Rosjanie szykują się do "świętego święta". Chcą dostarczyć do Ukrainy "symbol zwycięstwa"
Na użytek wewnętrzny Putin potrzebuje szybkiego sukcesu. Z braku faktycznego, buduje więc wyimaginowany. Rosjanie zaprzęgli wszystkie narzędzia, aby 9 maja móc ogłosić się "pogromcami faszyzmu". Zamierzają też dostarczyć do Ukrainy olbrzymią pomarańczowo-czarną wstęgę orderu św. Jerzego, która w czasach putinowskich została uznana za symbol zwycięstwa.
07.05.2022 17:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Autorytaryzmy uwielbiają symboliczne daty, które mogą powiązać z aktualnymi wydarzeniami. W czasach PRL był to 22 lipca. W ZSRR była to rocznica rewolucji październikowej, później doszedł dzień zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej (z takiego propagandowego określenia części II wojny światowej korzystają Rosjanie - przyp. red.).
Przy każdej z tych okazji organizowano akademie, marsze, wypełniano czyny społeczne i wyrabiano wielokrotność normy. Dziś doszedł jedynie sojusz z Kościołem i każda z akademii jest okraszona obecnością duchownego. Dlatego 9 maja, tak jak przed laty, można się spodziewać wielkiego propagandowego show.
Od tygodnia rosyjskie i białoruskie media publikują programy obchodów. Informują, gdzie przemówi Putin i reklamują wydarzenia towarzyszące. Codziennie podawana jest aktualna prognoza pogody. Dzień Zwycięstwa to najważniejsze wydarzenie w roku - tak uznało aż 69 proc. Rosjan. Dlatego też oczy całego świata będą zwrócone na Plac Czerwony.
Propagandowa podbudówka
Rządy wodzowskie lubują się w stawianiu pomników, zmienianiu nazw ulic i placów. Jest to znane od wieków zawłaszczanie przestrzeni, pamięci i tworzenie nowych symboli. W Mariupolu jeszcze trwają walki, a Rosjanie już stawiają pomniki, które mają namacalnie pokazać, kto jest nowym zarządcą.
W Mariupolu 5 maja odsłonięto pomnik "Babci Ani", Rosjanki, która sądziła, że wita "wyzwolicieli". Okazało się, że wyszła z czerwonym sztandarem naprzeciw ukraińskim czołgom. Ukraińscy żołnierze zabrali jej czerwony sztandar, dając w zamian worek z jedzeniem. Kiedy dowiedziała się, że pożywienie dostała od Ukraińców, rzuciła workiem. Ukraińcy zdeptali flagę ZSRR. Dla Rosjan "Babcia Ania" stała się "symbolem oporu przeciwko faszyzmowi". Tak przynajmniej przedstawia ją rosyjska propaganda.
- Teraz, kiedy decyzją prezydenta Władimira Władimirowicza Putina Rosja pomaga zakończyć tę ośmioletnią wojnę i położyć kres walce z nazizmem i faszyzmem już tu, na ziemi Donbasu, wydaje mi się, że odsłonięcie pomnika babci Anny jest niebagatelne. Jej pomnik słusznie stoi obok Bohaterów Związku Radzieckiego, mieszkańców Mariupola - mówił w telewizji zastępca szefa kancelarii prezydenta Rosji Siergiej Kirijenko.
Polityk odwiedził także funkcjonariuszy Milicji Ludowej z marionetkowej Donieckiej Republiki Ludowej, którzy w czynie społecznym odbudowują "zniszczony przez nacjonalistów pomnik" Armii Czerwonej. Przekaz w rosyjskich mediach jest bardzo jasny: znów zwyciężyliśmy nad faszystami, a Mariupol ma stać się wizerunkowo centrum obchodów.
Z tego powodu Rosjanie zamierzają dostarczyć na Ukrainę olbrzymią pomarańczowo-czarną wstęgę orderu św. Jerzego, która w czasach putinowskich została uznana za symbol zwycięstwa. Kremlowskie media podkreślają, że ten trzystumetrowy symbol, który odwiedził najważniejsze miasta, w których toczyły się walki z faszystami, teraz pojawi się w "wyzwolonym Mariupolu".
Wszystko to ma utwierdzić opinię publiczną, że Rosja ponownie wygrywa z nazizmem. Mariupol ma stać się symbolem. Stąd flagi, pomniki i parada.
Wizerunkowa porażka?
O ile na polu wewnętrznym propaganda działa znakomicie, tak na arenie międzynarodowej Rosjanom idzie znacznie gorzej. Marsz Pułku Nieśmiertelnych nie odbędzie się w Kirgistanie. Ponadto kirgiskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych przypomniało, że za użycie symboli "V" i "Z" grozi do pięciu lat więzienia na podstawie przepisów o nawoływaniu do nienawiści etnicznej. Dotychczas władze nakładają jedynie kary administracyjne. Może się to jednak zmienić.
Parady i marsze nie odbędą się także w Kazachstanie. Mimo to planowana jest mała parada z udziałem wojsk rosyjskich pod Bajkonurem, gdzie Moskwa wynajmuje kosmodrom. W Uzbekistanie uznano, że marsz Pułku Nieśmiertelnych jest narzędziem rosyjskiej propagandy. W obu państwach odbędą się wyłącznie pikniki i spotkania, które mają podkreślić udział obywateli w II wojnie światowej. W komunikatach coraz rzadziej pojawia się określenie "Wielka Wojna Ojczyźniana".
Wcześniej estońskie władze "w celu uniknięcia prowokacji" zakazały publicznych zgromadzeń w kraju 9 maja z użyciem rosyjskich symboli, flag ZSRR, sowieckich mundurów wojskowych i wstążek św. Jerzego. Łotwa odwołała wszystkie imprezy z okazji 9 maja. Władze Wilna nie wydawały zezwoleń na organizację uroczystości upamiętniających pod pomnikiem żołnierzy radzieckich.
Jak wyjść z twarzą?
Pierwszy raz na paradzie w Moskwie nie pojawią się także przedstawiciele państw walczących podczas wojny.
- Nie zaprosiliśmy żadnych zagranicznych przywódców na Dzień Zwycięstwa. Faktem jest, że nie jest to okrągła rocznica. To jest nasze święto, to święte święto dla całej Rosji, dla wszystkich Rosjan. Nie jest to rok jubileuszowy, więc nie zamierzamy zapraszać zagranicznych uczestników – tłumaczy Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla.
Jeszcze niedawno, 19 kwietnia, Pieskow powiedział, że tradycja zapraszania zagranicznych przywódców na obchody 9 maja w Moskwie jest podtrzymywana. Informował wówczas, że lista zaproszonych gości jeszcze nie została ustalona, ponieważ zmienia się każdego roku.
Pieskow mija się z prawdą. Zawsze w Moskwie pojawiali się przywódcy dawnych republik radzieckich: Białorusi, Uzbekistanu, Kazachstanu, Kirgistanu, Mołdawii, Tadżykistanu i Abchazji. W tym roku nie wysłano do nich zaproszeń. Prawdopodobnie Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę, że odpowiedź na zaproszenie byłaby negatywna. Byłaby to klęska wizerunkowa. Lepiej było jej uniknąć.
Zwłaszcza, że już jedna porażka została zauważona na świecie. Kirijenko przyznał, że obecnie parada w Doniecku i Ługańsku "nie może się jeszcze odbyć, ale ten czas nadejdzie wkrótce". W poprzednich latach Rosjanie bez przeszkód organizowali parady i marsz Pułku Nieśmiertelnych. Obecnie wokół obu miejscowości toczą się zacięte walki i Rosjanie wcale nie radzą sobie najlepiej, a rosyjska armia z parad prezentuje się znacznie lepiej niż ta na froncie.
Ponadto problemy finansowe państwa spowodowały, że weterani w Rosji otrzymali znacznie mniejsze dodatki z okazji Dnia Zwycięstwa. W tym roku to zaledwie 10 tys. rubli. Rok temu było to pięciokrotnie więcej.
Co może zrobić Putin?
Dlatego Mariupol jest taki ważny dla Putina. Musi swoim obywatelom pokazać, że odniesiono sukces. Żeby go podkreślić, może również ogłosić przyłączenie Mariupola do marionetkowej republiki w Doniecku, a także powstanie nowych republik. Zwłaszcza w Chersoniu, gdzie od kilku tygodni przygotowywane jest "referendum niepodległościowe". To może być plan minimum, aby utrzymać wizerunek silnego i stanowczego przywódcy.
Wątpliwym jest, aby Rosjanie zaryzykował walki w Naddniestrzu albo uderzenie z jego terytorium na Odessę. Pewne jest natomiast to, że Putin będzie musiał zjednoczyć naród wokół wspólnego wroga. Dlatego opcja z wypowiedzeniem wojny i zrzuceniem winy na Ukraińców jest całkiem możliwa. Pozwoli to na ogłoszenie mobilizacji i wysłanie większych sił na Ukrainę. Ku temu potrzebne są wioski potiomkinowskie. Te Rosjanie potrafią budować jak mało kto.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski
Czytaj też: