Polska"Szpica" NATO nie obroni Polski z braku pieniędzy? Gen. Polko dla WP: to jest jakiś żart

"Szpica" NATO nie obroni Polski z braku pieniędzy? Gen. Polko dla WP: to jest jakiś żart

NATO może mieć ogromne problemy z utworzeniem zapowiadanych sił błyskawicznego reagowania, nazywanych szumnie "szpicą". Wszystko przez cięcia finansowe w europejskich budżetach wojskowych. - Jeżeli taka potęga militarna jak NATO ma problem z wystawieniem pięciu tysięcy żołnierzy, to jest to jakiś żart - komentuje sprawę w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko.

"Szpica" NATO nie obroni Polski z braku pieniędzy? Gen. Polko dla WP: to jest jakiś żart
Źródło zdjęć: © dgrsz.mon.gov.pl | Mirosław Wojtowicz
Tomasz Bednarzak

03.12.2014 | aktual.: 03.12.2014 15:55

NATO poinformowało, że już za kilka miesięcy powstanie zalążek tzw. szpicy, czyli oddziałów błyskawicznego reagowania, zdolnych do działania w ciągu 48 godzin. To właśnie ten kontyngent w pierwszej kolejności ruszyłby Polsce na pomoc w obliczy potencjalnej agresji. Początkowo ma on składać jedynie z kilkuset żołnierzy, a zgodnie z zapowiedzianymi planami, właściwą gotowość bojową osiągnie w 2016 roku. Docelowo ma być to brygada w sile 4-5 tysięcy żołnierzy.

Szkopuł w tym, że budowa jednostki może napotkać ogromne trudności, na co zwraca uwagę w ostatniej publikacji "Rzeczpospolita". Chodzi o pieniądze, a właściwie ich brak. Europejskie państwa NATO od lat tną budżety obronne, a proces ten przyspieszył po kryzysie finansowym w 2008 roku. Istnieje realne zagrożenie, że na "szpicę" zabraknie funduszy.

Polityka, a nie pieniądze

- Trudno uwierzyć, by taką potęgę militarną jak NATO nie było stać na stworzenie pięciotysięcznej brygady. Z całym szacunkiem, ale to nie jest nawet poziom, który odpowiadałby wielkości sił zbrojnych wręcz małego państwa. To jest zastanawiające i pokazuje, że tutaj mamy do czynienia z jakimś podtekstem politycznym, a nie finansowym - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko.

Jego zdaniem jest to "pseudoproblem", bo przy potencjale gospodarczym europejskich krajów NATO koszt utworzenia "szpicy" jest stosunkowo niewielki. Dlatego wydaje się, że przede wszystkim jest to kwestia woli politycznej. To najlepiej pokazuje brak spoistości Sojuszu, bo najpierw podjęto decyzję o utworzeniu sił błyskawicznego reagowania, a już na etapie finansowania jest problem z wprowadzeniem tego projektu w życie.

- To każe nam się też martwić, w jaki sposób będzie przebiegał proces decyzyjny, żeby uzyskać zgodę wszystkich członków NATO na użycie "szpicy" na wypadek potencjalnej agresji. I co będzie uznane za agresję, bo np. Czechy i Węgry nie uważają, żeby Rosja prowadziła agresję na Ukrainie. Z postępowania tych państw widać, że mają one do tego zupełnie inny stosunek niż Polska - zauważa gen. Polko.

Kilkuset żołnierzy nam nie pomoże

Kilkuset żołnierzy z Niemiec, Holandii i Norwegii, które liczyć będzie tymczasowa "szpica", to stanowczo za mało, żeby reagować w przypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego. Nie jest to realna zdolność bojowa, która dałaby możliwość przeciwstawienia się agresji nawet stosunkowo niewielkich sił, jakie Rosja ma w Kaliningradzie.

- Jeżeli całe NATO ma problem z wystawieniem pięciu tysięcy żołnierzy, to rzeczywiście jest jakiś żart - ocenia polski wojskowy, którzy przypomina, że polski komponent w Kosowie, pierwszej natowskiej misji, w której uczestniczyliśmy, liczył 800 żołnierzy. - Mimo problemów przy transformacji i tego, że Polska nie jest potęgą militarną, po wstąpieniu do NATO zadeklarowaliśmy swoje siły bojowe. To samo powtórzyliśmy w Iraku, nie uchylaliśmy się również od odpowiedzialności w Afganistanie. Wszędzie to było ponad 1000 żołnierzy - wskazuje.

Możemy liczyć jedynie na USA

Niestety smutna konkluzja jest taka, że w chwili obecnej tak naprawdę możemy liczyć jedynie na Amerykanów. Kłopot w tym, że Stany Zjednoczone leżą daleko za Atlantykiem. - Lepiej byłoby mieć w gotowości w pobliżu również czeskie czy niemieckie siły zdolne do działania. To też odstraszałoby potencjalnego przeciwnika, który widziałby przed sobą spoiste i silne NATO, a nie grupę państw, które można z powodzeniem dzielić i rozgrywać - podkreśla były dowódca GROM-u.

- Od samego początku widać, że interwencje realizowane przez NATO jedynie wtedy są skuteczne i mają sens, kiedy główny wysiłek ponoszą Amerykanie. Oni też mają już powoli tego dosyć i wielokrotnie alarmowali, że Europa nie tylko nie stara się nadrobić zaległości, ale tnie budżety wojskowe. Teraz te zapóźnienia w krótkim czasie trudno jest odrobić - mówi gen. Polko.

Polska nigdy nie będzie pierwszym priorytetem w bezpieczeństwie USA, ale w obliczu tego, co się dzieje, to Waszyngton jako pierwszy wysyła swoje jednostki. - Może są to niewielkie siły, ale jest to realne i konkretne wsparcie, a nie deklaracje. Zdaję sobie sprawę, że ten sojusznik jest za daleko i dlatego trzeba robić wszystko, by mieć sojuszników również bliżej, za zachodnią i południową granicą Polski - podkreśla gen. Polko.

Powolność NATO

Według wojskowego najgorsze jest to, że NATO często mówi, iż mamy problem, ale przez długi czas nic w związku z tym nie robi, co widać było przy konflikcie rosyjsko-ukraińskim. - Sygnały ostrzegawcze padały już wcześniej, chociażby w Gruzji w 2008 roku. A NATO nie przygotowało nawet żadnych planów, nie mówiąc już o tym, żeby w obliczu całego zdarzenia przemawiać jednym, wspólnym głosem i przemawiać od razu, a nie dopiero tygodnie czy miesiące po realizacji przez Rosję polityki czynów dokonanych - podkreśla.

Prawda jest taka, że w Europie te tryby na szczytach polityki, gdzie podejmowane są decyzje, kręcą się bardzo powoli. Ale zdaniem gen. Polki dobrze, że w obliczu wydarzeń za naszą wschodnią granicą pojawiła się dyskusja na temat funkcjonowania Sojuszu.

- Od dobrej diagnozy zależy dobra recepta. I mam nadzieję, że to, co teraz wychodzi, że NATO brakuje pieniędzy, wyjdzie Sojuszowi na dobre. Skoro się o tym mówi, to wierzę w to, że zostaną podjęte środki zaradcze - ocenia.

Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1883)