiedliwości na sytuację mającą miejsce w Stanach Zjednoczonych. Choć nie wiadomo jeszcze czy impeachment Donada Trumpa dojdzie do skutku, to nie czekając na werdykt Senatu administratorzy licznych mediów społecznościowych zdecydowali o zablokowaniu kont prezydenta USA.
Natychmiastowo opinia publiczna podzieliła się na tych, którzy uważają, że blokada Trumpowi się należała i to prywatna firma powinna decydować o tym, kto może korzystać z jej usług i na tych, którzy uznali blokowanie konta polityka za niebezpieczne i prowadzące w przyszłości do regulowania debaty publicznej przez nikomu nieznanych szefów korporacji medialnych.
Wygląda na to, że ten spór na dobre przekroczył już Atlantyk, a nawet zagościł nad Wisłą. Projekt opracowanej w Ministerstwie Sprawiedliwości ustawy o "ochronie wolności słowa w Internecie" zakłada bowiem powołanie "Rady Wolności Słowa". Jej działalność miałaby polegać na rozpatrywaniu skarg użytkowników social mediów oraz, jak powiedział wiceminister Kaleta, "staniu na straży (...) konstytucyjnego prawa do korzystania z wolności słowa".
Na reakcje opozycji nie trzeba było długo czekać. Jeszcze tego samego dnia konferencję w tej sprawie zwołała Koalicja Obywatelska. Do tematu odnieśli się także politycy PSL.
Kamila Gasiuk-Pihowicz (KO) nie ma wątpliwości, że ustawę "należałoby nazwać ustawą o ochronie hejterów". Posłanka dodała, że projekt prowadzi do ograniczenia wolności mediów społecznościowych, gdyż "podporządkowuje serwisy instytucjom państwa". Wspomniała także o słynnej "aferze hejterskiej", która latem 2019 roku wybuchła w resorcie kierowanym przez Zbigniewa Ziobrę.
Przypomnijmy, ujawniono wówczas, że wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak wiedział i w pewnym stopniu nadzorował działalność grupy mającej za zadanie oczerniać sędziów niegodzących się reformę systemu sprawiedliwości zaproponowaną przez rząd PiS.
Bardziej powściągliwy w wyrażaniu swojego stanowiska był poseł Krzysztof Paszyk z PSL, choć on także skrytykował projekt. - Nie mam za bardzo zaufania do Ministerstwa Sprawiedliwości, jeśli chodzi o regulacje tak wrażliwych spraw, jak wolność słowa, czy ocena treści publikowanych w internecie - powiedział w rozmowie z PAP.