Rozejm między Izraelem a Palestyńczykami. Kto wygrał, a kto przegrał?
Zawieszenie broni między Izraelem a palestyńską organizacją Hamas weszło w życie. Nie wiadomo jeszcze jak długo przetrwa, ale obie strony konfliktu jak zwykle ogłosiły zwycięstwo. Kto jednak rzeczywiście wygrał, a kto stracił?
Podczas wizyty we wschodniej części Jerozolimy usłyszałem kiedyś od palestyńskiego sprzedawcy na Starym Mieście, że wojna izraelsko-palestyńska trwa zawsze, tylko czasem jest bardziej widoczna dla innych, gdy dochodzi do jej zaostrzenia. To dość często powtarzane zdanie wśród Palestyńczyków. Ostatnie zaostrzenie konfliktu właśnie się kończy za sprawą porozumienia o zawieszeniu broni wynegocjowanego przy udziale Egiptu, ale nie oznacza końca tej trwającej od lat i toczącej się na kilku frontach cichej wojny.
Obie strony zapowiadają też, że w przypadku łamania postanowień porozumienia znów pociągną za spust. - Premier Izraela Benjamin Netanjahu i cały świat powinni wiedzieć, że nasze ręce są wciąż na spuście i będziemy nadal zwiększać możliwości stawiania oporu - mówił w czwartek jeden z przedstawicieli palestyńskiej bojówki. - Sytuacja w terenie zadecyduje o tym jak będą wyglądały dalsze losy ofensywy - poinformował z kolei gabinet polityczny Izraela.
Co ustalono?
Głównym negocjatorem porozumienie jest Egipt, który spełnia podobną rolę od lat. Egipscy mediatorzy, w tym członkowie tamtejszego wywiadu, od tygodnia jeździli do Izraela i Strefy Gazy, żeby wynegocjować zawieszenie broni. Egipt, który sąsiaduje z Izraelem i Strefą Gazy ma interes w tym, żeby godzić obie strony, co wzmacnia jego rolę w regionie, zapewnia mu większe bezpieczeństwo i wpływy zarówno wśród liderów palestyńskich ugrupowań jak i w Izraelu. A samemu prezydentowi zapewnia większy prestiż w kraju. Egipcjanie wysyłają też dwie delegacje - do Strefy Gazy i do Izraela - które mają zająć się utrzymywaniem porozumienia.
Według Izraela zawieszenie broni jest bezwarunkowe. Palestyńska organizacja Hamas, sprawująca kontrolę w Stefie Gazy, twierdzi jednak, że warunkiem jest większa ochrona meczetu Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie i nie wyrzucanie z domów Palestyńczyków, zamieszkujących wschodnią część Jerozolimy, w tym dzielnicę Szejk Dżara - co stało się katalizatorem najnowszej odsłony konfliktu.
Kto wygrał, a kto przegrał?
Obie strony twierdzą, że są zwycięzcami najnowszej odsłony konfliktu. Chociaż porozumienie zostało wynegocjowane przez Egipt, to nie mogłoby do niego dojść, gdyby Izrael nie uznał, że po raz kolejny dał wystarczającą lekcję organizacjom palestyńskim (Hamasowi i Islamskiemu Dżihadowi) i ukrócił w stopniu zadowalającym, przynajmniej na kilka lat, ich zdolności ofensywne. Strona palestyńska twierdzi z kolei, że czuje się zwycięska, m.in. dlatego, że ostatnia odsłona konfliktu pokazała niewystarczające zdolności obronne Izraela, a wręcz utratę kontroli nad bezpieczeństwem całego kraju.
- To jest remis ze wskazaniem na stronę palestyńską - komentuje ostatnią odsłonę konfliktu dr Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Ta sportowa terminologia oczywiście bardzo upraszcza, ale chyba najlepiej podsumowuje w dwóch słowach ostatnią wymianę ciosów - dodaje ekspert.
- Strona palestyńska zyskała z trzech powodów. Po pierwsze świat znowu przypomniał sobie o Palestynie. To stworzyło Hamasowi okazję podpięcia się do sprawy, która właściwie jednoczy wszystkich muzułmanów, ale też rezonuje na społeczeństwa zachodnie. Po drugie Hamas odmroził kontakty z Egiptem, który wystąpił w roli mediatora. Po trzecie to jest także dla Hamasu marginalizacja innego ugrupowania palestyńskiego Al-Fatahu i pokazanie siły militarnej Hamasu. Bo Palestyńczycy pokazali, że system obrony Izraela, Żelazną Kopułę, można w jakiś sposób przełamać - uważa dr Fyderek.
Nowa opcja na stole - czy stanie się faktem?
Jarosław Kociszewski, ekspert fundacji Stratpoints i redaktor naczelny portalu Nowa Europa, mówi że konflikt izraelsko-palestyński rozgrywa się na wielu płaszczyznach, a szukanie zwycięzców i przegranych zależy od punktu widzenia. - Na poziomie militarnym na pewno wygrali Izraelczycy. Była to bardzo udana kampania izraelskiej armii. Z użyciem w zasadzie wyłącznie precyzyjnej broni, ze świetną koordynacją i współpracą wywiadu, sił specjalnych, lotnictwa… Zniszczyli dużą część infrastruktury Hamasu, zabili kluczowych działaczy milicji, przy relatywnie niewielkich stratach ludności cywilnej - mówi Kociszewski.
- Ale to jest tylko jeden aspekt i część tej historii. Bo jednocześnie jest to też pewien sukces politycznego ramienia Hamasu i jego lidera Yahyi Sinwara - podkreśla wieloletni korespondent na Bliskim Wschodzie. - Twardogłowa frakcja Hamasu została poważnie osłabiona, a polityczne skrzydło zostało nieruszone - dodaje Kociszewski. - Pojawiła się opcja rozwoju Strefy Gazy i przekierowania tego rozwoju z militarnego na cywilny. Nie tylko ze względu na osłabienie twardogłowych, ale także zainteresowanie społeczności międzynarodowej. Najbliższe tygodnie i miesiące pokażą, czy taka możliwość zostanie wykorzystana - kończy ekspert.
Oni przegrali na pewno
Nie trzeba jednak wiedzy eksperckiej, żeby z kolejnego izraelsko-arabskiego starcia wysnuć jeden wniosek: tymi, którzy po raz kolejny konflikt przegrali są cywile. I to zarówno po stronie izraelskiej jak i palestyńskiej. Od 10 maja, gdy rozpoczęły się walki między Izraelem a Hamasem, zginęło 232 Palestyńczyków, w tym 65 dzieci i 39 kobiet, a ponad 1700 osób zostało rannych, co pogorszyło i tak już tragiczną sytuację humanitarną w Strefie Gazy. Po stronie izraelskiej zginęło 12 osób, w tym dwoje dzieci.
Izraelskie bombardowania pogorszyły jeszcze i tak już złą sytuację w Strefie Gazy, doprowadzając ten żyjący w biedzie skrawek ziemi, na skraj kolejnej katastrofy humanitarnej, o czym pisaliśmy w Wirtualnej Polsce. Z kolei rakiety, które nie zostały przechwycone przez Żelazną Kopułę, wyrządziły szkody na terytoriach izraelskich. Do tego dochodzą jeszcze liczne akty agresji z obydwu stron, zatrzymania i pobicia, a także będący na porządku dziennym stres psychiczny, wywołujący nierzadko traumę.
To wszystko trudno wpisać w militarny czy polityczny rachunek zysków i strat. Bo statystyki zabitych i rannych, a także w inny sposób doświadczonych konfliktem, zwykle znajdują miejsce na szarym końcu informacji o kolejnych jego odsłonach. Są to jednak zawsze historie ludzi, którzy na konflikcie izraelsko-palestyńskim tracą najwięcej. I dla których kolejne jego zaostrzenie nie kończy się w momencie rozejmu, a trwa o wiele dłużej.