"Rosjanie przelicytowali". Ukraiński przełom na froncie
To może być kluczowy moment ukraińskiego natarcia na Zaporożu. Żołnierzom udało się dokonać przełomu i przełamać pierwszą linię obrony Rosjan na ważnym południowym odcinku, w kierunku Werbowe. Eksperci są zgodni: teraz ukraińska armia musi poszerzyć ofensywę.
07.09.2023 06:27
Jak informuje amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), ukraińska armia wysunęła się na pozycje bliżej wioski Werbowe, położonej na południowy wschód od strategicznego miasta Orichiw, omijając rowy przeciwczołgowe i przeszkody. A ukraińscy żołnierze działają już 1300 metrów za tzw. "linią Surowikina" na Zaporożu.
To pierwsza linia obrony rosyjskiej, obejmująca rozległą sieć fortyfikacji, w tym pola minowe i "zęby smoka", czyli rowy i zapory przeciwczołgowe. Wzięła ona nazwę od nazwiska generała Siergieja Surowikina, byłego dowódcy armii rosyjskiej walczącej na Ukrainie.
Przypomnijmy, że 28 sierpnia Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy ogłosił zdobycie po krwawych i wyczerpujących walkach miejscowości Robotyne. Strona rosyjska od razu zaprzeczyła, informując potem o odbiciu tych terenów. W środę szef władz okupacyjnych Jewgienij Bałicki przyznał jednak, że rosyjskie wojsko utraciło kontrolę nad wsią i wycofało się na wzgórza. Według ISW po zdobyciu Robotyne Siły Zbrojne Ukrainy przygotowują się teraz do ataku na drugą linię obrony armii rosyjskiej w Zaporożu. A do przełamania jest jeszcze trzecia.
"Włamanie" w rosyjskie pozycje
Według płk. rez. Piotra Lewandowskiego przebicie się przez pierwszą linię obrony na odcinku to sukces, ale na razie na poziomie taktycznym.
- Jak wynika z wypowiedzi dowódców ukraińskich zgrupowań w tamtym rejonie, 60 proc. sił rosyjskich było zaangażowanych do obrony pierwszej linii i do kontrataków w pasie przesłaniania. Druga linia obrony jest obsadzona w liczbie ok. 20 proc., trzecia linia podobnie. Pokonanie pierwszej linii obrony to "włamanie" w rosyjskie pozycje – mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski, weteran misji wojskowych w Iraku i Afganistanie, wykładowca w Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej.
I jak dodaje, przełamanie pierwszej linii obrony nie oznacza, że 60 proc. rosyjskich sił w całości zostało zlikwidowane.
– Rosjanie ponieśli duże straty, ale na tym obszarze przełamania, który liczy sobie ok. 2 kilometrów. Pytanie, co zrobi reszta rosyjskich sił. Jeżeli nie będą kontratakować, to oznacza, że nie mają sił. I Ukraina będzie miała szansę poszerzyć "włamanie" z poziomu taktycznego do poziomu operacyjnego, czyli takiego, który nie będzie mógł być ostrzeliwany bezpośrednim ogniem artyleryjskim. Jeżeli z tego zrobi się 15-20 kilometrów, będziemy mówić o sukcesie operacyjnym. I Ukraina ewidentnie do tego dąży – ocenia były wojskowy.
Armia Putina "przelicytowała"
Czy Rosjanie faktycznie nie mają sił? Według rosyjskiego dowódcy batalionu Aleksandra Chodakowskiego jego żołnierze znajdowali się w "ekstremalnym stresie fizycznym i psychicznym", broniąc południowo-wschodnich regionów. Z raportu ISW wynika, że Chodakowski wyraził wątpliwości, czy "wyczerpane rosyjskie jednostki będą w stanie odeprzeć przyszłe ataki ukraińskiej ofensywy na tych odcinkach frontu".
Jak przypomina płk rez. Piotr Lewandowski, Rosja przerzuciła tam elitarną 76. dywizję desantowo-szturmową, która walczyła pod Kreminną.
- Ale nie wiadomo, w jakim stanie tam przybyła. Część drogą powietrzną, a część transportem kołowym. Upłynie więc trochę czasu, zanim ze sprzętem i logistyką wejdą na front. Wygląda na to, że przygotowują się do mocnej obrony, albo zorganizowanego kontrataku. To jednak za mało, by ukraińskie włamanie powstrzymać – ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
W jego ocenie, Rosjanie "przelicytowali" rozpoczynają działania ofensywne na północy frontu na linii Kupiańsk-Swatowe-Kreminne. Ich uderzenia okazały się być nieskuteczne. Jeśli mieli popełnić błąd, to popełnili go właśnie tam. Zaangażowali siły, których nie bardzo mogą użyć na południu. I to jest szansa dla Ukrainy na odcinku zaporoskim – komentuje płk rez. Piotr Lewandowski.
Zdaniem gen. Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, to ważne, że ukraińska armia przerwała pierwszą linię obrony.
- Dalszy przebieg natarcia będzie zależał od tego, czy uda się ukraińskiej armii poszerzyć wyłom. Jeśli będzie nadal wąskie "włamanie", będą mieli problem z wprowadzeniem kolejnych jednostek, by pójść dalej. Jeśli oskrzydlą natarcie, będzie im łatwiej. Wyjdą wówczas na tyły pierwszej linii rosyjskiej, którą przełamali – mówi WP gen. Stanisław Koziej.
I jak ocenia, Rosjanie zapewne zdają sobie z tego sprawę, więc na skrzydłach będą trwały w najbliższym czasie zażarte walki.
- Zobaczymy czy zorganizowali sprawnie tzw. ryglowe pozycje obronne (rozbudowuje się je między pozycjami zasadniczymi, przygotowane w kształcie leja lub klina, mogą rozcinać lub kanalizować ruch nacierającego nieprzyjaciela – przyp. red.). Czy mieli dużo czasu? Mieli. Czy przewidzieli, że w tym miejscu dojdzie do przełamania i przygotowali odpowiednio wcześniej umocnioną obronę? Niekoniecznie.
Według generała Oleksandra Tarnawskiego, ukraińskiego dowódcy w regionie Zaporoża, Ukraińcy nadal poruszają się w kierunku okupowanych przez Rosjan miast Tokmak i Melitopol nad Morzem Azowskim. Wielkość terytorium już odzyskanego nie została jeszcze ujawniona. Celem jest dotarcie do oddalonego o około 90 kilometrów Morza Azowskiego i odseparowanie od siebie wojsk rosyjskich. Z kolei rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu przyznał, że sytuacja w obwodzie zaporoskim jest trudna, bowiem Ukraina walczy tam rezerwami strategicznymi, szkolonymi przez Zachód.
Jak zauważa płk rez. Piotr Lewandowski, pierwotnie przełamanie rosyjskich linii obronnych miało być początkiem natarcia na Tokmak, a poszło w stronę Werbowe.
- Efekt byłby znacznie większy, gdyby teraz z kierunku Wełykiej Nowosiłki rozpoczęły się działania ofensywne. To zagroziłoby okrążeniem dużej części zgrupowania rosyjskiego. Pamiętajmy jednak, że Tokmak jest ufortyfikowany do poziomu twierdzy i będzie trudno go odbić z rosyjskich rąk. Wystarczy spojrzeć na walki o Robotyne, które jest znacznie mniejsze i gorzej ufortyfikowane – przypomina ekspert.
Podobnego zdania jest gen. Stanisław Koziej.
- Myślę, że Ukraińcy nie będą starać się za wszelką cenę zdobywać dużych miejscowości. Są to cele strategiczne, wyznaczające generalny kierunek natarcia. Muszą je obchodzić. Jeśli uwikłają się w walkę o dobrze ufortyfikowane miasta, to utkną. Muszą iść między Tokmakiem i Melitopolem. I próbować podejść pod te miejscowości, by skutecznie ogniem artyleryjskim dezorganizować rosyjski węzeł komunikacyjny i logistyczny – mówi były szef BBN.
I jak podkreśla, obecnym celem Ukrainy będzie skruszenie rosyjskiej obrony.
- Tak, żeby podejść blisko wybrzeża przy Morzu Azowskim w kierunku Krymu. Ukraina musi teraz robić wszystko, by utrudniać przerzucanie żołnierzy, wzdłuż linii przyfrontowych. Najważniejsze, że wojska ukraińskie mają szanse powodzenia. Muszą próbować przebijać się dalej na południe i równocześnie powstrzymywać ogniowy napór w kierunku "włamania". Tak, żeby stworzyć sobie wystarczającą przewagę – ocenia gen. Koziej.
Zdaniem płk. rez. Piotra Lewandowskiego, główne pytanie brzmi: czy ukraińska artyleria będzie w stanie uzyskać taką przewagę ogniową nad rosyjskim ostrzałem, by posuwać piechotę do przodu.
- W ukraińskiej kontrofensywie uczestniczą dwa korpusy zmechanizowane – 18 brygad, trzy pancerne brygady i brygada artylerii. Wprowadzono też niedawno korpus ofensywy – 9 świeżo sformowanych brygad Gwardii Narodowej. W sumie na Zaporożu Ukraińcy mają ok. 30 brygad, czyli ok. 150 tysięcy żołnierzy. I mają 2,5 -krotną przewagę nad Rosjanami – wylicza były wojskowy.
Jednak jak przypomina, ukraińska ofensywa jest bardzo krwawa. - Nie znamy dokładnych strat. Moim zdaniem, stracili już nie mniej niż 10 proc. z podstawowych brygad. To dlatego Ukraina atakuje na południowym odcinku małymi grupami szturmowymi, a nie naciera masą żołnierzy. Ma to swój plus. Małe grupy utrzymują stały napór na Rosjan, którzy są coraz bardziej wyczerpani. Na razie ukraińskie postępy wyglądają nieźle. A mogą wyglądać jeszcze lepiej – puentuje płk rez. Piotr Lewandowski
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski