Rosjanie naprawdę będą chcieli to zrobić? Burza po strąceniu drona USA
Po uderzeniu rosyjskiego myśliwca Su-27 w amerykańskiego bezzałogowego drona MQ-9 Reaper pojawiły się czarne scenariusze mówiące o eskalacji napięcia na linii Rosja-USA. - To nie pierwszy raz, kiedy Rosja zachowuje się bardzo agresywnie w powietrzu - mówi WP gen. bryg. pil.Tomasz Drewniak. I wskazuje na jedno poważne zagrożenie.
15.03.2023 | aktual.: 15.03.2023 16:05
Rosyjskie wojsko uszkodziło we wtorek bezzałogowca Sił Powietrznych USA nad Morzem Czarnym. Dron MQ-9 Reaper wykonywał rutynową misję w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, gdy został przechwycony i uderzony przez rosyjski samolot. Według CNN myśliwiec Su-27 uderzył w śmigło amerykańskiego bezzałogowca, które znajdowała się z tyłu maszyny. Uszkodzenie zmusiło Stany Zjednoczone do rozbicia Reapera w wodach międzynarodowych Morza Czarnego.
Jak podano w komunikacie Dowództwa Europejskiego Stanów Zjednoczonych, przed kolizją rosyjskie myśliwce kilkakrotnie spuściły paliwo na drona i leciały tuż przed nim w "nieodpowiedzialny, środowiskowo niebezpieczny i nieprofesjonalny sposób".
Po wtorkowym incydencie ambasador Rosji w Waszyngtonie Anatolij Antonow określił sytuację jako "niedopuszczalne działania militarne USA w bezpośrednim sąsiedztwie granic Rosji". Dyplomata został wezwany do Departamentu Stanu. Jak podaje "The New York Times", rzecznik Ned Price nazwał sytuację "niebezpiecznym, nieprofesjonalnym przechwyceniem" i "bezczelnym naruszeniem prawa międzynarodowego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ocenie Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) zderzenie spowodowane przez rosyjski myśliwiec Su-27 z amerykańskim dronem MQ-P Reaper nie wywoła eskalacji napięcia między Moskwą a Waszyngtonem i nie doprowadzi do wybuchu bezpośredniego konfliktu między tymi państwami.
"Można było się tego spodziewać"
- To nie pierwszy taki incydent z udziałem Rosjan. Można było się po nich tego spodziewać. Jak prześledzi się ich wcześniejsze zachowania w różnych miejscach świata podczas spotkań z amerykańskimi maszynami, to zawsze zachowywali się agresywnie. M.in. kilka lat temu nad Morzem Bałtyckim miał miejsce najpierw rosyjski przelot nad amerykańskim niszczycielem USS Donald Cook, a niedługo później nad amerykańskim samolotem zwiadowczym, również nad Bałtykiem - mówi Wirtualnej Polsce gen. bryg. pil. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych RP, ekspert fundacji Stratpoints.
Jego zdaniem Rosjanie uwielbiają stosować podobną taktykę, naruszając przy tym przepisy.
- W tym przypadku było podobnie. Z tym że ewidentnie za sterami Su-27 siedział najwyraźniej słabo wyszkolony rosyjski pilot, który kiepsko wyliczył parametry i "przywalił" w amerykańskiego bezzałogowca. Skończyło się totalną głupotą i incydentem. Co innego, gdyby doszło do zestrzelenia drona. Wówczas USA musiałyby zupełnie inaczej zareagować. To byłoby zestrzelenie amerykańskiego samolotu na międzynarodowych wodach. Byłby to już bardzo, bardzo poważny, dyplomatyczny incydent - komentuje gen. Tomasz Drewniak.
Jak podał "The New York Times", MQ-9 odbywał we wtorek rutynową i zaplanowaną wcześniej misję rozpoznawczą, wyruszając z bazy w Rumunii i był w odległości ok. 120 km od wybrzeża Krymu, kiedy przechwyciły go dwa myśliwce Su-27. Rosyjskie ministerstwo obrony twierdzi, że dron leciał w pobliżu granicy z Rosją i wtargnął na obszar uznany przez władze za niedostępny.
- Rosyjskie opowieści, że to oni władają Morzem Czarnym można włożyć między bajki. Przepisy jasno wskazują, że w odległości 12 mil od linii brzegowej jest to terytorium danego państwa, dalej to terytorium międzynarodowe. Ale ważne jest to, co się dzieje w powietrzu. Przykładowo, w przypadku Polski - nasze terytorium to 12 mil od brzegu, ale nadzorujemy przestrzeń do połowy Bałtyku. Została ona przydzielona naszemu państwu według międzynarodowych ustaleń. Rosjanie na własny użytek stosują podobną metodologię - mówi WP gen. Tomasz Drewniak.
W jego ocenie Rosja uważa też, że zdobyte przez nich tereny dają im uprawnienie sięgania granicy dalej.
- Wyznaczają sobie sami strefy i tam bezkarnie latają. Nikt tych ustaleń na Zachodzie nie akceptuje. Gdyby je uznano, to by zaakceptowano, że Krym jest rosyjski, podobnie jak okupowane południe Ukrainy, czyli wybrzeże Morza Czarnego do Chersonia - dodaje ekspert.
Jak podaje "The Guardian", Reapery rozmieszczone przez USA w regionie Morza Czarnego służą wyłącznie do obserwacji. Siły powietrzne USA twierdzą, że ich głównym zastosowaniem jest zbieranie informacji wywiadowczych, ale Reaper może przenosić też 16 pocisków Hellfire. Rzecznik Pentagonu nie chciał powiedzieć, czy dron był uzbrojony i jaka była jego misja.
Odzyskają szczątki drona? "To bardzo trudne"
- Amerykański dron to jeden z kompleksowych elementów systemu rozpoznania. Podczas toczącej się wojny w Ukrainie każda informacja jest cenna. Reaper jest wyposażony w głowicę fotooptyczną, która w czasie realnym może przekazywać obraz i śledzić każdy ruch na Morzu Czarnym. Dron może mieć też czujniki, które badają elektromagnetyczne spektrum, czyli promieniowanie radarów, komunikację w systemach dowodzenia. Mogło być też kilka zamontowanych urządzeń, do których USA się nie przyznają - ocenia gen. Tomasz Drewniak.
Według "The Washington Post" odzyskanie szczątków drona przez USA byłoby bardzo trudne ze względu na brak amerykańskich statków w pobliżu miejsca rozbicia Reapera. Amerykańskie okręty ani razu nie wpłynęły na teren Morza Czarnego od czasu wybuchu wojny w Ukrainie, choć amerykańskie samoloty i drony stale latają w jego okolicach.
Zdaniem przedstawicieli Pentagonu nie wiadomo, w którym miejscu dron spadł do Morza Czarnego. Rzecznik Pentagonu generał Pat Ryder zapewniał, że do tej pory wraku nie wydobyli także Rosjanie. Z kolei w mediach społecznościowych i na rosyjskich kontach na Telegramie pojawiły się informacje o wysłaniu kilku statków rosyjskiej floty, które miałyby odszukać szczątki drona.
Według gen. Tomasza Drewniaka, jeśli Rosjanie będą próbowali wyłowić i przejąć szczątki drona, oznacza to dla nich większy problem niż samo strącenie.
- Na wodach międzynarodowych bezzałogowiec należy do Amerykanów i nie wolno im tego robić. Wyłowienie i zabranie własności USA będzie intencjonalne. Jeśli Rosja pójdzie w zaparte, że nie odda rozbitego drona, to może być większy skandal dyplomatyczny niż sam fakt uderzenia w maszynę. Wówczas będziemy mieli eskalację konfliktu na linii Rosja-USA - uważa ekspert fundacji Stratpoints.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski