Rosyjska młodzież wierzy Putinowi? "Indoktrynacja od najmłodszych lat"
- Rosyjska młodzież jest grupą, w której najszybciej od paru lat spada poparcie dla Władimira Putina. Jeszcze w 2014 roku, gdy Rosja przejmowała Krym, Putin miał bardzo wysokie poparcie wśród tej grupy wiekowej, sięgało nawet 90 proc. Natomiast w ostatnich dwóch, trzech latach widać, że prezydent Rosji traci najszybciej właśnie wśród najmłodszych - mówi w dziewiątym odcinku "Moja, Twoja, Nasza... Podcast" dr Maria Domańska z Ośrodka Studiów Wschodnich.
"Moja, Twoja, Nasza... Podcast" zwraca uwagę na problemy, które na jedynkach gazet pojawiają się okazjonalnie i które każda kolejna ekipa rządząca od momentu transformacji ustrojowej w 1989 roku traktowała po macoszemu. Mowa o sprawach, którymi żyła lub żyje młodzież. Słuchamy pomysłów, konfrontujemy je z opiniami innych, a także rozliczamy tych, którzy w przeszłości odpowiadali za kształt polskiej polityki młodzieżowej.
W dziewiątym odcinku wyjątkowo odeszliśmy od tematyki polskiej i przenieśliśmy się na Wschód. Wraz z dr Marią Domańską, analityczką ds. Rosji z Ośrodka Studiów Wschodnich, byłą dyplomatką w Wydziale Politycznym Ambasady RP w Moskwie, skupiliśmy się na rosyjskim społeczeństwie, reakcjach na wojnę w Ukrainie oraz na perspektywach dla rosyjskiej młodzieży.
Co według Rosjan dzieje się obecnie w Ukrainie? - To zależy, z jakich źródeł czerpie się informacje. Niestety, większość Rosjan o wydarzeniach dowiaduje się z telewizji, która jest zdominowana przez kremlowską propagandę. W mediach tych mówi się, że w Ukrainie nie ma żadnej wojny, jest za to "wojskowa operacja specjalna", która ma na celu ochronię granic Rosji. Przedstawiana jest wersja, że Ukraina może wstąpić do NATO, a następnie odbić zbrojnie Półwysep Krymski. W związku z tym Rosja jest zmuszona prewencyjnie przeprowadzić operację specjalną, aby takiemu scenariuszowi zapobiec - wskazywała rozmówczyni WP.
Pod koniec lutego rosyjski instytut WCIOM opublikował wyniki sondażu dotyczącego rosyjskiego poparcia dla "specjalnej operacji wojskowej" w Ukrainie. Według badania 68 proc. respondentów "raczej popiera" tę decyzję, przeciwnego zdania jest 22 proc. ankietowanych. - Można wierzyć temu badaniu? - pytałem.
- Myślę, że można, choć oczywiście do badań państwowych ośrodków w Rosji trzeba pochodzić z dużą ostrożnością. Trzeba jednak zwrócić uwagę, jak zostało zadane pytanie. W badaniu pytano o poparcie dla "operacji specjalnej", a nie dla wojny. To słowo w ogóle nie pada. Ciekawe jest też to, że WCIOM opublikował wyniki, w których wskazał, ile osób "raczej popiera" działania w Ukrainie. Nie wiemy, ile Rosjan "zdecydowanie" i jednoznacznie opowiada się za. Możemy podejrzewać, że niewiele - podkreśliła dr Domańska.
Jak dodała, warto zajrzeć również w dane szczegółowe takiego badania. - Patrząc z perspektywy dużych miast i prowincji, ludzi najmłodszych i najstarszych, dostrzegalne są spore różnice. W grupie wiekowej 18-24 lata ponad połowa respondentów nie popiera tej "operacji specjalnej". (...) WCIOM tych wyników jednak nie opublikował. Niezależny ośrodek Centrum Lewady przez wiele miesięcy prowadził badania ilościowe i jakościowe nad hipotetyczną wojną. Nad tym, jak Rosjanie oceniają perspektywę wybuchu konfliktu zbrojnego i co by o tym myśleli. Wnioski były dwa: Rosjanie wojny nie chcieli i się jej bali. Za eskalację napięć obciążano jednak Zachód. I takie postawy były charakterystyczne dla wszystkich grup wiekowych - tłumaczyła ekspertka.
Rosjanie wiedzę o świecie najczęściej czerpią z telewizji, która bardzo skrzętnie unika poruszania trudnych tematów wewnętrznych. Od wielu lat opowiada swoją wersję na temat tego, co dzieje się na świecie - podkreślała była dyplomatka.
- Należy jednak pamiętać, że Rosja jest dosyć dobrze scyfryzowana, więc do nie dawna można było mieć dostęp do alternatywnych źródeł informacji. Rosyjska młodzież, osoby w wieku 18-24, rzadko sięgały do telewizji, byli całkowicie zanurzeni w internecie. Pytanie jednak brzmi, do jakich treści w tym internecie zaglądano. Badania wskazują, że znaczna część społeczeństwa rosyjskiego w ogóle nie interesuje się polityką - podkreślała analityczka.
- Z sondaży wiemy, że najostrzejsze poglądy antykremlowskie ma około 15 proc. Rosjan. Z kolei - jak szacuje Centrum Lewady - żelazny elektorat Putina to około 30 proc. Pozostała część często nie ma w ogóle sformułowanych poglądów - wskazywała dr Domańska.
Niezależne media w Rosji. "Kreml chce wprowadzić pełną blokadę informacyjną"
W ostatnich kilkunastu dniach zaostrzył się kurs wobec niezależnych mediów w Rosji. Roskomnadzor zablokował nadawanie radia Echa Moskwy i telewizji Dożd. Jednym z zarzutów był fakt, że media te używały słowa "inwazja" zamiast "specjalna operacja wojskowa" w kontekście działań Rosji w Ukrainie. - Jak wygląda obecnie dostęp do niezależnych mediów w Federacji Rosyjskiej? - dopytywałem.
- Rosyjskie władze dążą do tego, aby wprowadzić w kraju pełną blokadę informacyjną. To nie jest wynalazek ostatniego tygodnia czy dwóch. Wolne media w Rosji były prześladowane już od lat. Nasiliło się to w ubiegłym roku, kiedy przyjmowane były kolejne represyjne ustawy, na podstawie których można było karać media za niezależność. Natomiast obecnie mamy do czynienia z atmosferą wojennej dyktatury. Trwa wojna, o której się nie mówi, dlatego należy uniemożliwić obywatelom poznanie prawdy - mówiła rozmówczyni WP.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Ponad 20 różnych niezależnych mediów zawiesiło działalność. Wśród nich jest właśnie telewizja internetowa Dożd. To były naprawdę niezwykle wysokie standardy dziennikarstwa. (...) "Nowaja gazieta" - kolejne bardzo ważne medium - przestała po prostu publikować informacje o wojnie, żeby móc dalej funkcjonować. 4 marca przyjęto w Rosji ustawę, na podstawie której za "celowe rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat działań Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej" można pójść do więzienia nawet na 15 lat. I to groziło środowisku dziennikarskiemu, wywołując efekt rażący. Teraz prawdę o wojnie głoszą tylko te media, które nadają z zagranicy - tłumaczyła była dyplomatka.
W Rosji w ostatnich dniach odbyło się trochę protestów antywojennych. Do największych demonstracji doszło w Petersburgu i Moskwie. - Od 24 lutego codziennie odbywają się protesty w kilkudziesięciu miastach Rosji. One nie są liczne. Problem polega też na tym, że nie mamy wiarygodnych informacji o ich liczebności. Rosyjski resort spraw wewnętrznych zawsze kilkukrotnie zaniża statystyki, a niezależni obserwatorzy nawet nie mają szansy policzyć. Manifestacje są natychmiast pacyfikowane. Ogromna część uczestników zatrzymywana jest od razu przez policję. Tego nie było wcześniej w Rosji - zaznaczyła ekspertka.
- Za bezpieczną średnią można przyjąć, że mieliśmy protesty, które gromadziły łącznie kilka tysięcy osób. Do około 10 tysięcy w skali całego kraju. Najliczniejsze demonstracje miały miejsce 24 lutego i 6 marca. Grupki protestujących były brutalnie pacyfikowane, ludzie są bici. Nowym zjawiskiem jest także to, że często zabierane są im telefony. Policja od razu przegląda ich zawartość - tłumaczyła dr Domańska.
Przez wiele lat pytałam rosyjskich ekspertów, co musiałoby się zdarzyć, żeby Rosjanie masowo zaczęli protestować przeciwko autorytarnemu reżimowi, który coraz bardziej ogranicza ich prawa. Usłyszałam, że Rosjanie musieliby zacząć głodować. To jest dosłowna odpowiedź. Brak mebli z Ikei to nie jest jeszcze ten moment, kiedy wychodzi się na ulicę - wskazywała analityczka w "Moja, Twoja, Nasza... Podcast".
Młodzi Rosjanie indoktrynowani w szkołach. "Słuszne, prawomyślne treści"
- A jak to wygląda w przypadku rosyjskiej młodzieży, która zapewne częściej ma dostęp do Facebooka, Twittera, Instagrama, TikToka czy Telegramu i styka się z zachodnim przekazem? Ta wiara w rosyjską propagandę pozostaje niczym niezachwiana? - dopytywałem.
- Młodzież jest grupą, w której najszybciej od paru lat spada poparcie dla Władimira Putina. Jeszcze w 2014 roku, gdy Rosja przejmowała Krym, Putin miał bardzo wysokie poparcie wśród tej grupy wiekowej, sięgało nawet 90 proc. Natomiast w ostatnich dwóch, trzech latach widać, że prezydent Rosji traci najszybciej poparcie właśnie wśród najmłodszych. W ciągu roku jego poparcie spadło z 36 do 20 proc. - zaznaczyła ekspertka.
- Pytanie brzmi, dlaczego tak się dzieje - czy kluczowe znaczenie ma dostęp do niezależnych informacji w internecie, czy w naturalny sposób młodzież zmęczona jest tą propagandą, która w coraz większym stopniu staje się bardzo prymitywna. (...) Uczniowie od najmłodszych lat są indoktrynowani w szkołach i na uczelniach. Na lekcjach historii sprzedawana jest oficjalna narracja, bardzo antyzachodnia i imperialna. Są także lekcje wychowania patriotycznego, na której sączy się słuszne, prawomyślne treści. W momencie rozpoczęcia inwazji w Ukrainie do szkół rozesłano instrukcje dla nauczycieli, w jaki sposób opowiadać o "specjalnej operacji". Rosyjskojęzycznym polecam przeczytać fragmenty. To się w głowie nie mieści, to jest absolutnie orwellowska skala kłamstwa - przyznała dr Domańska.
Wojna w Ukrainie i Aleksiej Nawalny. "Rosjanie wypierają tę świadomość"
W przestrzeni medialnej pojawiały się dramatyczne nagrania młodych rosyjskich żołnierzy, którzy dzwonią do swoich matek, mówiąc że w Ukrainie nie ma żadnych faszystów. Statystyki ukraińskich władz wskazują też, że trumien powracających do Rosji jest naprawdę sporo. - Takie informacje nie przedostają się dalej chociażby pocztą pantoflową? - pytałem.
- Ja bardzo liczę na tę pocztę pantoflową w warunkach blokady informacyjnej, ale na razie nie widać, żeby ta poczta dobrze działała. (...) Na tych filmikach z rozmów telefonicznych widać, że ta wieloletnia propaganda rzeczywiście programuje pewne myślenie. Matki i żony wypierają informacje, które przekazują im najbliżsi. Nie wierzą, próbują odepchnąć od siebie świadomość, że jest inaczej, niż powtarza im telewizja - tłumaczyła rozmówczyni WP.
- Ten element wyparcia było też widać, gdy pod koniec 2020 roku Aleksiej Nawalny opublikował nagranie z rozmowy z jednym z funkcjonariuszy FSB, który dokładnie mu opowiedział, jak go otruł. Nagranie obejrzało mnóstwo ludzi. Większość z nich wyparła jednak tę świadomość. Według nich to nie może być przecież prawda, żeby ich państwo działało w taki sposób - przekazała dr Domańska.
W styczniu 2021 Aleksiej Nawalny powrócił do Rosji, gdzie podczas kontroli paszportowej został aresztowany. Obecnie polityk przebywa w kolonii karnej. - Jak rosyjska młodzież patrzy na Nawalnego? Nadal jest uznawany za opozycyjnego lidera? - dopytywałem.
- Jeśli spojrzymy na wszystkie grupy wiekowe, to Nawalny ciągle najwyższe poparcie ma wśród młodzieży. W tym momencie jest to nieco ponad 20 proc. (...) Ale należy też powiedzieć, że ponad 40 proc. młodych Rosjan nie akceptuje Nawalnego. Opozycjonista ma bardzo wysoki antyrating. Wynika to z faktu, że jest on odbierany przez część społeczeństwa jako radykał. Wśród grupy liberalnej inteligencji w różnym wieku jest traktowany jako krypto-nacjonalista. Rzeczywiście wiele lat temu Nawalny miał taki paskudny epizod nacjonalistyczny i rasistowski. I część społeczeństwa nie może mu tego zapomnieć, bo nigdy za to nie przeprosił i nie wycofał się otwarcie z tych poglądów - tłumaczyła analityczka.
- Rosjanie wolą chyba nieco bardziej umiarkowanych polityków. Co uważam jednak za absolutny fenomen Nawalnego, to fakt, że kiedy był jeszcze na wolności pod koniec 2020 roku, w sondażach niezależnego Centrum Lewady udawało mu się zebrać 20 proc. poparcia. I taki wynik uzyskał polityk, którego w oficjalnych mediach państwowych w ogóle nie było. Nie wymawiano nawet jego imienia i nazwiska. A należy także pamiętać, że wiele osób prawdopodobnie bało się przyznać w sondażu, że popiera Nawalnego. Można więc podejrzewać, że to poparcie było jeszcze wyższe - wskazywała w rozmowie z WP.
Na początku marca na kontach Aleksieja Nawalnego w mediach społecznościowych pojawił się apel. "Gdziekolwiek jesteś, w Rosji, na Białorusi czy po drugiej stronie globu, idź na główny plac swojego miasta w każdy dzień powszedni oraz o 14 w weekendy i święta. (...) Musimy, nawet zgrzytając zębami i przezwyciężając strach, wyjść i zażądać zakończenia wojny. (...) Nie poprzestańmy na mówieniu, że jesteśmy przeciwko wojnie. Walczmy z tą wojną" - przekazano w kilku wpisach. - Rosyjskie społeczeństwo nie reaguje na takie apele? - dopytywałem.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Rosyjskie społeczeństwo przede wszystkim boi się protestować. Ubiegły rok nauczył, czym się mogą kończyć takie protesty. Te kilku tysięcy demonstrantów, to jest kilka tysięcy osób, które świadomie wychodzą pod policyjne pałki, narażając się na potencjalne kary więzienia. Jest taki przepis w Rosji, że jeżeli dwukrotnie naruszy się przepisy administracyjne, to automatycznie dostaje się sprawę karną, za co mogą grozić lata więzienia. Wśród protestujących jest teraz bardzo dużo młodych osób, które przychodzą, dyskutują z policją i wrzucają filmiki do internetu. Ale to nie jest odpowiedź na apele Nawalnego, te demonstracje od początku były dosyć spontaniczne - wskazywała rozmówczyni WP.
- A czy w społeczeństwie rosyjskim kreuje się ktoś, kto mógłby być nowym opozycyjnym liderem? - Nawalny jest tylko jeden. A tak już poważnie: nie ma w tym momencie jednej wyraźnej postaci. Rosyjskie władze zatroszczyły się o to, aby nikt nie wyrósł ponad średnią. Zresztą rozprawy sądowe Nawalnego były absolutną pokazówką. Miały charakter osobistej zemsty Putina - tłumaczyła ekspertka.
- Jest natomiast mnóstwo aktywistów, liderów opinii w regionach rosyjskich, społeczników, którzy lokalnie próbują coś robić wbrew wszystkiemu i walczyć o prawa obywatelskie. I jest to działanie pozapolityczne, bez haseł demokratyzacji na sztandarach. (...) Jeżeli nadejdzie taki moment, że zacznie się coś w Rosji zmieniać, to pewnie z tego środowiska wyrośnie nowy lider. Nie jest powiedziane, że beneficjentem tych zmian będzie akurat Nawalny. Mogą po prostu wyrosnąć konkurenci. I bardzo ważne, bo pluralizm jest kluczem do jakichkolwiek przemian w Rosji - podsumowała dr Domańska w rozmowie z WP.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wszystkie odcinki "Moja, Twoja, Nasza... Podcast" dostępne są tutaj.