Rosjanie wzięli go do niewoli. Mer Melitopola Iwan Fedorow dla WP: procent przeżycia wynosił 10 proc.
- Uświadamiam sobie, że moja sytuacja była wyjątkowo niebezpieczna. Mogli przecież zdecydować, że mnie nie zatrzymają, a po prostu wyeliminują. Cena ludzkiego życia dla nich nie ma żadnej wartości - mówi Wirtualnej Polsce Iwan Fedorow mer Melitopola, który 11 marca został wzięty przez wojska rosyjskie do niewoli. Kilka dni później odzyskał wolność, dzięki wymianie na dziewięciu rosyjskich jeńców wojennych.
24.03.2022 06:18
33-letni Iwan Fedorow jest merem zajętego przez Rosjan Melitopola w obwodzie zaporoskim na południu Ukrainy. 11 marca rosyjscy okupanci porwali go z budynku administracji, założyli worek na głowę i przywieźli do celi. Fedorow był odizolowany od wszelkich kontaktów. Strażnikom nie wolno było nawet mówić mu, która jest godzina. "Podstawą" do zatrzymania były zarzuty, że Fedorow miał finansować - zakazany w Rosji - skrajny ukraiński Prawy Sektor.
W celi okupanci żądali od mera listu z rezygnacją ze stanowiska, by następnie powołać prorosyjskiego zastępcę. Dzięki działaniom strony ukraińskiej, 16 marca Fedorow został wymieniony na dziewięciu rosyjskich poborowych. Prezydent Ukrainy wręczył Fedorowowi order Odwagi III.
Igor Isajew: Mija tydzień po pańskim uwolnieniu. Jakie są pana pierwsze myśli, kiedy wspomina porwanie?
Iwan Fedorow, mer Melitopola: Zostałem wymieniony na dziewięciu poborowych, w wieku 18–20 lat, którzy szturmowali Kijów. Chcieli zabijać nasze matki i dzieci. Przyznaję, że kiedy byłem w celi, była duża adrenalina. Przez to nie było strachu, bo nie rozumiałem do końca, co się dzieje. Dziś zdaję sobie sprawę, że skala przeżycia w tej sytuacji wynosił 10 proc. Sytuacja była wyjątkowo niebezpieczna. Nawet nie po samym aresztowaniu, ale wtedy gdy podejmowali decyzję o moim zatrzymaniu. Mogli przecież zdecydować, że mnie nie zatrzymają, a po prostu wyeliminują. Cena ludzkiego życia dla nich nie ma żadnej wartości. To moje główne przemyślenie.
Był jakiś najtrudniejszy moment podczas tych kilku dni w niewoli?
Punkt kulminacyjny był prawdopodobnie wtedy, jak nikt nie przychodził do mnie przez półtora czy dwa dni. Było to bardzo ciężkie, bo nie rozumiałem, co się dzieje.
O czym wtedy pan myślał?
Że byłem i nagle może mnie nie być? Czy warto było robić plany na przyszłość, czy już przyszłości nie ma? Co, jeśli się nie wydostanę? Co będę robił? Co oznacza każdy krok z zewnątrz? Targał mną wielki strach o rodzinę i przyjaciół, bo nie wiedziałem, czy ich nie spotkał podobny los. Mam rodziców w sile wieku, którzy nigdy nie spotkali się z taką sytuacją, a obawiałem się, że mogło spotkać ich dokładnie to samo.
Teraz porwań jest więcej. Wydaje się, że jest to metoda działania okupantów na obszarze od Chersonia do Mariupola. Porywają działaczy obywatelskich, a przede wszystkim lokalnych polityków.
Schemat jest następujący: najpierw Rosjanie próbowali negocjować z lokalnymi politykami. Kiedy im to nie wyszło, zaczęły się areszty. Niedługo zorientują się, że i te zatrzymania ich nie uratują, że ludzie nadal nie chcą do Rosji. Zapewne wtedy posuną się do zabójstw aresztowanych, taki scenariusz jest absolutnie wpisany w tę historię. Chcą zmusić wszystkich, aby po prostu poddali się i znosili okupację.
W Chersoniu widzimy mera, który dzielnie trzyma na ratuszu ukraińską flagę. Z drugiej strony samozwańczy pseudokierownicy w Melitopolu czy Berdiańsku. Czym się różnią te sytuacje?
Moim zdaniem wiele rzeczy jest tu nadal indywidualnych. Gdzieś funkcjonariusze FSB czy GRU są bardziej aktywni, a gdzieś mniej. Myślę, że właśnie to wpływa na różnicę. Te działania to elementarz działań Rosjan ws. tego: jak przejąć władzę, jaka musi być jej legitymizacja i kontrola nad terytorium. Ten sposób działania już widzieliśmy w Doniecku czy Ługańsku.
Przebywa pan obecnie w Zaporożu. Jak sprawujecie na uchodźstwie władzę nad swoim miastem?
Część naszego zespołu znajduje się w Zaporożu, a część nadal w Melitopolu. Na miejscu najczęściej są urzędnicy średniego szczebla, którzy są daleko od polityki. Ludzie zadają nam pytania, rozmawiamy z nimi, staramy się rozwiązać ich problemy. Bez względu na to, jak trudno jest teraz w Melitopolu, próbujemy pomoc w złagodzeniu skutków katastrofy humanitarnej w mieście. Tam jest problem z lekami, z żywnością i artykułami pierwszej potrzeby. Pracujemy przez cały dzień, staramy się, aby Federacja Rosyjska dawała możliwość stworzenia korytarza humanitarnego na terytorium miasta. Próbujemy rozwiązywać problemy z ogrzewaniem, wodą i elektrycznością, bo potrzebne są części zamienne do kotłów czy pomp. Całe zaopatrzenie w Melitopolu było związane z Ukrainą i nadal jest. Rosja nie jest w stanie w tej chwili sprowadzić nawet zaopatrzenia dla swojego wojska, więc o ludzi na terenie okupowanym w ogóle nie dba. Tym się zajmujemy my.
A dostęp do finansów miasta?
Po moim aresztowaniu Kijów zablokował wszystkie konta skarbowe — teraz je odblokowaliśmy, zaczynamy wypłacać pensje ludziom, którzy pracują w Melitopolu. Muszą je otrzymywać, bo utrzymują obronę. Nie zgadzają się na warunki okupantów np. nauczyciele nie chcą rozpoczynać edukacji w języku rosyjskim.
A jak wygląda tam edukacja? Ukraińskie ministerstwo edukacji uruchomiło platformę do nauki online. Czy samozwańcza "mer" Hałyna Danylczenko podjęła już jakieś czynności, by dzieci chodziły do szkoły?
Proces edukacyjny trwa, ale nie wydałem polecenia do rozpoczęcia nauki w szkołach. Dzisiaj jest to zbyt niebezpiecznie. Samozwańcza "mer" przeprowadziła rozmowy ze wszystkimi dyrektorami szkół, próbowała zwabić ich na stronę zła. Chciała, żeby rozpoczęli edukację według rosyjskich standardów. Żadna szkoła i żaden nauczyciel jednak na to nie przystali. Sama pseudomer obecnie zajmuje się nakładaniem haraczy i nielegalnym zajmowaniem lokalnych biznesów. To jest jej jedyna "praca", którą wykonuje dzisiaj przy wsparciu armii rosyjskiej.
Czy rejestrujecie te przestępstwa? Jakie podejmujecie działania prawne?
Wszystkie są zgłaszane, a postępowania karne są wszczynane w Zaporożu. Prędzej czy później winni będą musieli za swoje czyny odpowiedzieć.
Zobacz także
Jesteśmy świadkami niezwykłego oporu obywatelskiego na południu Ukrainy m.in. w Chersoniu, Kachowce, Berdiańsku. Miastach, które w Polsce były postrzegane jako postsowieckie, blisko związane z Rosją i nawet "senne". Jak wygląda opór w Melitopolu?
Myślę, że niezwykle istotnym jest fakt, że społeczeństwo obywatelskie w całej Ukrainie zaczęło kształtować się w 2005 roku, w czasie pomarańczowej rewolucji. Mieszkańcy Ukrainy z najróżniejszych miast udali się na Majdan, aby pokazać swoje stanowisko, aby bronić swoich interesów, aby burzyć najważniejszą pozostałość po Związku Sowieckim - strach przed publicznym wyrażaniem własnej opinii. Minęło 17 lat. Nasze społeczeństwo ma to już w swoim DNA. Nawet w najbardziej oddalonych zakątkach Ukrainy wychodzimy na ulice i mówimy, co się nam nie podoba. Wie pan, jakie pytanie najczęściej słyszałem w czasie przesłuchań, kiedy byłem w celi?
Jakie?
"Kto płaci za te akcje protestacyjne?". Okupanci nie rozumieli, że w sytuacji, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo kraju, nie ma żadnych "zapłaconych" akcji. Wiele razy w trakcie przesłuchań wracali do tego pytania: "kto płaci i kto jest organizatorem?"," kto płaci i kto organizuje?". Nie mogą po prostu pojąć, że ludzie są w stanie wyjść sami z siebie. Tak, dzisiaj ludzie się boją, ale nie zostali złamani w całości. Rosjanie nie są w stanie ich złamać. Jak tylko wojska ukraińskie znajdą się na północnych krańcach miasta, całe miasto wyjdzie je powitać, zademonstruje swoje proukraińskie stanowisko. Rosjanie nie mają poparcia i kumuluje się w nich zmęczenie. Wkrótce to zobaczycie.
Co plan planuje, by odzyskać kontrolę nad miastem?
W moim rozumieniu istnieją dwie opcje. Pierwsza: nasze siły zbrojne przyjdą i zajmą miasto, używając środków wojskowych. To trudna droga, która doprowadzi do wielu zniszczeń i ofiar. Druga: to porozumienie, bo każda wojna prędzej czy później się kończy podpisaniem określonych umów. Oczywiście, że ani ja, ani mój kraj nie jesteśmy gotowi do kapitulacji. W trakcie tych porozumień Rosjanie będą zmuszeni do opuszczenia naszego miasta. Wiem, że Melitopol, który nazywamy "bramą do Krymu", zawsze był ważny dla Rosjan. Mam przekonanie, że miasto do nas powróci. Ani prezydent Zełenski, ani inni politycy w Ukrainie nie rozważają w ogóle możliwości, że część obwodu chersońskiego czy zaporoskiego trafić mogłaby do Rosji.
Powiedział pan, że teraz zajmujecie się organizacją pomocy humanitarnej. Czy jako Polska, jako polskie społeczeństwo możemy wam w czymś pomóc?
My akurat mamy pieniądze, mamy gdzie i co kupować, to nie jest wielki problem. Teraz liczy się nie tylko pomoc humanitarna. Naszym zadaniem - i mieszkańców Ukrainy, i mieszkańców Polski, i mieszkańców wszystkich innych krajów europejskich - jest wywieranie presji na naszych polityków, aby jasno zrozumieli, że dziś nie ma wojny między Rosją a Ukrainą. Dziś toczy się wojna między Rosją a całym cywilizowanym światem. Jeśli Ukraina przegra tę wojnę, nie ma żadnych wątpliwości, że Unia Europejska padnie jej kolejną ofiarą, a Polska będzie jedną z pierwszych na terenie UE. Dlatego dzisiaj należy zjednoczyć wszystkich wokół Ukrainy, pomóc w pokonaniu Federacji Rosyjskiej w tej wojnie. Tak, żeby Ukraina stała się twierdzą na wschodzie Europy, krajem szanującym wartości demokratyczne, wartości europejskie. Jest to ważne dla całego świata.