Rosja straszy Finlandię i Szwecję. "Pogróżki nie mają większego znaczenia"
Realne staje się pytanie o zagrożenie państw skandynawskich. Dmitrij Miedwiediew ostrzegł właśnie Szwecję i Finlandię, że ich wejście do NATO oznacza konieczność wzmocnienia obrony przez Rosję i kończy czas Bałtyku "wolnego od atomu". Zdaniem Wojciecha Lorenza, analityka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, te pogróżki nie powinny zrobić wielkiego wrażenia. - Szczególnie na Finlandii, która może zostać przyjęta do NATO najszybciej w historii Sojuszu - mówi Lorenz.
- Nie będzie można już mówić o jakimkolwiek statusie wolnym od broni jądrowej dla Bałtyku. Równowaga musi zostać przywrócona - mówił były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, a dziś wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji. Słowa rosyjskiego polityka to efekt fińskich i szwedzkich dążeń do przystąpienia do NATO.
W Szwecji debata nad przystąpieniem do NATO w ostatnich dniach uległa przyspieszeniu. Nieoficjalnie mówi się, że decyzja władz w Sztokholmie ma zapaść w ciągu najbliższych miesięcy.
Z kolei w Finlandii, już obecnie około 60 proc. mieszkańców popiera członkostwo swojego kraju w NATO. Przed wojną na Ukrainie było to 20 proc. - Nie ma innej gwarancji niż artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego o zobowiązaniu sojuszników do kolektywnej obrony - podkreślała premier Finlandii Sanna Marin.
Deklaracje skandynawskich polityków skomentował Miedwiediew.
- A jak powinniśmy na to odpowiedzieć? - zaczął. - Odpowiedź jest jasna: bez emocji, z zimną głową. Ile krajów jest w NATO - 30 czy 32? W ogóle to dla nas nie jest ważne. Dwa mniej, dwa więcej - przy ich znaczeniu i populacji nie ma dużej różnicy. Inną kwestią jest to, że jeśli Szwecja i Finlandia przystąpią do NATO, długość granic lądowych Sojuszu z Federacją Rosyjską wzrośnie ponad dwukrotnie. Oczywiście granice te będą musiały zostać wzmocnione - stwierdził Dmitrij Miedwiediew.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Pytany o słowa rosyjskiego polityka dr Wojciech Lorenz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreśla, że Rosja stosuje groźby nuklearne od wielu lat. Czy wobec tego Finlandia i Szwecja powinny się realnie obawiać jakiegokolwiek ataku?
- Groźby użycia broni nuklearnej przez Rosję stosowane są od lat. Są one najbardziej zauważalne w trakcie ćwiczeń Zapad. Ale nie tylko. Także podczas innych ćwiczeń, które wskazują na możliwość wykorzystania systemów podwójnego zastosowania [pociski krótkiego zasięgu typu Iskander, które mogą być wyposażone w broń jądrową - przyp. red.] i sugerują możliwość użycia broni nuklearnej przeciwko państwom NATO. Takie systemy są rozmieszczone w Kaliningradzie. A od niedawna, pod pretekstem zmasowanego ataku na Ukrainę, Rosja też rozmieściła systemy podwójnego zastosowania na Białorusi - mówi Wirtualnej Polsce dr Wojciech Lorenz.
I jak dodaje, te pogróżki płynące z ust Miedwiediewa nie powinny zrobić wielkiego wrażenia na Finlandii.
- W Helsinkach ocena strategiczna po rosyjskiej agresji na Ukrainę uległa dramatycznej zmianie. Finowie teraz zakładają, że ryzyko konfliktu między Rosją a NATO albo Rosją i państwami sąsiedzkimi jest tak duże, że w tym momencie, nie ma innej opcji - trzeba być częścią Sojuszu, który oferuje gwarancję bezpieczeństwa włącznie z odstraszaniem nuklearnym. Te pogróżki, nawet gdyby jeszcze rosyjskich głowic nuklearnych nie było nad Bałtykiem i Rosjanie zdecydowaliby się je tam przenieść, wiele nie zmienią i nie wpłyną na decyzje zarówno Finlandii, jak i Szwecji - mówi WP dr Wojciech Lorenz.
- Mówienie publicznie, że mogą postawić siły nuklearne lub rozmieścić głowice, to próba wywierania presji politycznej i psychologicznej i temu to ma służyć. Finowie i Szwedzi byli i są na to przygotowani, że Rosja będzie wywierać na nich presję. Już teraz próbuje ją zwiększać, żeby wpłynąć na ich decyzję - podkreśla analityk PISM.
W jego ocenie, pogróżki ze strony Miedwiediewa już nic zmienią.
- Finlandia prowadziła od kilku tygodni proces konsultacji ws. przystąpienia do NATO. Obecnie jest na etapie omawiania tempa wejścia do Sojuszu. Konsultowała i badała stanowiska poszczególnych państw. Moim zdaniem, nie będzie żadnego problemu z uzyskaniem od nich zgody. Choćby dlatego, że zarówno Finlandia, jak i Szwecja mają bardziej zintegrowane siły zbrojne z NATO, niż obecni członkowie Sojuszu - uważa dr Wojciech Lorenz.
Jego zdaniem, zagrożenia związane z pozostawaniem obu państw poza NATO są znacznie większe.
- Na pewno dla Finlandii, która nie chce powtórzyć sytuacji z końca II wojny światowej, kiedy została zmuszona do neutralności i znalazła się między Związkiem Radzieckim a Zachodem. I gdyby miało dojść do wojny między Rosją a NATO, to nie chciałaby znów powtórki. Ale też oba państwa mają świadomość, że członkostwo w NATO w dużym stopniu zwiększyłoby bezpieczeństwo państw bałtyckich. Pamiętajmy, że w przypadku konfliktu na Litwie, Łotwie czy w Estonii wsparcie dla tych państw, musiałoby pójść z terytorium Polski - przez tzw. Przesmyk Suwalski. Byłby on narażony na rażenie atakami z terytorium Kaliningradu i Białorusi. Przyjęcie Szwecji i Finlandii oznaczałoby możliwość udzielenia wsparcia drogą morską i drogą powietrzną - analizuje nasz rozmówca.
Przypomnijmy, że po agresji na Ukrainę Rosja groziła Finlandii m.in. rozmieszczeniem broni ofensywnej bliżej granicy rosyjsko-fińskiej, liczącej ponad 1,3 tys. km, wskazując na "poważne konsekwencje militarne i polityczne" jej dalszego zbliżenia z NATO. Jednak zamiast powstrzymać, rosyjskie groźby przyspieszyły w Finlandii proces rewizji dotychczasowej polityki państwa bezaliansowego.
- Rosja straszyła i będzie straszyć. Mimo bardzo dużej, liczącej ponad 1,3 tys. km granicy z Rosją, nie powstaje jakieś większe zagrożenie dla Putina. To czego Rosja obsesyjnie się bała, czyli ataku na Sankt Petersburg - w przypadku odległości z państw bałtyckich jak i z Finlandii, ta odległość jest taka sama. Podobnie na północy. Finlandia graniczy tam z Półwyspem Kolskim, gdzie są strategicznie bardzo ważne bazy rosyjskiej Floty Północnej i okręty podwodne z potencjałem nuklearnego odstraszania. Ale przecież z półwyspem Kolskim graniczy też Norwegia, która jest w NATO. Jeżeli chodzi o możliwość rosyjskiego ataku na Finlandię, to jak pokazała już historia, te 1,3 tys. km granicy z Rosją nie stawia Finów w gorszej sytuacji. Też dlatego, że ich zdolność do obrony jest znacząca - uważa dr Wojciech Lorenz.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W jego opinii, decyzja o członkostwie Finlandii w NATO będzie trzęsieniem politycznym i strategicznym.
- Każdy, kto zna politykę fińską, będzie zaskoczony. Była przecież nastawiona na to, żeby utrzymywać dobre relacje z Rosją i nie podejmować działań, które mogłyby być prowokacyjne. Zmiana wynika ze smutnej konstatacji Finów, że agresja na pełną skalę w wydaniu Rosji, wiąże się z tym, że Moskwa, chcąc osiągać swoje cele strategiczne, jest gotowa ponosić ogromne koszty - uważa dr Wojciech Lorenz.
- Finlandia pamięta, że w grudniu ub. roku Putin wyszedł z inicjatywą porozumienia między Rosją, NATO a USA. W rzeczywistości nie było to porozumienie, ale postawienie ultimatum Zachodowi, żeby wycofał swoje wojska z rozmieszczonych na terytoriach nowych państw członkowskich NATO. "Chłodni", wyważeni Finowie uznali wówczas, że nie ma innej drogi, tylko przystąpienie do Sojuszu. I, że jest to jedyna droga do uzyskania parasola nuklearnego, który umożliwia neutralizowanie szantażu ze strony Rosji - wskazuje dr Lorenz.
"Podstawy fińskiej polityki zostały zachwiane"
Jak wynika z analizy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, dotychczas fińska polityka bezpieczeństwa opierała się na kilku filarach: pogłębionej współpracy obronnej z państwami nordyckimi, z NATO (m.in. w ramach Partnerstwa Poszerzonych Możliwości) i z USA, przy utrzymaniu bezaliansowości militarnej, współpracy w ramach UE, wiarygodnej obrony terytorialnej i obowiązkowej służby wojskowej.
"Istotnym elementem był również dialog polityczny i współpraca gospodarcza z Rosją, które miały przyczynić się do stabilności i utrzymywania napięć pod kontrolą. Wraz z załamaniem się tych stosunków podstawy fińskiej polityki zostały zachwiane" - podkreśla PISM.
- Od aneksji Krymu, Szwecja i Finlandia zaczęły mocno współpracować z Sojuszem. Najbardziej z USA i Wielką Brytanią. Ale kilka lat temu, Rosjanie przeprowadzili symulowany atak na Sztokholm. Analizowano to wtedy w Szwecji dwutorowo. Pod względem wojskowym - przeniesiono dowództwo do bunkra, jeszcze z czasów zimnej wojny i poddano realnej ocenie, że konflikt jest prawdopodobny. Pod względem politycznym, mimo przygotowań do ewentualnego konfliktu, starano się tego nie eksponować opinii publicznej - ujawnia dr Wojciech Lorenz.
- To już 68 procent w ostatnim badaniu. W Szwecji o wiele niższe, bo ok. 51 proc. Szwedzi ewidentnie potrzebują więcej czasu. Rząd socjaldemokratyczny był zawsze bardziej sceptyczny ws. przystąpienia do NATO, a pamiętajmy, że we wrześniu mają jeszcze wybory. Najpierw muszą więc wypracować ponadpartyjny konsensus - ocenia analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Jak historycznie patrzymy, proces akcesji do NATO - od złożenia wniosku do przyjęcia - trwa około dwóch lat. W przestrzeni publicznej pojawiają się informacje, że w przypadku Finlandii mogłoby to trwać od czterech miesięcy do roku. Moim zdaniem, NATO zrobi wszystko co możliwe, żeby ten proces maksymalnie skrócić - puentuje dr Wojciech Lorenz.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski