Rozejm i po rozejmie na Bliskim Wschodzie? "To nie jest amerykańskie show"
Jeszcze we wtorek rano Izrael i Iran oznajmiły, że przyjmują propozycję Donalda Trumpa o zawieszeniu broni. Niedługo później z deklaracji zostało tylko dobre wrażenie. Wywołało to wściekłość amerykańskiego prezydenta, który nie przebierał w słowach. – Konflikt na Bliskim Wschodzie szybko się nie zakończy – mówią nam zgodnie eksperci. Choć wieczorem prezydent Iranu Masud Pezeszkian ogłosił "koniec 12-dniowej wojny".
Ostatnie godziny w wojnie izraelsko-irańskiej przynoszą co chwila nowe doniesienia. Po amerykańskim ataku na irańskie obiekty nuklearne, Teheran zaatakował w poniedziałek wieczorem bazy USA w Katarze i Iraku.
Około północy czasu polskiego prezydent Donald Trumpa ogłosił zawieszenie broni. "GRATULACJE DLA WSZYSTKICH! Izrael i Iran w pełni uzgodniły, że nastąpi kompletne i całkowite ZAWIESZENIE BRONI (za około 6 godzin, kiedy Izrael i Iran zakończą trwające ostatnie misje!), na 12 godzin, po czym wojna zostanie uznana za ZAKOŃCZONĄ!" - napisał Trump na portalu Truth Social. Jak przekazano obie strony, po wcześniejszej wymianie ognia, wstępnie zgodziły się na taki układ. Nie trwał on jednak zbyt długo.
Niedługo po północy czasu polskiego w Teheranie miały miejsce kolejne ataki ze strony Izraela. Niedługo potem przyszła odpowiedź ze strony Iranu. Z kolei we wtorek rano Siły Obronne Izraela poinformowały o wykryciu kolejnych rakiet balistycznych wystrzelonych przez Iran. Minister obrony Izraela Israel Kac stwierdził, że spotka się to z odpowiedzią. Zaatakowane przez siły izraelskie zostało miasto Babolsar w północnym Iranie. Jak oceniają media, był to "symboliczny" atak, odpowiedź na ostatnie działania Iranu.
We wtorek po południu po rozmowie Benjamina Netanjahu z Donaldem Trumpem, Izrael poinformował w oficjalnym komunikacie, że jednak powstrzymuje się od dalszych ataków na Iran. Na jak długo — tego nie wiadomo. "Koniec 12-dniowej wojny" ogłosił też prezydent Iranu Masud Pezeszkian.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odwet Iranu na bazy w USA. Nagrania świadków w Katarze
Według Macieja Milczanowskiego, profesora Uniwersytetu Rzeszowskiego, zastępcy dyrektora Instytutu Nauk o Polityce, ten konflikt toczy się od dekad i szybko nie zakończy.
- W tym kontekście wizja Donalda Trumpa, że przyjdzie i zaprowadzi pokój, jest absurdalnym i PR-owym zagraniem. Amerykański prezydent gra pod swoją publiczkę spod znaku MAGA, czyli Uczyńmy Amerykę Znów Wielką. Chce się prezentować jako "peacemaker", któremu powinna być przyznana pokojowa Nagroda Nobla. Opowieść, którą słyszymy z jego ust, toczy się jedynie retorycznie i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością – mówi Wirtualnej Polsce prof. Maciej Milczanowski.
I jak dodaje, konflikt na Bliskim Wschodzie nie zaczął się ani nie zakończył przy udziale Trumpa.
- Jedyna realna aktywność, to poparcie Białego Domu przy izraelskich atakach na Iran i uderzenie w obiekty nuklearne. Dało to Benjaminowi Netanjahu większe przyzwolenie i determinację w uderzeniach na przeciwnika. Dzięki temu Izrael osiągnął maksimum przy tych środkach, które posiada. Nikt nie sądził bowiem, że izraelska armia miałaby wkroczyć drogą lądową do Iranu – komentuje ekspert.
Rozmówca Wirtualnej Polski podkreśla, że konflikt będzie trwał.
- Reżim irański zapewne zachował możliwości wzbogacania uranu. Być może, oprócz Rosji, teraz zostanie wsparty przez Chiny. Oczywiście dyktat Iranu w regionie został osłabiony. Ale nie dlatego, że Izrael uderzył przy wsparciu Trumpa, a dlatego, że już wcześniej izraelskie wojska skutecznie niszczyły Hamas i osłabiły Hezbollah oraz uderzyły w Huti. Teheran nie ma więc de facto czym odpowiedzieć i zareagować. Może nadal wystrzeliwać balistyczne rakiety, ale ryzykuje tym samym kolejne izraelskie bombardowania – ocenia prof. Maciej Milczanowski.
W podobnym tonie wypowiada się Tomasz Rydelek, założyciel i redaktor bloga Puls Lewantu, poświęconemu tematyce Bliskiego Wschodu.
- Jeśli miałoby się utrzymać zawieszenie broni, to nie mielibyśmy sytuacji z wtorku i irańskiego ostrzału Izraela i deklaracji odwetu ze strony rządu w Jerozolimie. A nawet bez tej sytuacji jest duży niedosyt izraelskich władz. Ataki Izraela i USA spowodowały bowiem pewne spustoszenie po stronie Teheranu i można byłoby je kontynuować. Z kolei irański program nuklearny nie został całkowicie zlikwidowany, a jedynie osłabiony. Nawet wiceprezydent USA J.D. Vance przyznaje, że Iran posiada wzbogacony uran i Waszyngton chce z Teheranem na ten temat rozmawiać – mówi WP Tomasz Rydelek.
I jak dodaje, wydaje się, że wszyscy po zawieszeniu broni mają dużego kaca.
- I zastanawiają się, w którym kierunku iść dalej. Z perspektywy Izraela lepiej byłoby kontynuować ataki. I zobaczyć, jak Iran pęka wewnętrznie. Na razie nie widzieliśmy bowiem destabilizacji islamskiej republiki od środka. I dobrze byłoby dla Netanjahu, by USA całkowicie dołączyły do rozpoczętej 13 czerwca izraelskiej operacji "Powstający Lew", a nie ograniczały się jedynie do precyzyjnych ataków na obiekty nuklearne – ocenia ekspert.
Jego zdaniem, jeśli spojrzymy na wymianę ciosów, to Iran był bezsilny.
- Irańska obrona przeciwlotnicza została wyeliminowana. Możliwości ostrzałów przy użyciu pocisków balistycznych zostały mocno ograniczone przez izraelskie uderzenia w wyrzutnie. To zawieszenie broni Iranowi spadło z nieba. Nawet dla Teheranu nie było zasłużone, wręcz był to gest dobrej woli ze strony USA. Dodatkowo Iran był pozbawiony asa w rękawie, czyli osi oporu. Osłabiony jest Hezbollah, ale także inne proirańskie grupy w regionie: Huti w Jemenie, Hamas w Strefie Gazy, Kataib Hezbollah w Iraku i inne milicje – wylicza autor bloga "Puls Lewantu".
Na naruszenia zawieszenia broni między Iranem i Izraelem zareagował we wtorek po południu Donald Trump. Amerykański prezydent zaapelował do Izraela, żeby "nie zrzucali tych bomb". Trump stwierdził ponadto, że jest "niezadowolony" z powodu ataków, zaznaczając przy tym, że oba kraje naruszyły zawieszenie broni.
- Te dwa kraje walczą ze sobą tak długo i tak zaciekle, że sami, ku***, nie wiedzą już, co robią. Rozumiecie? - powiedział, wyraźnie wściekły Trump do dziennikarzy, przed wylotem na szczyt NATO do Hagi.
Zdaniem Tomasza Rydelka trudno uznać obecną sytuację za sukces Trumpa.
- Amerykański prezydent liczył, że przed wybuchem wojny rozmowy izraelsko-irańskie zakończą się sukcesem. I do ataku nie dojdzie. Tymczasem doszło, co można odbierać jako wystąpienie przed szereg premiera Netanjahu. Amerykański prezydent będzie nadal chciał przedstawić oczywiście zakończenie konfliktu jako swój sukces. I, że wszystko od początku miał pod kontrolą. Ale znając realia Bliskiego Wschodu, to wszystko tak oczywiste nie jest i nie będzie – komentuje Tomasz Rydelek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksplozje w Teheranie. Atak Izraela na lotniska w całym Iranie
Według prof. Macieja Milczanowskiego, jak na razie, to Benjamin Netanjahu zrealizował swój scenariusz, w który wpisał Trumpa.
- Amerykański prezydent odegrał swoją rolę od początku do końca. Po czym izraelski premier pochwalił Trumpa, że jest "peacemakerem". Trump będzie się chwalił, że odniósł swój sukces, bo zaprowadził pokój. Jedna bajka została zamknięta. Jeśli Iran złamał zawieszenie broni, Izrael odpowie. A niewykluczone, że militarnie znowu wesprze go znów USA. I Trump znów ogłosi pokój. I druga bajka zostanie zamknięta. A amerykański prezydent znów "odtrąbi" sukces. Nie ma to nic wspólnego z politycznymi realiami na Bliskim Wschodzie. To nie amerykańskie "show" – podsumowuje prof. Maciej Milczanowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski