Rosja kontra Orlen

"Zagazujemy Polskę, zalejemy ją naftą. Nie dość, że Polacy będą nam za to wdzięczni, to jeszcze na tym fantastycznie zarobimy" - rzekł kilka lat temu Rem Wiachiriew, wówczas szef rosyjskiego Gazpromu. I znalazł dla tego dzieła sojuszników: "Zbyszek, informuję Cię, jeżeli podejmiesz decyzje w sprawie Polskiej Nafty, Orlenu, pomijam sprawę nominacji w BOT [grupa obejmująca elektrownie Bełchatów, Opole i Turów - red.], to zostanie uchwalony wniosek o Twoje odwołanie, wygramy ten wniosek w Sejmie. Chcę być lojalny wobec Ciebie i chcę, żebyś wiedział, w co się pakujesz. W. Kaczmarek".

SMS-a o tej treści wysłał późnym wieczorem 11 marca do ministra skarbu Zbigniewa Kaniewskiego były minister skarbu Wiesław Kaczmarek. Kaniewski zignorował groźbę i doprowadził do odwołania zaufanych ludzi Kaczmarka z władz Nafty Polskiej SA i PKN Orlen. Trzy tygodnie po wysłaniu SMS-a Kaczmarek pogróżki zrealizował. Ujawniając nagle, po dwóch latach milczenia, rzekome kulisy aresztowania w 2002 r., byłego szefa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego, rozpętał polityczną burzę, która być może zmiecie z ministerialnego fotela Kaniewskiego i może doprowadzić do powołania w Sejmie nowej komisji śledczej do zbadania "sprawy Orlenu".

Cenę za zrealizowanie zemsty Kaczmarka zapłacimy wszyscy. PKN Orlen, negocjujący właśnie strategiczne transakcje (kupno dominującego na czeskim rynku paliwowym Unipetrolu i fuzję z węgierskim koncernem MOL), może stracić na zawsze szansę wzięcia udziału w tworzeniu wielkiego koncernu naftowego, przerabiającego ropę i sprzedającego paliwa, który swym zasięgiem objąłby niemal całą Europę Środkową. Jeśli do 1 maja PKN nie podpisze stosownych umów, Komisja Europejska całą fuzję będzie mogła zablokować (albo nakazać połączonym firmom sprzedaż części aktywów, na przykład sieci stacji benzynowych)! - Udział Orlenu w tym przedsięwzięciu to nie tylko okazja zbudowania ponadnarodowej firmy w Polsce, ale także zapewnienia nam dostępu do alternatywnych, tańszych źródeł ropy - przekonuje Zbigniew Wróbel, prezes Orlenu. Jeśli się to nie powiedzie, osamotniony PKN Orlen będzie skazany na przejęcie przez któregoś z rosyjskich gigantów paliwowych. Wtedy pryśnie ostatnia i jedyna tak realna po 1989 r. szansa na zdobycie przez
Polskę niezależności w branży naftowej. Pozostaniemy uzależnieni od rosyjskiej ropy, jak jesteśmy uzależnieni od drogiego rosyjskiego gazu, bez którego nasza gospodarka nie może normalnie funkcjonować. Tymczasem przeciwnicy fuzji Orlenu z koncernem MOL wytoczyli publicznie osobliwej natury argument, iż ów alians służyłby... rosyjskim firmom. Logiki ekonomicznej w tym żadnej nie ma poza domniemaniem, iż Łukoil ma już jakoby 10 proc. akcji węgierskiej spółki. A tego z kolei nie potwierdza żaden z przedstawicieli MOL.

Łukoil kupuje Gdańsk?

Zagrożenie ze Wschodu nie jest abstrakcją. Jak dowiedział się "Wprost", we wrześniu 2002 r. dwaj najwięksi dostawcy ropy w naszym regionie - Łukoil i Jukos - nie chcieli sprzedać ropy polskim rafineriom. Powód był prozaiczny: oba rosyjskie koncerny chciały kupić Rafinerię Gdańską. Toczyły nieoficjalne rozmowy z naszym rządem, w trakcie których przyparci do muru urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa zaproponowali Łukoilowi kupno od 10 do 15 proc. akcji PKN Orlen. W zamian Orlen miałby wspólnie z Łukoilem eksploatować pola naftowe, należące do rosyjskiego koncernu. Pozwoliłoby to zadośćuczynić rosyjskim ambicjom, jednocześnie dając stronie polskiej gwarancje, że będzie miała dostęp do ropy. Łukoil czuł się wszakże tak pewnie, że tę ofertę odrzucił.

Gdy w listopadzie 2002 r. do Moskwy pojechała delegacja PKN Orlen, prezes Łukoilu Wagit Alekpierow zapowiedział przy świadkach ówczesnemu wiceprzewodniczącemu rady nadzorczej PKN Orlen (zarazem prezesowi zarządu Kulczyk Holding) Janowi Wadze oraz prezesowi zarządu PKN Orlen Zbigniewowi Wróblowi, że "na wiosnę 2003 r. wszystko się odwróci i to Łukoil kupi Gdańsk".

W listopadzie i grudniu 2002 r. Łukoil znów odmówił sprzedania ropy PKN Orlen, informując przedstawicieli polskiego koncernu, że rozmowy o dostawach wznowi, gdy kupi Rafinerię Gdańską. Od kryzysu paliwowego uratowała nas wówczas wolta rywala Łukoilu - Jukosu, który podpisał z płocką rafinerią umowę na dostawy surowca. Według naszych informatorów, ta niesubordynacja i złamanie wspólnego frontu rosyjskich firm mogły być jednymi z powodów późniejszych kłopotów Jukosu, zakończonych aresztowaniem jego prezesa, miliardera Michaiła Chodorkowskiego. Kreml i rosyjskie służby specjalne (FSB)
, z których wywodzi się prezydent Władimir Putin, z coraz większym rozmachem próbują za pośrednictwem formalnie prywatnych firm realizować swą politykę wobec tzw. bliskiej zagranicy, do której w Rosji wciąż zalicza się Polskę.

Kaczmarek do Kulczyka

Już rok temu Kaczmarek de facto przysłużył się ekspansji rosyjskich koncernów. 7 stycznia 2003 r. premier Leszek Miller odwołał go ze stanowiska szefa resortu skarbu. Choć następcą został Stanisław Cytrycki, a po trzech miesiącach Piotr Czyżewski (obaj są uważani za zaufanych ludzi Kaczmarka), to premier zaczął się skłaniać ku sprzedaży Rafinerii Gdańskiej konsorcjum Rotch Energy i PKN Orlen. Kaczmarek dawał wówczas do zrozumienia, że premier Miller sprzyja interesom najbogatszego Polaka Jana Kulczyka (właściciela około 6 proc. akcji PKN Orlen), który popierał kupno Rafinerii Gdańskiej przez Orlen. Były minister osiągnął swój cel: o interesach Kulczyka zrobiło się bardzo głośno, politycy opozycji zaczęli się domagać "lepszej ochrony interesów skarbu państwa", a decyzja o prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej została odroczona i nie rozstrzygnięto jej do dziś.

Jan Piński

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)