Rok prezydenta Andrzeja Dudy: "znakomite rezultaty", "widzimy całkowitą zmianę"
• Rok Andrzeja Dudy podsumowują dla WP Jan Olszewski, Leszek Miller i Aleksander Hall
• Prof. Hall: Andrzej Duda niektóre swoje decyzje podejmuje w poczuciu niesmaku
• Miller: niewiele może w kraju, więc rekompensuje to sobie na arenie międzynarodowej
• Olszewski: jego kultura jest charakterystyczna i dla mnie osobiście ważna
05.08.2016 | aktual.: 09.08.2016 15:18
Wirtualna Polska poprosiła byłych polityków, a więc już bardziej zdystansowanych, o ocenę pierwszego roku prezydentury Andrzeja Dudy i opinię, jak może się ona rozwinąć w ciągu kolejnych czterech lat.
Jan Olszewski: kultura prezydenta to absolutna rewelacja
Opinia Jana Olszewskiego (byłego premiera, adwokata i działacza opozycji antykomunistycznej, kawalera Orderu Orła Białego).
Nie ośmielam się klasyfikować i porównywać dotychczasowe urzędowanie prezydenta z pierwszymi latami poprzednich głów państwa. Muszę jednak powiedzieć, że jedna rzecz jest absolutnie rewelacyjna. Jestem dość uważnym obserwatorem polskiej polityki i począwszy od pierwszych wolnych wyborów w 1990 r. aż do tej pory nie widziałem prezydenta RP, który by w pierwszym roku sprawowania urzędu nie popełnił jakiejś mniejszej bądź większej gafy protokolarno-towarzyskiej. Wyłączam tu Lecha Wałęsę, bo jego urzędowanie to była w pewnym sensie jedna wielka wpadka.
Każdy z następców Wałęsy ma na koncie przynajmniej parę takich przypadków. Andrzej Duda jest tutaj rewelacją, bo nic podobnego mu się nie przytrafiło. Zaprzyjaźnione z prezydentem media nadałaby temu wielki rozgłos, a nie miały nawet sposobności. Prezydent jest uosobieniem najlepszej krakowskiej tradycji - na pewno jest to Andrzejowi Dudzie bardzo pomocne. Ta kultura jest charakterystyczna i dla mnie osobiście ważna.
Jeśli z kolei chodzi o działalność polityczną w roli prezydenta, to większość swoich obowiązków - zaryzykowałbym takie stwierdzenie - spełniał na płaszczyźnie międzynarodowej. I to ze znakomitymi rezultatami. Taki był wymóg czasu, bo stanął wobec problemów bezpieczeństwa państwa i musiał działać energicznie. Choć szczyt NATO w Warszawie był oczywiście zaplanowany wcześniej, ale już to, co miał przynieść dla Polski, było sprawą otwartą. W rezultacie szczytu nasza pozycja w Pakcie została właściwie upełnoprawniona (wcześniej prawdę mówiąc byliśmy członkiem drugiej kategorii). Jest to ogromny sukces - nie mówię, że wyłącznie Dudy, ale jego udział był bardzo duży i jest to rzecz, która musi zostać zapisana przez historię także na jego konto.
Drugą bardzo ważną sprawą - w jakimś sensie związana z jego nazwiskiem - jest to, że udało się skonkretyzować układ polsko-czesko-słowacko-węgierski. Grupa Wyszehradzka dopiero teraz, w wyniku osobistych działań prezydenta, nabrała dynamiki i charakteru. To obiecujące na przyszłość.
I trzecia rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę: jego zagraniczne podróże były kompletnie lekceważone, tymczasem choćby wizyta w Chinach procentuje np. w postaci perspektyw współpracy w ramach linii lotniczych LOT, a są i inne mniej nagłośnione. Także dlatego bardzo pozytywnie oceniam międzynarodowe zaangażowanie prezydenta.
W polityce krajowej dla prezydenta był to natomiast bardzo trudny rok. Dopiero z perspektywy czasu będziemy mogli ocenić, czy mógł zajmować w pewnych sprawach bardziej zniuansowane stanowiska. Sytuacja jest jednak trudna, bo dokonuje się zasadnicza zmiana nie tylko polityczna, ale i konieczne reformy w wielu dziedzinach. Znajdowały się one nie tylko w programie PiS, ale i w prezydenckim programie Andrzeja Dudy. Trudno więc wymagać, aby prezydent zachowywał zdystansowaną bezstronność.
Jeśli nie jest to nietaktem, to chciałbym przypomnieć dewizę, którą prezydent zapewne zna. Jeden z najlepszych królów elekcyjnych - taki prezydent I RP - powiedział celnie, że król jest po to, aby o nim źle mówiono. Jeżeli właściwie wykonuje swoje funkcje, to nieuniknione jest, że musi przyjmować krytykę jako rzecz konieczną. W odniesieniu do Andrzeja Dudy mamy właśnie taką sytuację.
Prezydent musi dopomóc obozowi politycznemu, który go wysunął przy wprowadzaniu zmian. Jest to historyczne zadanie, od którego prezydent nie może się uchylać i musi w nim brać udział, zachowując jednocześnie postawę zdystansowaną do polityki czysto partyjnej. Jak do tej pory pod tym względem nie można formułować poważniejszych zarzutów.
Nie jestem obiektywnym sędzią, bo mam swoje nadzieje i bardzo bym sobie życzył, aby reformy się powiodły, zwłaszcza że po części dotyczą kwestii, które poruszałem jako aktywny polityk. Muszę jednak powiedzieć, że warunki nie są łatwe - mamy bowiem do czynienia z destabilizacją sytuacji międzynarodowej. To jest dziś główne zagrożenie. Czy w ciągu czterech lat uda się wprowadzić wszystkie reformy postulowane przez obóz prezydenta i PiS? To w dużej mierze zależy od biegu wypadków od nas niezależnych.
Na koniec mam jedną poradę, a jednocześnie prośbę do prezydenta. Zadań przed nim jest wiele, ale jedno jest niesłychanie pilne, a chyba dziś niedoceniane. Myślę o reformie systemu edukacji. Szkoła zbudowana w II RP była jej największym osiągnięciem i usprawiedliwia wiele błędów ówczesnego państwa. System edukacyjno-wychowawczy III RP jest natomiast klęską, a jego reformy są nieudane. Jak najszybciej trzeba więc wrócić do tradycji II RP, uwzględniając oczywiście wymogi epoki. Od tego zadania zależy przyszłość Polski - w perspektywie naszej epoki historycznej nie ma dziś ważniejszego problemu. Nie da się go rozwiązać w rok ani w jedną kadencję, ale jestem przekonany, że gdyby Andrzej Duda uzyskał też drugą kadencję, to w ciągu 10 lat można zbudować zupełnie nowy system edukacyjno-wychowawczy. Zachęcam prezydenta, aby objął swoim protektoratem taki dalekosiężny projekt.
Prof. Aleksander Hall: prezydent na zawołanie
Opinia prof. Aleksandra Halla (byłego polityka, działacza opozycji antykomunistycznej, kawalera Orderu Orła Białego) dla Wirtualnej Polski.
Z punktu widzenia interesów państwa polskiego i wyobrażenia o prezydencie jako osobie stojącej ponad zasadniczymi podziałami społecznymi, to prezydentura Andrzeja Dudy jest zupełnie nieudana. Sam prezydent na pewno jednak jest z niej zadowolony, podobnie jak prezes Jarosław Kaczyński - i po drugie - elektorat PiS. A to dlatego, że nie było żadnej politycznej decyzji prezydenta, która byłaby niezgodna z wolą dzisiejszego numeru jeden polskiej polityki, czyli J. Kaczyńskiego.
Osobiście nie znam pana Andrzeja Dudy, ale obserwowałem go przed jak i w czasie kampanii wyborczej. Muszę powiedzieć, że jak na środowisko PiS wydawał się jedną z sympatyczniejszych osób. Myślę, że został dobrany przez J. Kaczyńskiego do roli kandydata na prezydenta ze względu na cechę charakteru - posłuszeństwo.
Na razie Duda jest Kaczyńskiemu posłuszny i nie zaznacza własnej osobowości. Jest to zjawisko negatywne, bo deprecjonuje urząd prezydenta RP. Na żaden samodzielny gest Duda się nie zdobył, ale odważył się na kilka decyzji - moim zdaniem - ewidentnie niezgodnych z konstytucją i bardzo kontrowersyjnych, mówiących: teraz władza jest nasza i możemy wszystko, co chcemy (to m.in. decyzje o ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników, a także postępowanie ws. Trybunału Konstytucyjnego).
Z kolei na arenie międzynarodowej Andrzej Duda nie pozostawia po sobie znaczącego śladu. Oczywiście może - z punktu widzenia i Polski, i swojego - zaliczyć na plus szczyt NATO w Warszawie. Trzeba jednak przypomnieć, że przygotowania i ustalenia szczytu trwały już za rządów poprzednika. Andrzej Duda skorzystał więc z pracy Bronisława Komorowskiego oraz rządu PO-PSL, choć nie zmienia to faktu, że wizerunkowo był to jego osobisty sukces.
Czasami ludzie dopiero dorastają do urzędu, który sprawują - uczą się, zdobywają świadomość, że mają mocny mandat pochodzący z powszechnych wyborów. Oczywiście nie mogę w zupełności wykluczyć, że Andrzej Duda - zwłaszcza, gdy będzie się zbliżała kolejna kampania prezydencka - będzie chciał stworzyć sobie większe pole niezależności. Nie jest to wykluczone, ale jednak mało prawdopodobne. Po tym roku - powiedziałbym - prezydentury na zawołanie prezesa, a więc niesamodzielnej, odnoszę wręcz wrażenie, że Andrzej Duda niektóre swoje decyzje podejmuje w poczuciu niesmaku. Gotowość do takiego zachowania też jest kwestią charakteru, a właśnie charakter nie jest najmocniejszą stroną tego polityka, który zapewne jest bardzo inteligentny i ma takie atuty jak stwarzanie bardzo dobrego pierwszego wrażenia albo talent retoryczny.
Leszek Miler: dwa scenariusze dla Andrzeja Dudy
Opinia Leszka Millera (byłego premiera i byłego szefa SLD) dla Wirtualnej Polski.
Rok to jest jeszcze za mało, aby wypracować sumaryczną opinię nt. prezydenta Andrzeja Dudy. Ten czas pokazuje jednak systemowe wady polskiej prezydentury. Każda kampania prezydencka przebiega tak, że kandydat zachowuje się tak, jakby był szefem rządu z większością w Sejmie. Wachlarz obietnic w ogóle nie przystaje do kompetencji prezydenta wynikających z konstytucji. Potem zaczynają się więc kłopoty, bo bez sprzyjającej prezydentowi sejmowej większości, ma on ograniczone możliwości.
Andrzej Duda teoretycznie ma oparcie w Sejmie, ale decyzje i tak są podejmowane w kierownictwie PiS, a nie przez prezydenta. Tak też sobie tłumaczę wielką ostrożność głowy państwa, akcentowanie swojej niezależności i próby większej samodzielności.
Gdyby więc w przyszłości poważnie debatowano o nowelizacji konstytucji, to trzeba ten systemowy problem rozstrzygnąć - czy system prezydencki, czy kanclerski? Obecnie w kampanii prezydenckiej wprowadza się opinię publiczną. Potem następuje zderzenie z rzeczywistością. Widać to na przykład w próbie rozwiązania problemu frankowiczów - prezydent wycofał się tu ze swoich propozycji. Gdy widziałem Andrzeja Dudę mówiącego "niektórzy twierdzą, że się nie da, a to nieprawda, wszystko da się zrobić". No niestety, można zrobić tylko to, co jest możliwe. Jeśli Duda mówi takie rzeczy, to potem za to zapłaci. Media nie zapominają, ludzie też.
Andrzej Duda rzeczywiście jest za to bardzo aktywny na arenie międzynarodowej. Tłumaczę sobie to tym, że ma on poczucie, iż w kraju niewiele może uczynić i ma z tego powodu bezustanne kłopoty. Jego aktywność międzynarodowa mu to rekompensuje. Najczęściej są to spotkania bi- albo multilateralne. Jest to jednak standard, który uprawiają prezydenci. Sprawa, która wymaga uwagi, to niewątpliwie szczyt NATO. Odnosiłem jednak wrażenie, że to szef MON chciał zająć miejsce prezydenta, co dla Andrzeja Dudy musiało być irytujące. Zwłaszcza, że szczyty NATO to wydarzenie polityczne, a nie wojskowe.
Dalszy ciąg prezydentury to wielka niewiadoma. Dlaczego? Bo u prezydenta Dudy będą się ścierać dwie tendencje. Pierwsza: próba zbudowania własnego zaplecza politycznego - coś w rodzaju postępowania Aleksandra Kwaśniewskiego, który niby był blisko SLD, ale zawsze chciał stworzyć środowisko wokół siebie, złożone także z ludzi spoza SLD i prezentować przez to swoją samodzielność. Ta wizja może zwyciężyć i u Dudy, jeśli prezydent zrozumie, że może być bardzo samodzielny. Zresztą jego otoczenie będzie go do tego scenariusza skłaniać - zwykle jest tak, że otoczenie prezydenta i premiera jest bardzo wrażliwe na punkcie własnej samodzielności.
Druga tendencja to z kolei to, co widzimy teraz: prezydent jako lojalny współpracownik prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który jednak dalej będzie aktywny na arenie międzynarodowej, choć w sposób sztampowy. Będzie zajęty tylko tym, aby tak pozyskać elektorat PiS i w oparciu o niego wygrać kolejne wybory.
Dotychczasowi prezydenci po wyborach starali się słać sygnały, że chcą być prezydentami wszystkich Polaków, mimo iż nie wszyscy na nich głosowali. W przypadku Andrzeja Dudy widzimy całkowitą zmianę - teraz prezydent nawet nie wykazuje skłonności, aby tak się jawić. On komunikuje: chcę być prezydentem tych, którzy mnie wybrali oraz tych, którzy się dołączą w trakcie następnej kampanii.