Rosja poderwała do lotu Su‑27. Nerwowo nad Bałtykiem. Jest reakcja

Rosyjski myśliwiec Su-27 eskortował dwa amerykańskie bombowce strategiczne B-1B nad Morzem Bałtyckim. - Tego rodzaju incydenty zdarzały się i będą się zdarzać, nawet jeśli wojna w Ukrainie się skończy - mówi w rozmowie z WP gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel, pilot wojskowy klasy mistrzowskiej.

Bombowiec B-1B (w środku), zdjęcie poglądowe
Bombowiec B-1B (w środku), zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © East News | Xinhua

Agencja Ria Nowosti, powołując się na komunikat Narodowego Centrum Kontroli Obrony, podała informację o przechwyceniu dwóch amerykańskich bombowców B-1B nad Bałtykiem.

Według komunikatu, "radary wykryły dwa cele powietrzne zbliżające się do rosyjskiej granicy, po czym w powietrze został podniesiony myśliwiec Su-27 sił obrony powietrznej Floty Bałtyckiej".

W komunikacie można również przeczytać, że "załoga rosyjskiego myśliwca sklasyfikowała cele powietrzne jako dwa bombowce strategiczne Sił Powietrznych USA B-1B i zajęła wyznaczoną strefę". I dalej: "Po zawróceniu obcych samolotów wojskowych z granicy państwowej rosyjski myśliwiec wrócił do swojej bazy".

"Tego rodzaju incydenty zdarzały się i będą się zdarzać"

Gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel, pilot wojskowy klasy mistrzowskiej w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że poderwanie rosyjskiego Su-27 do lotu to normalna, rutynowa procedura. - Mówimy i słyszymy o tym więcej ze względu na sytuację, ale wcześniej dochodziło do podobnych zdarzeń dość często. Zarówno z jednej, jak i z drugiej strony - podkreśla.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Przypomnijmy, że w ostatnich miesiącach Morze Bałtyckie było świadkiem kilku podobnych sytuacji: samoloty rosyjskie, amerykańskie i NATO przechwytywały się nawzajem.

Wojskowy zaznacza, że jeśli chodzi o przestrzeń powietrzną nad wodami międzynarodowymi to każda ze stron może ją wykorzystywać zgodnie z jej przeznaczeniem. - Tego rodzaju incydenty zdarzały się i będą się zdarzać, nawet jeśli wojna w Ukrainie się skończy - dodaje gen. Rajchel.

"Manewry mogą doprowadzić do utraty sterowności mniejszych samolotów"

- Zawsze tego rodzaju lot demonstracyjny będzie generował reakcje z drugiej strony, bez względu na to, kto będzie takiego lotu dokonywał - podkreśla rozmówca WP. I dodaje, że nie ma pewności, czy lot był demonstracyjny w celu sprowokowania Rosjan do użycia własnego systemu obrony powietrznej i sprawdzenia, jak on działa, czy to był "zwykły" lot.

Jak mówi gen. Rajchel, samoloty, które wykonują lot w kierunku danego kraju, zostaną zaobserwowane przez systemy obrony powietrznej. - Z reguły powoduje to reakcje w postaci skierowania w tamten rejon samolotów myśliwskich, które muszą zidentyfikować dany statek powietrzny, określić w przybliżeniu jego zamiary i towarzyszyć mu do momentu, aż zawróci - opisuje generał.

- Zazwyczaj taki lot kończy się tym, że samolot w odpowiednim momencie zawraca i odlatuje z tego "spornego" rejonu - wyjaśnia wojskowy.

Jak dodaje generał, mamy doświadczenie, że rosyjskie myśliwce mogą wykonywać różne manewry. I przypomina sytuację z początku maja, kiedy to rumuńskie MON przekazało w komunikacie, że rosyjski myśliwiec przechwycił samolot polskiej Straży Granicznej. Do akcji wkroczyły wówczas siły NATO. - Manewry mogą doprowadzić do utraty sterowności mniejszych samolotów - mówi w rozmowie z WP.

Czytaj też:

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
morze bałtyckieusarosja
Wybrane dla Ciebie