Rosjanie pokazali zniszczony sprzęt "sabotażystów". "Kiepska inscenizacja"
Rosyjska armia odtrąbiła kolejny sukces: pokonaliśmy "sabotażystów", którzy wkroczyli do obwodu biełgorodzkiego, zabiliśmy 70 z nich i zniszczyliśmy ich sprzęt. Na dowód zaprezentowali nagranie wideo i zdjęcia wozów pancernych rzekomo należących do bojowników. Eksperci i spostrzegawczy internauci szybko zauważyli, że coś jest nie tak.
Kremlowskie media pokazały film i zdjęcia rzekomo przechwyconych przez Rosjan pojazdów należących do bojowników z Legionu "Wolność Rosji" i Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego, którzy w poniedziałek wkroczyli do obwodu biełgorodzkiego. Widać na ich amerykańskie samochody opancerzone HMMWV, a także polskiego AMZ DZIK-2.
Bojownicy już zaprzeczyli, by sprzęt ten należał do nich. Przekonują, że zapewne Rosjanie zdobyli go gdzieś pod Bachmutem i teraz wykorzystali, organizując tę inscenizację.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Eksperci w dziedzinie wojskowości, a także zwykli internauci zwrócili uwagę na wiele widocznych na zdjęciach szczegółów, które mogą świadczyć o tym, że rzeczywiście była to inscenizacja i to dość kiepska.
Według ekspertów samochody te najprawdopodobniej zostały przywiezione na miejsce na lawetach i opuszczone przez dźwig do wykopu, w którym je sfilmowano.
Czyste opony i ślady rdzy
Skąd ta pewność? Po pierwsze miejsce, w którym znalazły się pojazdy nie przypomina leja po bombie, a zwykły okop - widać nawet belki, które mogły jego fragmentem.
Na oponach aut nie widać śladów ziemi czy żwiru. Pojazdy ewidentnie zostały więc "dostarczone" na miejsce rzekomego wybuchu.
O tym, że pojazdy tam nie przyjechały, może też świadczyć widoczny na trawie, z tyłu ślad opon. Ich rozstaw jest zbyt szeroki, pasuje raczej do dźwigu lub lawety.
Rdza widoczna w miejscu wielu uszkodzeń wskazuje, że powstały one dawno temu, a nie dzień lub dwa temu.
To tylko część uwag, które można znaleźć w komentarzach internautów i ekspertów do zaprezentowanych przez kremlowską propagandę materiałów. Jeden z nich nagranie przyrównał "do niskobudżetowej produkcji filmowej". Nie sposób się z nim nie zgodzić.