Rosja zaatakuje kraje NATO? "Wojna ma niejedno imię"
Czy Rosja może zagrozić krajom NATO, także Polsce? - W kwestii bezpieczeństwa lepiej dmuchać na zimne niż gasić pożary - uważa gen. Roman Polko, były dowódca GROM-u. Z kolei inny rozmówca WP, specjalista ds. bezpieczeństwa narodowego, prof. Ryszard Machnikowski przyznaje, że "powinniśmy czuć się zagrożeni", ale dodaje: - Wojna ma niejedno imię.
Według Romualda Szeremietiewa, byłego wiceszefa MON i eksperta ds. wojskowości, z którym rozmawiał niedawno portal Onet, Rosja może przygotowywać się do ataku na NATO. - Polska jest w tej chwili najbardziej zagrożona - ostrzegał Szeremietiew.
Proszony o komentarz gen. Roman Polko zwraca uwagę, że były wiceminister w swojej ocenie stosuje metodę polegającą na tym, iż "lepiej trochę przesadzić, niż wykazać się krótkowzrocznością". Wojskowy przypomina, że przed 1939 r. wielu światowych polityków nie wierzyło, iż wybuchnie konflikt. - Gdybyśmy mieli pewność, że do wojny konwencjonalnej nie dojdzie, to po co utrzymywać armię? - mówi WP gen. Polko, dodając, że należy rozważać wszystkie aspekty.
Co więc może grozić naszemu regionowi?
Otwarty konflikt, dywersja?
- Bardziej prawdopodobne, niż bezpośredni atak na Polskę, jest powtórzenie "scenariusza ukraińskiego" na Łotwie lub w Estonii - uważa prof. Ryszard Machnikowski. Jak ocenia ekspert, "są to kraje praktycznie bezbronne wojskowo i posiadające dużą mniejszość rosyjską". Mogą więc tam zacząć tworzyć się "republiki ludowe" - tak, jak to się stało na Ukrainie.
- W takim przypadku, aby ratować NATO, Polska rozważałaby zapewne przyjście tym krajom z pomocą wojskową. Aby jej zapobiec, Rosja mogłaby dokonać prewencyjnego uderzenia rakietowego na infrastrukturę krytyczną, w tym militarną oraz prowadzić ograniczone działania wojskowe, np. z obszaru kaliningradzkiego, i tak odciągnąć wojsko polskie od pomocy bałtyckim sojusznikom. Ten wariant był zresztą przez armię rosyjską wielokrotnie ćwiczony - rozważa prof. Machnikowski.
Nawet gdyby nie doszło do otwartego konfliktu zbrojnego, Rosja może zagrać innymi, mocnymi kartami. - Już prowadzi wojnę informacyjną wysokiego natężenia, do tego mogą dojść ataki dywersyjne na infrastrukturę krytyczną (np. na szlaki komunikacyjne czy informatyczne), ataki terrorystyczne prowadzone "pod fałszywą flagą", prowokacje na wzór - jak na razie jedynie medialnej - tzw. Wileńskiej Republiki Ludowej na Litwie, by popsuć relacje z tym sąsiadem, cyberataki, itp. - wylicza prof. Machnikowski i dodaje: - Rosja korzysta z bardzo szerokiej palety środków, by zrealizować swe cele i jako kraj graniczący z tym państwem powinniśmy być przygotowani na bardzo różne formy wrogiego oddziaływania.
Z kolei gen. Polko przypomina o ciosach gospodarczych, jak embarga rosyjskie na produkty rolnicze z Polski. Jednocześnie wojskowy, podobnie jak prof. Machnikowski zauważa, że powinniśmy być przygotowani na ewentualne działania o charakterze dywersyjnym. - Uruchomienie grup terrorystycznych, np. pod przykryciem Czeczeńców czy Państwa Islamskiego, za którym stałyby służby rosyjskie. Nie po to, by Polskę podbijać i okupować, bo zapewne nie o to będzie Moskwie chodziło. Ale po to, by wyłączyć nas z gry, która przeszkadzałaby interesom Rosji, układaniu się z Francją, Niemcami - mówi.
"Papierowe" NATO?
W wywiadzie dla Onetu Szeremietiew stwierdził także, że NATO jest traktowane w Polsce jak "bariera, której Rosja nie odważy się przekroczyć". Tymczasem - jak kontynuował rozmówca portalu - nie ma jasności, czy w ocenie Kremla Sojusz Północnoatlantycki nie stał się papierowym tygrysem. Również gen. Polko uważa, że niepokoić może to, iż kiedy mamy do czynienia z wybuchem konfliktu w Europie, strategia NATO dopiero zaczyna być budowana. - To pokazuje, że ten tygrys nie jest nawet papierowy, bo wtedy miałby w dokumentach przygotowane scenariusze reagowania na tego typu, przewidywalne przecież, sytuacje - mówi. Wojskowy przypomina także o wydłużającym się procesie tworzenia tzw. szpicy, czyli natowskich sił szybkiego reagowania (czytaj więcej)
.
Jak ocenia, należy wyciągnąć lekcje z konfliktu na Ukrainie. Na Krymie żołnierze bowiem poddali się bez walki, a więc i świat nie reagował stanowczo. - Pierwsze uderzenie potencjalnego wroga przyjmiemy sami. Nikt nam w tym nie pomoże. Dopiero kiedy pokażemy determinację, kiedy nie będziemy marnować czasu pokoju na usypianie armii i nie będziemy się sami uspokajać, mówiąc, że nic nam nie grozi, wtedy będziemy mogli liczyć na sojuszników - mówi gen. Polko. I, jak dodaje, takie scenariusze sojuszniczej pomocy na wypadek wojny też należy mieć konkretnie uzgodnione.
- Rosja może ulec pokusie przetestowania reakcji NATO, najprawdopodobniej na obszarze państw nadbałtyckich - ocenia z kolei prof. Machnikowski, zaznaczając, że są wówczas dwa możliwe warianty. Pierwszy to użycie tzw. zielonych ludzików i ludowych milicji, jak na Ukrainie, i zbrojna odpowiedź NATO. Ale Moskwa - w ocenie eksperta - mogłaby udawać, że nie jest wcale stroną konfliktu. - Jeśli NATO nie zareaguje, przed Rosją zostaną otwarte szerokie drzwi do realizacji ostatecznego celu swojej polityki, czyli fundamentalnej rewizji porządku postzimnowojennego - uważa Machnikowski, wyjaśniając, że nowy, wielobiegunowy światowy prządek oznaczałby "odbudowanie nie tylko ZSRR, ale i tzw. demoludów pod przykrywką tzw. Unii Eurazjatyckiej". - Wszelkie formy realizacji tych planów będą wówczas dopuszczalne, w tym te o charakterze militarnym - mówi.
"Jeżeli nie teraz, to kiedy?"
Prof. Machnikowski uważa, że Rosja już realizuje swoją neoimperialną politykę. Poza wojną informacyjną czy prowokacyjnymi lotami rosyjskich bombowców strategicznych w pobliżu przestrzeni powietrznych europejskich państw - o czym mówił też Szeremietiew - Moskwa wspiera na Zachodzie prorosyjskie ruchy i partie, wykorzystuje swoich agentów i tzw. użytecznych idiotów - wylicza ekspert.
- Środki militarne są na razie ograniczone do Ukrainy, ale mogą zostać rozszerzone. Rosja uważa, że trafiła na sprzyjający czas na realizację swych dalekosiężnych planów: w USA rządzi prezydent mający nie tylko kłopoty z podejmowaniem decyzji, ale też i rozpoznaniem rzeczywistości, Unia Europejska jest słaba, skłócona i wewnętrznie rozbita, ponadto państwa europejskie same rozbroiły się militarnie. Zapewne na Kremlu zadają sobie pytanie: "jeżeli nie teraz, to kiedy, jeżeli nie my, to kto?" - dodaje prof. Machnikowski.
Zebrała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska