Ryzykowna decyzja prezesa PiS
Jarosław Kaczyński podjął ryzykowną decyzję kandydując. Katastrofa pod Smoleńskiem wywołała silne emocje, ale może się okazać, że ci, którzy deklarowali swoje poparcie dla PiS po tragedii, za kilka tygodni się z tego wycofają - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Ryszard Kessler, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
28.04.2010 | aktual.: 29.04.2010 09:55
WP: Anna Kalocińska: Pojawiają się głosy, że jeśli Jarosław Kaczyński przegra wybory, to pogrąży tym samym PiS – co Pan na taki scenariusz?
Dr Ryszard Kessler: – Na pewno tak. Przegrana w wyborach będzie bowiem obciążała Jarosława Kaczyńskiego. Wyborcy, którzy oddali na niego głos, pomyślą, że jednak był za słabym kandydatem. W polityce jest tak, że zwycięzcy się nie sądzi, a przegranego szybko się rozlicza, tak więc scenariusz, w którym będzie on obciążany za przegrane wybory na pewno się pojawi.
Ale jako politolog zastanawiam się, czy decyzja o kandydowaniu Jarosława Kaczyńskiego nie jest potrzebna PiS, by utrzymać jedność w partii. Po to, żeby przeprowadzić ją przez ten najcięższy okres – taka postawa wynika przede wszystkim z odpowiedzialności. Że o kandydowaniu Jarosława Kaczyńskiego w pierwszej kolejności zadecydowała odpowiedzialność wobec ugrupowania politycznego i całej sceny politycznej, którą to ugrupowanie podejmuje, a nie – że jest to prezydentura dla Polski. Moim zdaniem decyzja ta ma uratować PiS – scementować i utrzymać jego jedność.
WP: Zdaniem niektórych Jarosław Kaczyński w poniedziałkowym oświadczeniu grał trochę na emocjach po katastrofie. Jak choćby w tym fragmencie: "Wszystkich, którzy chcą kontynuować dzieło ofiar smoleńskiej tragedii, którzy chcą, by prawa Polska i prawi Polacy - jak pięknie powiedział przewodniczący 'Solidarności' Janusz Śniadek - na zawsze podnieśli głowy, wzywam do współpracy. Bądźmy razem. Dla Polski. Polska jest najważniejsza".
– Jeżeli startuje się w kampanii wyborczej, to zgodnie z jej regułami trzeba być w tej kampanii aktywnym. Nie było jak sądzę takiego eksperymentu, żeby brać udział w kampanii prezydenckiej i milczeć. Chociaż, jak się zdaje, tego dzisiaj oczekują niektórzy eksperci, mówiąc, że byłoby chyba cenne, gdyby Jarosław Kaczyński nie zabierał głosu w debacie prezydenckiej, gdyż może mu ona zaszkodzić. Ale, znając mechanizmy rządzące kampanią wyborczą, wiem, że jest to niemożliwe. Kandydat musi pokazać się wyborcom, a więc musi mówić.
WP: Jak jednak elektorat oceni takie odwołania do tragedii?
– Proszę pamiętać, że kampanie wyborcze, które toczą się w ostatnich latach, nie dotyczą rozumu, ale emocji. Więc jest potężna pokusa, żeby na tych emocjach zbijać poparcie polityczne. I nie mogę sobie wyobrazić, żeby Jarosław Kaczyński tego nie rozumiał i nie wiedział, jakie są prawidła kampanii. Myślę więc, że będzie korzystał z tych emocji. Pokazał w sztabie wyborczym posłankę PiS, Joannę Kluzik-Rostkowską, która jest oceniana jako ta, która będzie tę kampanię tonowała. Liczę się jednak mimo wszystko z tym, że kampania ta będzie się rozkręcała i takich wypowiedzi w podobnym tonie będzie więcej.
WP: Przypomnę orędzie Bronisława Komorowskiego zaraz po tragedii pod Smoleńskiem, kiedy przejął on obowiązki tragicznie zmarłego prezydenta. Po tym wystąpieniu Komorowskiemu wytykano oschłość wypowiedzi, wyzbycie z emocji i uczuć. Sam kandydat PO mówił w rozmowie z jedną z gazet, że nie chce bazować na smoleńskich emocjach…
– Pojawia się zatem pytanie: w jakim kierunku powinna pójść kampania Jarosława Kaczyńskiego? Ewidentnie prosi się, żeby wykorzystać to, co pojawiło się w Polsce po tej tragedii. Wykorzystać te emocje do celów politycznych. Kandydat PiS tak naprawdę nie ma wyjścia. Jeżeli zgłosi program ekonomiczny, to nie będzie w nim wiarygodny. Wiarygodny jest tylko w tych emocjach, które uruchamia i w tych, które teraz słyszymy. PiS nie ma wyjścia w tej kampanii. Walczy o dobry wynik, który będzie potrzebny partii do dalszej działalności politycznej.
WP: A czy elektorat nie pomyśli, że odwoływanie się przez prezesa PiS do tej tragedii świadczy o tym, że nie potrafi on się zdystansować od osobistych emocji, a przez to – choćby pośrednio – nie jest gotowy na walkę o fotel prezydencki?
– Faktycznie, Jarosław Kaczyński podjął ryzykowną decyzję kandydując. Katastrofa pod Smoleńskiem wywołała silne emocje, ale może się okazać, że ci, którzy deklarowali swoje poparcie dla PiS po tragedii, za kilka tygodni się z tego wycofają. Na pewno - jak mówiłem już wcześniej - decyzja Jarosława Kaczyńskiego związana była przede wszystkim z myśleniem o PiS jako o partii, która poniosła dotkliwe straty w związku z tym, co się wydarzyło. Kandyduje więc on z ramienia partii jako ten, który ma przeprowadzić PiS przez trudny okres. Czy jednak wybór ten trafi w serca wyborców, pokażą dopiero czerwcowe wyniki wyborów. WP: Znamy już pierwsze sondaże po ogłoszeniu decyzji Jarosława Kaczyńskiego o kandydowaniu w wyborach prezydenckich. Gdyby wybory odbywały się w najbliższą niedzielę, w pierwszej turze Bronisław Komorowski zdobyłby 47%, natomiast Jarosław Kaczyński 27% głosów - wynika z sondażu przeprowadzonego przez MB SMG/KRC na zlecenie TVN24. Z kolei według sondażu Homo Homini Komorowski mógłby liczyć na 46,2%
głosów, Jarosław Kaczyński - 31,7%. To dosyć duża przewaga dla Bronisława Komorowskiego – jak by Pan ją skomentował?
– Te wyniki pokazują, że nie ma nadzwyczajnej premii dla Jarosława Kaczyńskiego, spowodowanej tym, co się wydarzyło pod Smoleńskiem. Jako takie nie są więc zaskakujące. Widać, że elektorat Jarosława Kaczyńskiego jest zmobilizowany i aktywny, ale nie przybywa mu nowego poparcia. Nie jestem zaskoczony, bo na silnych afektach nie buduje się szerokiego poparcia.
Za chwilę przyjdzie refleksja, która będzie szukała wcześniejszych analogii z tym, kim był Jarosław Kaczyński przed tragedią. Będą to pokazywać m.in. marketingowcy z różnych ugrupowań politycznych, będzie się o tym mówiło. Odnoszę wrażenie, że te wyniki są zatem szczytem poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego, moim zdaniem, zgłoszenie jego nazwiska na kandydata PiS jest ryzykowne. Być może lepiej byłoby, gdyby PiS wystawił innego kandydata.
Nie wiem, czy pytano kiedyś respondentów „Czy Jarosław Kaczyński powinien nosić w sercu żałobę i na trochę wycofać się z polityki?”. Być może okazałoby się, że wyborcy właśnie takiej decyzji od niego oczekiwali, że on może wrócić do polityki, ale jeszcze nie dzisiaj, że jeszcze powinien odczekać. Czy tutaj przypadkiem nie był popełniony błąd emocjonalny, że odnosimy się do emocjonalności wyborców i nie zostaniemy za to skarceni.
WP: Wydawałoby się, że ta atmosfera wokół PiS-u, która wytworzyła się po katastrofie pod Smoleńskiem, będzie miała bardziej radykalne przełożenie na wyniki sondażu…
– Proszę zauważyć, że socjologia zachowań emocjonalnych pokazuje taką regułę, że gdy powstaje silna i mocna emocjonalnie wspólnota, to ona jest prawdziwa. Ale nie trwa. Więc ludzie, których spotykało się na ulicach Krakowa czy Warszawy, faktycznie byli pełni tych emocji, tych wydarzeń, które tam zaszły, wypowiadali zdania pod wpływem tych silnych emocji.
Ale w każdej żałobie przychodzi okres najpierw gniewu, a potem rozprężenia. Więc takie głosy po tragedii są wartościowe tuż po wydarzeniu. Ale czy utrzymają się przez wiele tygodni? Jestem przekonany, że większość socjologów i psychologów, którzy takie zjawiska badają, będzie skłaniać się ku tezie, że fala tych silnych emocji będzie opadała. Myślę, że okres kilku tygodni i data 20 czerwca na pewno te emocje zweryfikuje.
WP: Druga turę wygrałby Bronisław Komorowski 57-procentowym poparciem w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego (35%). Czy, Pana zdaniem, sposób prowadzenia władzy, który teraz pokazuje kandydat PO, faktycznie przyciągnie elektorat? Niektórzy eksperci uważają, że „zachowuje się jak słoń w składzie porcelany”.
– Faktycznie. Pojawia się jednak od razu pytanie, czy dostrzegą to wyborcy. Myślę, że zachowanie Bronisława Komorowskiego nie jest przypadkowe. W tej sytuacji on musi zachować taki dystans do wszystkiego i nawet jeśli momentami jest niezręczny, to nie osłabia to jego pozycji. Ma wiele atutów pozawerbalnych, na przykład już teraz pełni rolę urzędującego prezydenta. W oczach wielu wyborców jest więc już prezydentem. I te niewerbalne komunikaty, które z jego strony płyną, wystarczą prawdopodobnie do tego, żeby utrzymać wysokie poparcie.
Myślę, że może nastąpić jeszcze takie zjawisko: że z tych cech, które mocno eksponowano w przypadku Lecha Kaczyńskiego, skorzysta teraz Bronisław Komorowski. Na przykład eksponowano związek prezydenta z rodziną. Ten atut ma dzisiaj w ręku Bronisław Komorowski. Bo ma żonę, pięcioro dzieci, media już dzisiaj emitują wywiady z jego żoną. Czyli ten aspekt ciepła i rodzinności będzie znajdował się po jego stronie. Jarosław Kaczyński tego nie otrzyma. Te emocje, które zostały dane Lechowi Kaczyńskiemu przez media, w naturalny sposób przejmie Bronisław Komorowski. To może być silny bodziec w zjednywaniu sobie wyborców.
WP: Wg sondażu w pierwszej turze kandydat SLD Grzegorz Napieralski mógłby liczyć na 5% poparcia, kandydat PSL Waldemar Pawlak na 4%, Andrzej Olechowski 3%, Andrzej Lepper – 2%, Marek Jurek – 1%. O czym świadczą te wyniki, poza oczywiście faktem, że liderami najbliższej kampanii jest PiS i PO?
– Przede wszystkim o potędze mediów. Jeżeli polityk nie ma dostępu do mediów, nie ma występów w telewizji, to jego rozpoznawalność jest właśnie taka a nie inna. Ta kampania, która nadchodzi, nie będzie już miała czasu na wiele rzeczy: nie będzie się odwiedzało wyborców, nie powiesi się bilbordów bo ich jeszcze nie ma, więc jedynym medium, dzięki któremu kandydat dotrze do swojego elektoratu, jest telewizja. A w tej telewizji od kilku ładnych dni widzimy Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego, a pozostałych nie. Inni występują epizodycznie.
Dr Ryszard Kessler jest politologiem, pracuje w Zakładzie Marketingu Politycznego Instytutu Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego.