Rosja zainteresuje się polskim raportem? Komorowski wie
- Istota badania przyczyn wypadków lotniczych polega na opracowaniu procedur gwarantujących bezpieczeństwo w przyszłości - powiedział rezydent Bronisław Komorowski. Według niego, z tego właśnie względu polski raport powinien zainteresować Rosję.
Komorowski był pytany, czy zamierza rozmawiać z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem o rozbieżnościach między raportami Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i komisji Jerzego Millera, dotyczącymi katastrofy smoleńskiej.
Prezydent wyraził przekonanie, że jest to kwestia "natury rządowej". Jednocześnie zaznaczył, że z rosyjskim prezydentem rozmawiał na ten temat "dużo wcześniej".
- Wyrażałem zawsze nadzieję, że rzetelność raportów obu krajów jest niezbędna dla wdrożenia mechanizmu decyzji naprawiających systemy gwarantujące bezpieczne loty na przyszłość - powiedział Komorowski. Jego zdaniem na oba raporty należy patrzeć z punkt widzenia tego, "czy spełniają tego rodzaju dążenia czy też nie".
- Wydaje mi się, że raport ministra Millera jest pod tym względem interesujący, powinien być interesujący dla strony rosyjskiej. Tam są wskazane mankamenty także systemu rosyjskiego, a przecież - jak powiedziałem - te raporty powinny mieć na celu przede wszystkim wyeliminowanie zagrożeń na przyszłość - powiedział prezydent. Jak dodał, "taka jest istota badania przyczyn wypadków lotniczych".
Raport polski i raport MAK
Według polskiej komisji, badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, załoga Tu-154M chciała wykonać jedynie próbne podejście do lotniska w Smoleńsku, nie wykonała jednak automatycznego odejścia m.in. z powodu braków w jej wyszkoleniu w 36. specpułku; były też nieprawidłowości w pracy rosyjskich kontrolerów i w wyposażeniu lotniska. Polska komisja oceniła, że nie było bezpośredniej presji na załogę; dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik w końcowej fazie lotu był w kokpicie Tu-154M, ale nie ingerował w działanie kapitana ani załogi.
Odnosząc się do polskiego raportu na temat katastrofy smoleńskiej, MAK uznał, że: załoga Tu-154M chciała lądować, skoro zeszła poniżej 100 m; obecność gen. Andrzeja Błasika w kokpicie była bezpośrednią presją na załogę, a na rosyjskich kontrolerów presji nie było. MAK podtrzymał ustalenia własnego raportu: po stronie rosyjskiej także były uchybienia, ale żadne z nich nie stanowiło bezpośredniej przyczyny katastrofy.