Nawalny publikuje nagranie. Rosyjski agent przyznaje się do próby otrucia
Rosyjski agent przyznał się do próby otrucia Aleksieja Nawalnego - zagorzałego krytyka prezydenta Rosji. Na kanale Youtube Nawalny opublikował półgodzinny film.
21.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 23:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Agent Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (FSB) miał przyznać się – jak twierdzi Aleksiej Nawalny – do zamachu na niego. Na kanale Youtube Nawalny opublikował półgodzinny film pod tytułem "Zadzwoniłem do swojego mordercy. Przyznał się”. Film prezentuje rozmowę telefoniczną Nawalnego z rzekomym agenten FSB. Podczas rozmowy, która miała miejsce 14 grudnia, Nawalny udawał asystenta szefa rosyjskiej rady bezpieczeństwa.
Dziennikarskie śledztwo
Nagranie rozmowy telefonicznej było jednym z efektów dziennikarskiego śledztwa wielu mediów, w tym niemieckiego magazynu "Der Spiegel”. Dziennikarze opublikowali w ubiegłym tygodniu wyniki researchu, ujawniając, że co najmniej ośmiu agentów tajnych służb rosyjskich uczestniczyło w zamachu na polityka opozycji.
Jak podaje "Der Spiegel”, Nawalny miał rozmawiać z Konstantinem Kudrjawcewem. Agent podał szczegóły na temat akcji i zaangażowanych w nią osób. Rzekomy agent przyznał w opublikowanej rozmowie z Nawalnym, że truciznę umieszczono w wewnętrznej stronie majtek. Nawalny przeżył tylko dlatego że lot nie trwał wystarczająco długo. Pilot zdecydował się na awaryjne lądowanie w Omsku.
Kreml odpiera zarzuty
Nawalny trafił do tamtejszego szpitala, a po dwóch dniach – na prośbę jego rodziny – został przewieziony na leczenie do Niemiec. Badania laboratoryjne w Niemczech, Francji i Szwecji wykazały, że został otruty bojowym środkiem paralityczno-drgawkowym z grupy nowiczok. Rosja odpiera jednak wszystkie zarzuty, a Kreml domaga się przedstawienia dowodów. Na swojej corocznej wielkiej konferencji prasowej prezydent Władimir Putin przyznał tylko, że Aleksiej Nawalny był obserwowany przez tajne służby. Podkreślił jednak, że nie było powodu do otrucia jego największego krytyka.
(DPA, RND/dom)