Rosja sięgnie po stare czołgi? "Putin może ogołocić wojskowe magazyny"
Po ponad trzech miesiącach od wybuchu wojny w Ukrainie, coraz głośniej mówi się, że kluczem do rozstrzygnięcia konfliktu może być jakość sprzętu używanego przez rosyjską armię i tego dostarczanego ukraińskim siłom zbrojnym przez państwa Zachodu. Pojawiają się pogłoski, że Rosja musi sięgać po swoje najgłębsze zapasy z magazynów wojskowych. Z kolei do dostaw broni dla Kijowa przyłączają się kolejne państwa. Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska przyznają, że bez uzbrojenia z Zachodu Ukraina miałaby ogromny problem.
Według informacji przekazanych przez ukraińskie siły zbrojne, zniszczonych zostało już ponad 3140 rosyjskich pojazdów opancerzonych oraz ok. 1300 czołgów. Nieoficjalnie mówi się, że straty armii Federacji Rosyjskiej zmuszają Kreml do uzupełniania rezerw przestarzałym sprzętem.
W mediach społecznościowych pojawiły się nawet sugestie, że z magazynów wyciągnięte mają zostać czołgi T-62, które pamiętają jeszcze czasy rządów Chruszczowa. Zostały one oficjalnie wycofane z użytku w Rosji w 2013 roku. Od 1963 roku armia radziecka zdążyła wyprodukować ich ok. 20 tys. sztuk. Liczne wady, jakie ujawniono podczas ich użytkowania, sprawiły, że już w 1975 r. zakończono ich produkcję.
Zdaniem Sławka Zagórskiego, publicysty i historyka wojskowości oraz stałego współpracownika Wirtualnej Polski, nie ma na razie żadnych dowodów, że czołgi już trafiły na front i może to być kolejny element wojny informacyjnej skutecznie prowadzonej przez obie strony. Jednak jak podkreśla nasz rozmówca, Rosjanie faktycznie mają problemy z odpowiednią liczbą sprzętu.
- W wielu miejscach 9 maja defilady były wyłącznie piesze, bez udziału techniki. Wynika to z dużego zaangażowania sił na Ukrainie, ale także z niemożności wykonania remontów. Niemal całe wyposażenie elektroniczne i optyczne Rosjanie musieli importować - mówi Zagórski. Jak dodaje, "po wprowadzeniu sankcji nie mają takich możliwości". - Z obu tych przyczyn, długotrwała wojna odbije się bardzo negatywnie na rosyjskiej technice. Na razie jednak nie są w takiej sytuacji, aby wyciągać z magazynów 60-letnie czołgi. Na to przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać – zaznacza.
W podobnym tonie wypowiada się dla Wirtualnej Polski płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert Fundacji Stratpoints
- Jeżeli chodzi o realne zasoby sprzętu i broni po obu stronach, to opieramy się o spekulacje i analizy dotyczące bieżących działań. Obie armie nie ujawniają swojego pełnego stanu uzbrojenia, żeby nie ułatwiać zadania przeciwnikowi. Nie widziałem do tej pory podczas działań wojennych, żeby rosyjska armia używała czołgów T-62. Można to potraktować jako element wojny informacyjnej - mówi.
I podkreśla, że "dało się zauważyć, że Rosjanie oszczędniej używają rakiet dalekiego zasięgu Iskanderów - rakiet dalekiego zasięgu wystrzeliwanych z terenu Federacji Rosyjskiej". - Mniej używają również rakiet manewrujących. Od czasu do czasu atakują cele w zachodniej Ukrainie, ale robią to sporadycznie. Może to oznaczać, że choć mają informacje wywiadowcze, to brakuje im pocisków. Ponadto zaczęli używać bombowców strategicznych, które zrzucają "klasyczne" bomby, tak jak miało to miejsce w Mariupolu. Widać, że ostatnio do walki zaczęli angażować mniej zaawansowaną broń – mówi.
Obaj eksperci są zgodni, że o ile rosyjski sprzęt w wojnie w Ukrainie może być obecnie jakościowo gorszy, o tyle Moskwa nie będzie miała problemu z jego ilością i dostarczeniem na front.
- Rosjanie mają jeszcze odpowiednie zapasy techniki, aby skutecznie razić Ukraińców. Należy pamiętać, że posiadają duże zapasy sprzętu. Problemem może być ich jakość. Zarówno czołgi, jak i bojowe wozy piechoty i artyleria, potrzebują odpowiedniego wyposażenia, tego Rosjanie nie mają - mówi nam Sławek Zagórski.
I podkreśla, że "sami nie produkują odpowiednich mikroprocesorów, głowic optoelektronicznych, systemów kierowania ogniem". - Muszą je sprowadzać. O ile SKO (System Kierowania Ogniem - red.) mogą kupić na Białorusi, tak pozostałe elementy są obłożone embargiem. Wkrótce Rosjanom może zabraknąć przede wszystkim możliwości rozpoznawczych, które i tak są słabe. Ukraińcy mają znacznie lepszą świadomość pola walki i wykorzystują to bezlitośnie – dodaje.
Z kolei płk Maciej Matysiak przekonuje, że Rosja ma jeszcze wystarczającą ilość sprzętu i ludzi. - Pamiętajmy, że Putin nie ogłosił jeszcze oficjalnej mobilizacji. Zostanie ogłoszona, jeśli tylko pojawią się duże problemy rosyjskiej armii. Mogą też "ogołocić" swoje jednostki wojskowe rozmieszczone w całej Rosji. Do tej pory "rzucili’ do Ukrainy 200-300 tys. żołnierzy, a mają w sumie ok. 900 tysięcy. Tak samo mogą "ogołocić" magazyny. Mogą zawsze starsze egzemplarze czołgów T-72 dosłać na front – mówi płk Matysiak.
I jak dodaje, w Donbasie Rosjanie, nacierając na pozycje ukraińskie, postawili na ostrzał artyleryjski używając Katiuszy, BM-Gradów, TOS-1, a dodatkowo czołgów i dział samobieżnych.
- Nie mają problemu z typową amunicją artyleryjską, np. do dział o kalibrze 122 mm czy 152 mm albo do moździerzy. W ich przypadku może jedynie szwankować logistyka, czyli dostawa na czas amunicji. Dla Ukraińców podstawowym bólem jest niszczenie rosyjskiej artylerii. Amerykańskie haubice M-777 miały im w tym pomóc, tyle że jest to "jedynie" 100 haubic. Jak spojrzymy na szerokość frontu, to nie dadzą rady trafić wszędzie w rosyjskie cele. To im daje możliwość niszczenia bez zadawania strat własnych. Ale, żeby uderzać na całej linii frontu trzeba mieć lotnictwo, szczególnie szturmowe – śmigłowce czy samoloty A-10. A tego nie mają - uważa płk Maciej Matysiak.
Dostawy broni z Zachodu. "Kluczowe"
Jak przekazał w poniedziałek Minister obrony USA Lloyd Austin, około 20 krajów zadeklarowało nowe pakiety wsparcia wojskowego dla Kijowa. Wśród państw, które zadeklarowały nowe wsparcie wojskowe dla Ukrainy, Austin wymienił Włochy, Danię, Grecję, Norwegię i Polskę.
Przykładowo Dania ma dostarczyć pociski przeciwokrętowe Harpoon i pociski rakietowe. Ponadto zadeklarowano dostawy "bardzo potrzebnej amunicji artyleryjskiej, systemów obrony wybrzeża, czołgów i innych pojazdów opancerzonych" . Szef Pentagonu dodał, że Kijów oczekuje na pociski dalekiego zasięgu, drony i kamizelki kuloodporne.
- Najważniejsze są teraz dostawy sprzętu, który szybko można wprowadzić w linię, czyli pojazdów z rodzin, które Ukraińcy dotychczas posiadali, a w przypadku zachodniego sprzętu, odpowiednie zabezpieczenie dostaw amunicji. Niezwykle ważne są również dostawy mniej medialnego sprzętu - wyposażenia osobistego żołnierza - kamizelek kuloodpornych, zestawów IPMed, racji żywnościowych, śpiworów. Musi to jednak być sprzęt o odpowiednich parametrach – mówi WP Sławek Zagórski.
W jego opinii, zachodni sprzęt dostarczany ukraińskiej armii może przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Kijowa.
- Widać to po jakości zachodniego sprzętu, który już trafił na Ukrainę - wyrzutni ppk, bezzałogowców, haubic M777. Jest to sprzęt z najwyższej półki, który powoli przechyla szalę zwycięstwa. Należy pamiętać, że czołgi są jedynie jednym z wielu elementów systemu, żeby dobrze funkcjonowały, muszą być w nim odpowiednio umieszczone. I to się dzieje. Już ukraińska 5. Samodzielna Brygada Pancerna jest niemal w całości wyposażona w sprzęt z zachodnich dostaw. W tym w polskie T-72M1 i holenderską modyfikację transporterów M113, czyli YPR-765. Jedynie brygadowa grupa artylerii posiada nadal dawne wyposażenie – ocenia Zagórski.
"Rosjanie nadal dyktują warunki"
Płk Maciej Matysiak uważa, że gdyby nie dostawy broni, uzbrojenia, amunicji, haubic – to dzisiaj mielibyśmy już wschodnią Ukrainę zajętą przez Rosję.
- Dzięki broni z Zachodu Ukraina może się bronić i zatrzymywać natarcie Rosjan. O działaniach ofensywnych, poza Charkowem, nie ma dzisiaj mowy. To jednak Rosjanie dyktują warunki, napierają na Siewierdonieck, zdobywają wsie i miasteczka w Donbasie. Mają większą liczbę żołnierzy, nie wiadomo do jakiego poziomu strat są gotowi zrezygnować z działań na terenie Ukrainy – mówi ekspert.
Według Sławka Zagórskiego, dostawy broni z Zachodu są ważne z jeszcze jednego powodu.
- Ukraińcy pozbyli się większości przestarzałego sprzętu postradzieckiego w czasie reorganizacji własnych Sił Zbrojnych. Te stany magazynowe, które posiadają, są podobnej jakości, jak rosyjskie. Należałoby je zmodernizować tak, aby odpowiadały wymogom współczesnego pola walki. To trwa, dlatego dostawy sprzętu z Zachodu są tak istotne. Zwłaszcza takiego, z którym są obyci ukraińscy żołnierze - czołgów z rodziny T-72, BWP, haubic samobieżnych Goździk, czy Dana. Ukraińcy posiadają do nich spore zapasy amunicji kalibrów 122, 125 i 152 mm i sami również ją produkują. Sprzęt w standardzie NATO jest w kalibrze 120 i 155 mm, dlatego muszą liczyć na dostawy z zagranicy – uważa Zagórski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski