Rząd Belki za dobry na ten Sejm
Marek Belka przedstawił skład nowego rządu. Paweł Wroński na łamach "Gazety Wyborczej" pisze, że nie wie, czy jakiekolwiek z ugrupowań jest obecnie w stanie wystawić lepszą ekipę. Dodaje jednak, że zalety rządu Belki mogą go pogrzebać, bo w Sejmie nikomu dziś nie zależy na sprawnym rządzie.
"To zespół ludzi fachowych, który ma klarowny program. Oni chcą pracować, nie kandydować, oni chcą służyć państwu, nie politycznym grom" - tak prezydent Kwaśniewski mówi o tym gabinecie. Ma rację. Nie jest to wbrew lękom opozycji rząd stricte partyjny. Marek Belka jest człowiekiem niezależnym, również od SLD - podkreśla publicysta gazety.
Jedynym w jego ekipie, który odgrywa istotną rolę w Sojuszu, jest Jerzy Szmajdziński. Włodzimierz Cimoszewicz, dobrze oceniany minister spraw zagranicznych, czy Ryszard Kalisz, szef MSWiA, znajdują się na obrzeżach partyjnych rozgrywek. Tacy ludzie, jak Jacek Socha, minister skarbu, Mirosław Sawicki, minister edukacji, czy Krzysztof Opawski, minister infrastruktury, mogliby znaleźć posadę rządową w innych konfiguracjach politycznych nie tylko z tego powodu, że niektórzy przy ministerialnej przysiędze dodawali: "Tak mi dopomóż Bóg" - zaznacza komentator dziennika.
Zalety rządu Belki są jednak jego wadami, bo komu w Sejmie zależy na jego sukcesie? Część opozycji obawia się, że ewentualne powodzenie misji Belki obniży ich szanse wyborcze, bo zatrze złe wrażenie po rządzie Millera. Populiści boją się, że zmniejszy się społeczna frustracja, którą te ugrupowania się żywią. Nawet politycy SLD mówią po cichu, że sukces Belki będzie sukcesem prezydenta, a nie Sojuszu. Ironią sytuacji jest to, że sojusznikami premiera stali się ci posłowie, dla których przyspieszone wybory oznaczają polityczny niebyt - pisze Wroński w "Gazecie Wyborczej".
Sądząc po składzie, ekipa Marka Belki to najlepszy rząd, jaki mógł stworzyć SLD. Niestety, przyszedł za późno i może się okazać za dobry na dzisiejszy parlament - konkluduje publicysta dziennika. (PAP)