Roman Giertych na wojnie z internautami. Chce ścigać za udostępnianie filmu
Roman Giertych wypowiedział wojnę internautom, którzy udostępniają film o śledztwie dotyczącym spółki Polnord i zarzutach, jakie do niedawna miał poseł. Polityk zapowiedział pozwy. Tymczasem doszło do tzw. efektu Streisand - internauci masowo dzielą się nagraniem, a polityk w kółko kasuje wpisy w mediach społecznościowych.
Były dziennikarz Leszek Kraskowski na swoim kanale na YouTube zamieścił materiał o tytule "Jak Krauze i Giertych wyprali miliony".
"Ryszard Krauze i mec. Roman Giertych stworzyli w giełdowej spółce Polnord oscylator niczym Bagsik i Gąsiorowski (...). Wartość działek zawyżano kilka, a nawet kilkanaście razy" - tak zaczyna się opis materiału, w którym padają liczne oskarżenia. Film był rozpowszechniany w ostatnim czasie w mediach społecznościowych przez wiele osób, w tym m.in. dziennikarza Krzysztofa Stanowskiego z "Kanału Zero" czy publicystę Rafała Ziemkiewicza.
Polityk uważa, że materiał jest niczym innym jak zniesławieniem - wciąż ściganym z Kodeksu karnego. Artykuł 212 Kodeksu karnego, dotyczący przestępstwa zniesławienia, od lat budzi kontrowersje w Polsce. Przepis ten przewiduje odpowiedzialność karną za pomówienie, które może poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania niezbędnego do wykonywania określonego zawodu czy działalności. W przypadku zniesławienia za pomocą środków masowego komunikowania, takich jak media, grozi kara grzywny, ograniczenia wolności, a nawet pozbawienia wolności do roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wrzosek skrytykowała Bodnara. "Jest jeden plus, że straciła funkcję"
Poseł w mediach społecznościowych zagroził pozwami tym, którzy rozpowszechniają dalej film. Za każdym razem jednak do jego wpisu dodawane były tzw. community note. To mechanizm stosowany głównie na platformie X (dawniej Twitter - red.), który pozwala użytkownikom dodawać kontekst do wpisów. Efekt? Polityk wielokrotnie wstawia i wrzuca wpis ostrzegający przed pozwami, a materiał i tak jest do niego dodawany.
Krytycy artykułu 212 argumentują, że jego stosowanie może prowadzić do tzw. "efektu mrożącego", gdzie obawa przed sankcjami karnymi zniechęca dziennikarzy i obywateli do wyrażania krytycznych opinii.
"Mam uprzejmą prośbę o to, aby do jutra wszyscy ci, którzy razem z panem Stanowskim i Ziemkiewiczem i innymi pragną zasiąść na ławie oskarżonych pospieszyli się z podawaniem dalej filmiku z YouTube, który oskarża mnie o pranie brudnych pieniędzy. Oczywiście i później każdy będzie miał szansę opowiedzieć sądowi jako oskarżony z art 212 par.2 kk w jaki to sposób prałem brudne pieniądze, skoro sądy wielokrotnie orzekały, że nie prałem, a i w końcu prokuratura uznała tę sądową argumentację" - napisał (pisownia oryginalna - red.).
"(...) podanie dalej filmiku do jutra gwarantuje, że znajdziecie się Państwo w pierwszym, a nie drugim grupowym akcie oskarżenia. To przyniesie Wam sławę (...). Tak więc zachęcam do udziału w pierwszej transzy oskarżonych! Tak jak zapowiedziałem: nikomu w tej sprawie nie daruję" - pisze.
Do każdego takiego wpisu na X (dawniej Twitter - red.) dołączono wspomniane community note, czyli notkę tworzoną przez użytkowników. W zamyśle miała ona rozjaśniać kontekst popularnych wpisów lub obnażać zawartą w nich dezinformację. W przypadku Giertycha autorzy dołączali link do filmu Leszka Kraskowskiego.
Roman Giertych więc usunął wpis, ale wkrótce zamieścił go z powrotem. Gdy pod "nowym" wpisem znów pojawiła się notka - poseł ponownie usunął wpis, po czym zamieścił nowy - o tej samej treści.
Efekt Streisand to zjawisko, w którym próba ukrycia, ocenzurowania lub usunięcia informacji prowadzi do jej jeszcze większego rozprzestrzenienia. I tak stało się właśnie w tym wypadku. Nazwa pochodzi od przypadku amerykańskiej piosenkarki i aktorki Barbary Streisand, która w 2003 roku podjęła próbę usunięcia zdjęcia swojej posiadłości w Kalifornii z publicznej bazy fotografii lotniczych.
Śledztwo ws. Giertycha umorzone
Roman Giertych był jedną z 12 osób zatrzymanych w połowie października 2020 r. w związku ze śledztwem dotyczącym wyprowadzenia i przywłaszczenia łącznie ok. 92 mln zł z giełdowej spółki deweloperskiej Polnord. Zatrzymanym w sprawie przedstawiono zarzuty dotyczące przywłaszczenia środków spółki oraz wyrządzenia firmie szkody majątkowej w wielkich rozmiarach, a także prania brudnych pieniędzy. Giertych zaprzeczał, że jest winny.
Jak informowała Wirtualna Polska - 16 stycznia 2025 roku Prokuratura Regionalna w Lublinie przekazała, że śledztwo w części dotyczącej Giertycha zostało umorzone.
Śledczy wyjaśniają, że występek "nadużycia zaufania", zawarty w jednym z zarzutów dotyczących spółki Polnord, "jest tzw. przestępstwem indywidualnym, a więc może być popełniony jedynie przez sprawcę o określonych kwalifikacjach, w niniejszej sprawie osobę, która była uprawniona do zajmowania się sprawami majątkowymi Polnord".
Według prokuratury, Roman Giertych "nie posiadał takich uprawnień, a zajmował się obsługą prawną spółki, jako jeden z profesjonalnych pełnomocników".
"Nie był on przy tym, jedynym fachowym doradcą prawnym zaangażowanym w transakcje obrotu wierzytelnościami i ich dochodzeniem przed sądem dla Polnord S.A." - informuje Prokuratura Regionalna w Lublinie.
- Materiał dowodowy zebrany w sprawie nie dał podstaw do twierdzenia, że działania prawne podejmowane przez Romana G. miały charakter pozorny - informuje rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie prokurator Beata Syk-Jankowska.
Prokuratura chciała aresztować Giertycha ws. Polnordu w 2021 roku. Polityk wyjechał jednak wówczas z Polski do Włoch. Następnie wystartował z list Koalicji Obywatelskiej do Sejmu. W wyborach w 2023 roku udało mu się wywalczyć mandat, a tym samym zdobył immunitet.
Czytaj więcej: